6 rozdział

228 16 17
                                    

 Zielona barwa moich oczu zdążyła wrócić, na swoje dawne, utęsknione miejsce i stało się to szybciej, niż mogłabym się tego po niej spodziewać.

Wystarczyło kilka roztrzęsionych mrugnięć i częściowe ochłonięcie, abym w pełni powróciła do dawnej, przygaszonej wersji siebie i przy okazji odczuła poprzednie zakłopotanie, które teraz nie pozwala mi iść spać. Moje opanowanie powróciło do siebie, to prawda, ale miejsce wcześniejszego rozzłoszczenia zajęły w wyłączności niezliczone zmartwienia i masa trosk, z którymi wciąż nie mogę sobie poradzić... i nie mogę dać się im pokonać, choćbym miała przez to całkowicie zgłupieć i utracić dopiero co odzyskany spokój. Bo jeśli poniosłabym klęskę, zestresowała się i ponownie wybuchła tak, jak wtedy w bibliotece... może nie skończyłoby się to tylko na odmiennej barwie tęczówek i nadprzeciętnie przyspieszonym oddechu. Może każda cząstka tkwiącej we mnie dobroci i człowieczeństwa nagle zastąpiłaby się szałem i całkowitym obłędem.

Od kłótni Sarah i Brandona minęło kilka, przedłużających się dni. A codzienne burze i nieustające błyskawice wcale nie polepszały mi humoru. Nie było również lepiej z faktem, że po jedenastu latach nieużywania zdolności, niewiele mi brakowało, abym ponownie poharatała komuś zdrowie i kompletnie zniszczyła życie. Nie pamiętam, jak opuściłam bibliotekę, ani kiedy spotkałam Connora. Stałam na granicy, której delikatne przekroczenie zwiastowałoby prędkie i bezpowrotne zamknięcie mnie w zakładzie dla osób z rangi S, bez chociażby cienia szansy na ucieczkę. Bo "Stwarzam zagrożenie" i powoli sama zaczynam w to wierzyć.

Gdyby jakikolwiek nauczyciel zobaczył moje zwężone źrenice i krwiste oczy, nie zdziwiłabym się, jakbym już dawno siedziała za kratkami podpięta do maszyn, które rzekomo mają mi pomóc w kontrolowaniu swojej zdolności. Ale one nie działają tak, jak myśli większość społeczeństwa... Wiem, bo już to przechodziłam. Ciężkie kable i metalowe obrączki tylko cię zabiją, jeśli spróbujesz uwolnić swój dar. I cóż, wtedy faktycznie człowiek robi wszystko, by tylko usidlić swoją umiejętność. Bo chwila nieuwagi zabiera ci wszystko. Życie i jakąkolwiek szansę na stworzenie dobrych wspomnień.

Natomiast w szkole niemal nic się nie zmieniło. Sarah zdążyła się otrząsnąć, a przynajmniej traktuje mnie z dawną obojętnością, jakbym była jej kompletnie nieznajoma. Nie zwraca na mnie uwagi, a nawet zachowuje się w pełni beznamiętnie, jakby jej złość i wyzwiska, które skierowała wtedy w moją stronę, tylko mi się wyśniły. Podejrzewam więc, że zaliczyła z Brewerem dłuższą, poważniejszą rozmowę, tym razem w całkowitym spokoju, gdzie nikt nie musiał się nawzajem przekrzykiwać i zdzierać gardeł, by dojść do jakiegokolwiek porozumienia. I mam również nadzieję, że sam Brewer wyjaśnił jej to, że między nami do niczego nie doszło. Nie zniosłabym myśli, że ktoś nie zna prawdy i rzeczywiście jest przekonany, że ja... z nim... Nie. Nie zniosłabym tego i muszę się przekonać, czy przypadkiem ktoś w tej szkole nie jest źle poinformowany.

A sam Brandon Brewer, od czasu incydentu w bibliotece przyszedł na każde zajęcia, do tej pory nie opuścił żadnej godziny lekcyjnej, sprawdzianu, ustnej odpowiedzi, czy mało ważnych wykładów, z których nawet ja skłonna byłam uciec. Nie odezwał się do nas chociażby słowem, nie zaszczycił uwagą, ani przelotnym spojrzeniem. I nie mówię tu w wyłączności o sobie. Nie odezwał się ani do mnie, Connora, Matta, Cindy, czy Liama. Nie przywitał się ze swoim najlepszym przyjacielem, a więc coś musi być na rzeczy. Nie trzeba się przyglądać, by odczuć wręcz bezlitosne napięcie czyhające między tą dwójką, którego naruszenie prawdopodobnie wywołałoby brutalną szarpaninę, w której ja nie miałam najmniejszej ochoty uczestniczyć. Choć w głównej mierze gniew bije od samego Matta, a nie Brewera... Serce Brandona wciąż jest skarbnicą ciszy i spokoju, gdy to należące do Morgana zacznie mi się chyba za niedługo śnić. Bije jak młotem. Z hukiem, drżeniem i dosadnością, a mnie zaczyna boleć głowa... Nadal się zastanawiam, czemu ich skłócenie muszę odczuwać też ja? Czym sobie na to zasłużyłam? Nie mam pojęcia, ale wciąż czuję, że winą obecnego stanu rzeczy jest samo zajście w bibliotece. Może to ono zainicjowało konflikt, tyczący się czegoś, czego wcześniej nie mieli odwagi wyjaśnić? Nie pytałam się Matta o powód ich kłótni, bo doskonale wiedziałam, że już dostatecznie nurtuje go ten temat.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 18 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Noga Na GazOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz