Rozdział 4

158 9 1
                                    

Pov:Lea

Wpadłam do mieszkania jak poparzona sapiąc. Zatrzaskując za sobie drzwi oparłam się o nie plecami i zsunęłam się na ziemię. Czułam kapiącą krew z nadgarstka, miałam mroczki przed oczami. Wstałam z podłogi i poszłam do łazienki. Zdjęłam bluzę oraz podkoszulek który był cały zakrwawiony. Z szafki nad zlewem wyjęłam apteczkę.
Kurwa to trzeba zszyć. Wyjęłam płyn do dezynfekcji, gazę oraz bandaż.
Polewając sobie ranę spirytusem lekko syknęłam przez to że strasznie piekło. Przyłożyłam gazę do rozcięcia po czym obwinęłam bandażem. Mimo cholernego bólu, na myśl mi się nasunęło pytanie, co robi Gavira?

Pov:Pablo

Dziewczyna zostawiła mnie samego. Za cholerę nie wiedziałem kim ona była ani ten typ który chciał mnie dźgnąć. Mężczyzną zajął się mój znajomy, naszczęście.
Kierowałem się w stronę swojego mieszkania kiedy ktoś zaczął do mnie dzwonić. Spojrzałem na smartfona na którym widniał nick GONZALEZ.

-Co chcesz?-zapytałem, lekko się krzywiąc ze skaleczenia na brzuchu.

-Pablo gdzie ty do cholery jesteś? Mieliśmy grać w Fifę- japierdolę ten to ma poczucie czasu kurwa

-Gdzie jesteś?-zapytałem

-U ciebie pod mieszkaniem, na przykład?

- Już idę pa- zapomniałem kurwa, moja pamięć to jest jakiś jeden wielki żart.

Po 10 minutach byłem pod swoim mieszkaniem. Musiałem iść powoli bo napierdał mnie brzuch. Wchodząc na klatkę schodową zobaczyłem Gonzaleza siedzącego przy drzwiach do mojego mieszkania.

-To wreszcie kurwa raczyłeś przyjść - spojrzał na moją twarz ale po chwili zmarszczył brwi i spojrzał na zakrwawiony podkoszulek- Kurwa Gavira ty krwawisz

-Ta? Nie zauważyłem - prychnąłem.

-Nie rób sobie jaj jedziemy na pogotowie szybko. Co ci się wogólę stało?

-Nie nigdzie nie jedziemy sam sobie to opatrzę a stało mi się coś co nazywa się napaść? Czy coś?

-Kurwa mać Pablo czemu nie zadzwoniłeś-powiedział zezłoszczony.

-Ares załatwił wszystko-mruknąłem

-Piedolony Kasto ty przez niego wkońcu się w kłopoty wpakujesz.-wysyczał zdenerwowany dwudziestolatek

Otworzyłem drzwi do mieszkania i wszedłem z przyjacielem do środka.
Odrazu zdjąłem koszulkę i rzuciłem w kąt. Poszedłem prosto do kuchni i poprosiłem Gonzaleza o wyciągnięcie apteczki.

Opatrzyłem i zdezynfekowałem sobie ranę. Usiedliśmy z brunetem na kanapie i wzięliśmy po padzie.

-Ej a tak wogólę to co się stało?-zapytał Gonzalez ostro mi się przyglądając.

-Uwierz mi sam chciałbym wiedzieć -powiedziałem, zastanawiając się nad swoją wypowiedzią

-W sensie?

- No nie wiem do końca ale biegałem sobie jak to zawsze. Po jakimś czasie zorientowałem się że ktoś mnie śledzi. Chciałem powiedzieć żeby się odczepił albo coś ale wtedy wyciągnął nóż.

-I co zrobiłeś? Rzuciłeś się na niego? Pobiłeś go?-pytał zniecierpliwiony Pedro

-Ta. Pobiłem ale nie ja-boże jak to zabrzmiało

-Czekaj bo nie czaje wróć do tego jak nóż wyciągnął

-No to wyciągnął nóż no i chciał mnie dźgnąć ale tylko mnie trochę okaleczył. Wtedy zjawiło się moje wybawienie.-mruknąłem zauroczony

The Way of the Heart - Pablo GaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz