3 rozdział

636 27 11
                                    

Brandon

– Ile mamy czasu? – Wspomniał Matt, rozkładając się na kanapie w przedsionku mojego garażu. Nogi wysunął do przodu, odpalił papierosa, z ewidentnie za dobrym humorem i nieskrywanym uśmiechem. Chyba niezbyt zdawał się też spieszyć. – Zresztą... ja nawet nie wiem, w czym mógłbym ci pomóc. Z pewnością znasz się lepiej na temacie wyścigów, rajdów, tego całego turnieju, czy co to tam jest, niż ja... I może wiedziałbym więcej, gdyby ktoś chciał się ze mną podzielić informacjami, nie sądzisz? – Wywróciłem oczami, olewając z grubsza to, co właśnie powiedział. – No jak zwykle! Zawsze zlewka... Chociaż byś mi odpowiedział, panie wielka tajemnica.

– Długo mi zejdzie, a może dzięki twojej gadaninie czas mi szybciej zleci. – W tej chwili nie patrzyłem się na niego, ale zdecydowanie wstał po tych słowach z kanapy, a na twarzy miał wymalowany szok. Pod nosem, niemal niezauważalnie, uniósł mi się kącik ust.

– Żartujesz?! Opuściłem szkołę, bo tobie się nudzi?!

– Przyda ci się mały detoks od tej dziewczyny. – Powiedziałem, ale już po chwili rozbawił mnie fakt, że nawet nie spoglądając w jego stronę, odczuwałem na sobie presję jego spojrzenia i rozdrażnienie, jakie z siebie gorączko wyrzuca. – A tak na poważnie, zacznijmy od tylnych siedzeń. – Wskazałem mu torbę, którą rzucił w moją stronę. – Mam mało czasu, a muszę jak najszybciej dopomóc temu aucie. – Jego westchnięcie słychać było w każdym zakątku garażu. Wiedziałem, że tak naprawdę, w głębi siebie, Matt cieszy się, że ten dzień spędzimy tutaj. Razem. I nie w żadnym innym miejscu. To było po prostu widać.

– Nie mogłeś tak od razu?... – Ruszył za mną, do kolejnej części hali, a po chwili ciszy znowu się do mnie odezwał. On niestety rzadko siedzi cicho... Albo może i na całe szczęście? Dziś, wyjątkowo, ta wada zdaje się zaletą. – Kiedy masz kolejny wyścig? Jutro? Pojutrze? – Ale mi niestety cisza towarzyszy regularnie. – Przecież nie ciężko jest mi się domyślić, że musieli nagle wpisać cię na listę... Inaczej nie poprosiłbyś mnie o pomoc. Zawsze podają termin w ostatniej chwili? Czy może teraz odbywa się jakiś inny rodzaj turnieju niż wcześniej? Albo to jakiś jednoetapowy konkurs?

Zacząłem szukać kluczyków w swojej torbie, olewając jego kolejne pytania.

– Zmień temat. – Rzuciłem, czego już nie komentował.

– Czyli przeszedłeś dalej, tak?... – Westchnąłem, czując, że mi dzisiaj nie odpuści. Niechętnie kiwnąłem głową, nadal nie odwracając się w jego kierunku. Chociaż nadchodząca wiosna świadczy o tym, że ten cyrk dopiero się zaczyna. – Nie wiem, czy powinienem się z tego cieszyć, ale nie będę dłużej drążyć. – Tego się nie spodziewałem. – Gratulacje, tak czy owak. Bardziej mnie za to intryguje, jakie auto mi tym razem pokażesz. – Uniosłem spojrzenie, by móc dostrzec jego reakcję. Zawsze się tym ekscytował. Byłem wdzięczny, że nareszcie ze mnie zszedł.

– BMW M4.

I zapanowała cisza.

Pozytywna, czego raczej mogę być akurat pewien. W szczególności, że Matt jest nieuleczalnym fanem tej marki, choć posiada tego swojego ukochanego Mercedesa, którym chwali się każdemu. Stał przede mną, z kamiennym wyrazem twarzy, niezbyt wierząc mi na słowo.

– Pierdolisz.

– Mówisz tak za każdym razem, kiedy tu przychodzisz. Zdajesz sobie z tego sprawę?

– Nie mów, że pojedziesz tym autem na wyścig... Nie mów, że... to auto jest właśnie w twoim garażu... Nie uwierzę w to, dopóki nie zobaczę. – Słyszę to za każdym razem. I w sumie, to chyba dobrze, że Matt się do tego nie przyzwyczaja. Ja już zdążyłem, a chyba nie powinienem.

Noga Na GazOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz