1 rozdział

1.3K 33 27
                                    

Nieprędko było mi pewne rzeczy zrozumieć, w szczególności, że miałam raczej nieomylne wrażenie, jakbym ten świat, w którym spędziłam całe siedemnaście lat swojego życia, znała z zupełnie innej perspektywy niż ta, z którą przyszło mi się mierzyć. Nie wiem, czemu roztargnienie było dla mnie bajką, a oderwanie się przynajmniej w części od rzeczywistości, najpiękniejszą i zarazem idealną baśnią. Można jedynie się domyślić, jak często dorywała mnie dekoncentracja, czy jak często dopadał mnie nieziemsko wielki brak uwagi, przez który wyglądałam, jakbym już dawno tkwiła w innym, całkiem obcym dla nas uniwersum.

I nie chcę mówić, czy od razu na wstępie zaznaczać, że jestem osobą wyróżniającą się w tłumie, wyjątkową i niepodobną do nikogo innego, bo to choć w nikłym stopniu nie zbliżało się do prawdy. Byłam bowiem tak przeciętna, nieosobliwa i powszednia, że świadomość tego, w pewnym sensie zaczynała mnie już powoli przytłaczać. Dlatego nie myślałam o tym, jak i o wielu innych sprawach, które i być może miały nawet jakieś głębsze i istotne znaczenie. Jednak z pewnością nie skłamię, mówiąc, że istniały inne kwestie, i to nawet na mój temat, przez które ludzie wbijali we mnie wzrok, przeszywali spojrzeniem, czy patrzyli na mnie ze szczerą pogardą, nie czując po tym choć małego skrępowania... Niemniej jednak co to zmienia? Gdyby poznali mnie przynajmniej odrobinę bliżej, zrozumieliby, że we mnie niczego takiego nie ma. Zlewałam się z tłumem, a większość czasu, nawet czułam się od niego gorsza.

Podsumowując, dawno już stwierdziłam, że jestem szablonowa, a mój moralny świat czasem i mnie samą zaskakiwał.

Poznanie prawdy dla niejednej osoby jest po prostu konieczne. To ich niezbędny obowiązek, którego realizacja bywa czasem nawet i ważniejsza, niż ofiary, które musieliby po drodze poświęcić – bo nienawidzą niewiedzy, a już z pewnością nie są żądni tego, by być z niej w choć drobny sposób wykluczeni. Ludzie chcą znać prawdę, chcą móc wiedzieć, na czym stoją, znać nawet sekret, który ich w ogóle nie dotyczy, choćby miała być to w ich życiu najgorsza informacja, tylko po to, by być jej świadomi.

A prawda, jakakolwiek by nie była, zawsze musiała wywrzeć na nas jakiś wpływ. Dezorientowała, zasmucała, czy poprawiała nam dzień. I jak rosyjska ruletka, sama sobie wyznaczała, czy na jej wieść będziemy się śmiać.

A ja tego nie lubiłam.

Bo w końcu zrozumiałam, jaki spokój niesie mi niewiedza. Nie wiedziałam o tym, co złe, nie wiedziałam o tym, co jest dobre, ale za to osiągnąć da się ten wspaniały poziom życia na uboczu, gdzie cała ta zabawa, zwana życiem, jakoś ciebie nie dotyczy. Jednak to było takie ciężkie... jakby los, usilnie dążył do tego, by odebrać mi szansę na mój wymarzony spokój. Nigdy go nie miałam, ciągle uciekał mi z rąk i czułam się, jakby fatum już od moich najmłodszych dni wrzynało mi bezwzględnie w serce tysiącletni, zardzewiały nóż, który z każdym rokiem tylko bardziej się zazębiał. I ostatecznie – ranił mnie bardziej.

I tak mój spokój, który ciężką pracą gromadziłam w swoje dłonie, ciągle przesypywał mi się pomiędzy palcami, w końcu wysypywał się strużkami, przez ludzi i los, od których byłam w całości zależna. I od tego nie byłam w stanie uciec – stąd też nie wierzyłam w ludzi wolnych.

Bo nie da się być wolnym.

Można uciekać, ile się da, bić się z otoczeniem do swojego ostatniego tchnienia, by tylko się przekonać, w jak okrutnym świecie przyszło każdemu z nas żyć.

Co nie oznacza, że nie możemy czuć się wolni... że nie możemy przynajmniej na chwilę tego doświadczyć, że nie możemy nawet zapomnieć o wszystkim, co każdego z nas z osobna trapi. Bo możemy... tylko szkoda, że ta chwila jest taka ulotna.

Noga Na GazOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz