Rozdział 7

483 26 29
                                    

W uszach straszliwie mu piszczało. Czuł niesamowity ból w dolnych partiach ciała, a w głowie delikatne pulsowanie. Otworzył powieki, czując suchość w gardle. Światło raziło go w oczy, więc znów je zamknął, by po chwili unieść. Leżał na czyjejś klatce piersiowej. Miał ochotę spowrotem pójść spać, lecz gdy ujrzał, że jego głowa spoczywa na torsie Cole'a, wyrwał się z jego uścisku, ciągnąc kołdrę za sobą.

Nie pamiętał z wczoraj prawie nic. Jedynie, że flirtował z recepcjonistką i że on oraz brunet, niemało wypili. Wylądował na zimnej posadzce, a miękki materiał oplótł jego talię. Powrócił wzrokiem do Brookstone'a, który odwrócił się do niego plecami, w stronę okna. Szary koc opatulił go wokół bioder. Szatyn dźwignął brwi do góry, widząc dość mocne zadrapania na ciele Cole'a, zwłaszcza na łopatkach. Spojrzał na swoje ręce. Na palcach dostrzegł krew, głównie na paznokciach. Przeraził się nieco, gdyż zdał sobie sprawę, iż on narobił mężczyźnie tyle - zgadywał, że w jakiś sposób bolesnych - śladów. Wstał z podłogi, a raczej usiłował. Gdy stanął już na proste nogi, ból przeszył jego ciało. Usiadł na łóżku i przysunął się bliżej bruneta.

Jego twarz okalały ciemne, bujne pasma włosów. Słońce rzucało delikatne promienie, oświetlając jego profil, jaki szatyn uważał za przystojny. Kai zagryzł wargę, uświadamiając sobie, że rzeczywiście przespał się z chłopakiem, choć nie chciał o tym myśleć. Przecież mógł przewrócić się na schodach, lądując na kość ogonową czy coś takiego. Zadarł głowę do góry, wpatrując się w sufit. Odetchnął głośno i powoli zaczął zsuwać z Cole'a kołdrę. Pisnął kiedy zrozumiał, że naprawdę nie ma on bielizny.

- Wstawaj! - wrzasnął i walnął go mocno w ramię. Ten tylko wymamrotał coś pod nosem, lecz nie otworzył oczu. - Cholera, Brookstone! Przeleciałeś mnie, debilu! - załkał i wstał, czym prędzej. Nerwowo szukał swoich bokserek, które po chwili udało mu się odnaleźć.

- Nie mów mi, że ci się nie podobało - na ustach bruneta zawitał bezczelny uśmiech, a jego wzrok powędrował do ciała chłopaka w momencie, w którym nasuwał swoją bieliznę na biodra.

- Zamknij się - warknął i oparł się o ścianę. Chciało mu się wymiotować na wspomnienie nocy spędzonej z nim. Znał go nieco ponad dwa tygodnie. Lubił go, nawet bardzo, lecz stanowczo wolał by coś pamiętać. Spodobał mu się, wtedy kiedy zdenerwowany tłumaczył mu, by nie podrywał kelnera w kawiarence. Powinien być zły, lecz nie mógł. Zdał sobie sprawę, że się zakochał. Nigdy nie był zwolennikiem określenia, że miłość od pierwszego wejrzenia istnieje, ale gdy jego samego to spotkało, zrozumiał. Czas, jaki spędził w jego towarzystwie uważał za jeden z lepszych w całym swoim życiu.

- Oh, Kai - wymruczał i przeciągnął się, niczym kot, rozrzucając się po pościeli. Syknął, kiedy plecy zaczęły go szczypać. - Boli to - ręką powędrował do niewielkich ran, rozmasowując je.

- Wybacz - szepnął cicho, spuszczając wzrok. - Jesteśmy kwita. Przez ciebie boli mnie tyłek - rzucił gromami z oczu na Cole'a, który zaśmiał się głośno, chwilowo zapominając o swoich plecach.

- Spójrz na swoje ciało - uśmiechnął się tajemniczo, podpierając głowę o rękę, kładąc się na prawym boku.

- Brookstone! - przeraźliwy krzyk Kai'a rozniósł się po apartamencie, kiedy Smith poszedł do łazienki zbadać problem. Cole znów wybuchł śmiechem na jego reakcję.

- No co? Ładne, prawda? Postarałem się - odezwał się, wypinając dumnie pierś. Ledwo powstrzymał kolejną falę chichotu.

Gdyby wzrok szatyna, kiedy patrzył na niego mógł zabijać, zielonooki już dawno padłby trupem na ziemię. Szyja oraz obojczyki szatyna pokryte były czerwonymi śladami. Niektóre z nich były mocno widocznie, a reszta natomiast, powinna zniknąć za parę dni. Odbił się od framugi drzwi, o którą się opierał i podszedł niego, stając za nim. Spojrzał na ich odbicie w lustrze. Ułożył swoje chłodne dłonie na talii Kai'a, czując jak ten drży pod jego dotykiem.

𝖬𝗈𝗋𝖽𝖾𝗋𝖼𝗓𝖾 𝗎𝖼𝗓𝗎𝖼𝗂𝖾 || 𝖫𝖺𝗏𝖺𝗌𝗁𝗂𝗉𝗉𝗂𝗇𝗀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz