1. Cisza przed burzą

399 17 2
                                    

Nadszedł wielki dzień.

Wszyscy moi rówieśnicy prawdopodobnie siedzą, radośnie zalewając się alkoholem lub wysłuchując pochwał ze strony kochających rodzin. Twarze, które codziennie widywałem na szkolnych korytarzach, teraz goszczą szerokie uśmiechy czy gorzkie łzy. Wszystko za sprawą jednego papierka.

Papierka, który stanowił przepustkę do świetlanej przyszłości. Wynik egzaminów po trzynastej klasie.

Zakończył się pewien etap życia, dla wielu rozpoczynając odpowiedzialne, dorosłe życie. Niektórzy postanawiali kontynuować kształcenie się. Tej nocy jednak każdemu należało się opicie mniejszego lub większego sukcesu.

Dla mnie nic się nie zmieniało. Odebrawszy przeklętą kopertę, nawet nie pokusiłem się o otworzenie jej. Nie widziałem w tym żadnego celu. Jakie literki nie widniałyby na papierze, wciąż byłem zobowiązany do odbycia półetatowej pracy w nadmuchanej restauracji. Nadal musiałem martwić się o to, czy moje młodsze rodzeństwo będzie miało dach nad głową w kolejnym miesiącu.

Angielska pogoda dopisywała pełną parą. Z od rana zbierających się chmur, wieczorem lunął deszcz. Natura podzielała moje przygnębienie. Właściwie pogoda w kraju, w którym mieszkałem, dzieliła ze mną myśli.

Wróciwszy z pracy, nie miałem najmniejszej ochoty ponownie przekroczyć progu mieszkania, które z zasady nazywałem domem. Mimo że absolutnie na takie miano nie zasługiwało.

Siedziałem pod kamiennym budynkiem, a papieros tlił się pomiędzy moimi palcami. Stanowił jedyną nagrodę, którą pozwoliłem sobie zafundować. Paczka Marlboro mająca według naukowców, o ironio, przybliżyć mnie do śmierci. Dopóki matka nie dobrała się do mojego osobistego wynagrodzenia, mogłem rozkoszować się nikotyną.

W palcach obracałem kawałek papieru, zastanawiając się, jak to jest opierać na nim przebieg swojego przyszłego życia. Zamiast otworzyć kopertę, miałem ochotę podrzeć ją na strzępki bądź podpalić tlącym się papierosem. Ogień ukoiłby moje oczy, zastępując białe odbicie papieru w ciemnobrązowych tęczówkach na gorący płomień.

Koniec końców gniew i żal ustępowały miejsca najzwyklejszemu smutkowi, gdyż doskonale wiedziałem, że wyładowanie się na niewinnej kartce nie stłumiłaby nawet malutkiej części moich problemów.

Zgasiwszy papierosa na chodniku, nareszcie przemogłem się, by wejść do środka. W progu drzwi powitała mnie moja czteroletnia siostra. Nietęga minka na jej pulchnej twarzyczce nie zwiastowała nic dobrego.

– Miles – pisnęła, przywierając do mojej nogi.

Przekręciłem klucz w zamku i zdjąłem z siebie przemoczoną bluzę, a ona nadal przytulała się do moich spodni. Kimberley, przechodząc bunt małego dziecka, przeważnie stroniła od bliskości, chcąc pokazać, że wyrosła z bycia niańczoną.

Wyciągnęła rączkę w górę, skłaniając mnie bym ją podniósł.

– Mama nie chce się ze mną bawić – wyżaliła się, wyginając usta w podkówkę.

Moje serce pękało na miliony kawałków widząc, potarganą Kim będącą bliską płaczu przez własną rodzicielkę. Niestety często przyszło mi widywać siostrę w takim stanie.

– Ja się z tobą pobawię. Mama pewnie źle się czuje.

Dziewczynka położyła głowę na mojej klacie, owinąwszy ramiona dookoła mojej szyi. Pogłaskałem ją po plecach, chcąc ją pocieszyć.

– Chce ci się spać?

Pokręciła przecząco główką.

– Poczytasz mi? – zapytała, wlepiając we mnie spojrzenie wielkich, błyszczących oczu, których piwny kolor odziedziczyła całkowicie po matce.

The temptation of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz