Rozdział 6

501 28 22
                                    

!TW¡ UŻYWKI (itp. substancje)

nie będzie to jakiś mega długi fragment, zaledwie parę wzmianek, aczkolwiek wolałem ostrzec!

♧︎︎︎


Dwa tygodnie.

Przez dwa tygodnie Kai oraz Cole spędzali czas w swoim towarzystwie. Zaczynali się coraz to lepiej poznawać, opowiadać o sobie więcej i czuć się swobodnie, przesiadując razem na dachu hotelu, gdzie wbudowany został ogromny basen, w którym dość często zdarzało im się pływać lub codziennie spożywając posiłki w restauracji. Czasami rozstawali się na jakiś czas. Szatyn miał swoje sprawy, za którymi tu przyjechał i musiał koniecznie go opuścić. Brookstone szedł wtedy do swojego pokoju, siadał na kanapie i wpatrywał się w ampułki z lekami i woreczek z białym proszkiem, jakie leżały na stoliku naprzeciw niego.

Musiał to zrobić.

Problem był jeden. Brunet nigdy nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Jednakże musiał stwierdzić, że Smith bardzo mu się podobał. Nie chciał mówić tego głośno, nie mógł nawet. Morro z pewnością by się wściekł. Biedna Rita, która dzwoniąc do niego, zaczęła mówić, że z szefem dzieje się coś niedobrego. Chodzi nabuzowany i wszystkim daje w kość. Gdy zapytał, co się stało i o co może chodzi, ta powiedziała tylko, że jeden z jego wysłanników; szpiegów, z których pomocy często korzystał, dowiedział się bardzo ciekawych rzeczy na temat jednego ze swoich pracowników. Rossi niestety nie została poinformowana, o kogo dokładnie mogło chodzić i nawet się nie domyślał. Miał mętlik w głowie. Nie mógł wyznać chłopakowi, że zauroczył się w nim. Kai nie był przy nim bezpieczny. On sam narażał się na gniew Morro, którego za wszelką cenę stara się uniknąć od tak dawna. Mężczyzna był niczym tykająca bomba, na którą strach chociażby spojrzeć. Zachowywał się zupełnie, jak narkotyk, który uzależniał od swojej obecności w organizmie, tak jak brunet robił to w życiu. Mówił, że możesz stać się niezależnym od każdego. Ale Morro nie był każdym. Był inny. Był potrzebny, bez niego Cole nie dałby sobie rady. Tak, to wszystko dzięki niemu. Ma dom, ma przyjaciół, dobrze płatną pracę.

I traumę.

Cole chwycił za strzykawkę. Kai za pół godziny powinien wrócić. Plan był prosty. Wykonać w końcu polecenie, z jakim zaczynał zwlekać, odkładać na później. Wybrał odpowiednią ampułkę, chwilę grzebiąc w apteczce. Tą samą substancję, jaką on sam był usypiany przez swojego szefa i jego pomocników, gdy coś przeskrobał. Tą przez którą tracił zmysły, bo za nic nie mógł odzyskać świadomości i zwalczyć chęci zamknięcia powiek i zapadnięcia w sen. Naciągnął płynu do strzykawki. Był to jeden z mocniejszych leków nasennych, jakie kiedykolwiek miał. W dodatku w postaci cieczy. Nigdy nie pytał, skąd Morro je ma. Skąd bierze zapas tylu prochów przeciwbólowych, uspokajających czy innych takich.

Do teraz pamiętał, jak wstrzykiwali mu tyle morfiny aż czuł jak kręci mu się w głowie. Nie odczuwał wtedy bólu. Uczucie było początkowo niepewne, lecz po chwili nastał stan ukojenia i spokoju, jakiego mu stanowczo brakowało. Było to konsekwencją pytania o rzeczy, o których szef wolał nie mówić; wolał zachować dla siebie i zamieść pod dywan. Cole miał tylko podać lek i tyle. Najpierw jednak musiał stworzyć mieszankę wybuchową. Leki usypiające i alkohol? W dodatku w dużych ilościach? Powinno się udać.

Nie miał przy sobie żadnych procentów. Nie pił za często. Stawiał raczej na zwykłego papierosa, jakiego przyszło mu wczoraj zapalić, lecz Kai od razu złapał za niego i wyrzucił za szybę, gdy znajdowali się w samochodzie, jadąc do sklepu. Czuł niewyobrażalną chęć uduszenia go. Dzięki nikotynie był w stanie się odstresować, co nie zawsze miało dobre skutki dla jego zdrowia fizycznego. Lepsze to niż ból psychiczny, jaki potrafił być przeogromny; taki, że nie można było się go pozbyć.

𝖬𝗈𝗋𝖽𝖾𝗋𝖼𝗓𝖾 𝗎𝖼𝗓𝗎𝖼𝗂𝖾 || 𝖫𝖺𝗏𝖺𝗌𝗁𝗂𝗉𝗉𝗂𝗇𝗀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz