6. Zamek zagadki

187 11 7
                                    

– Na pewno? To nie będzie problem? – zapytałem po raz enty.

Ciotka ciężko westchnęła, kręcąc z politowaniem głową.

– Miles, ile razy mam ci powtarzać, że masz we mnie pełne wsparcie? Tym bardziej, że nie prosisz mnie o to, dlatego że zachciało ci się jechać na wakacje. Praca to praca, przecież to rozumiem. Miałabym wyrzuty sumienia, jeśli pozwoliłabym ci przegapić taką okazję – puściła do mnie oczko, na co odrobinę się rozchmurzyłem.

Wciąż zachodziłem w głowę, jakim cudem siostry bliźniaczki mogły tak różnić się podejściem do życia. Cóż stało się z metafizyczną komunikacją bliźniąt? Karciłem się za to, jednak często nawiedzała mnie myśl żałująca, że to Anne przypadło urodzenie mnie.

– Na twoim miejscu pospieszyłabym się. Kim i Lance są pod opieką swojej ulubionej ciotki, a ty chyba nie chcesz się spóźnić, co?

Cicho parsknąłem śmiechem, ale zgodziłem się z Harriet. Ruszyłem w kierunku korytarza, a w połowie drogi zatrzymał mnie słodki głosik mojej siostry.

– Ale szybko wrócisz?

Ukucnąłem tuż przy niej, po czym przeczesawszy palcami rozczochranego kucyka, cmoknąłem ją w główkę.

– Nawet nie zauważysz, że mnie nie było – zapewniłem.

Zielone oczka zabłyszczały, a promienny uśmiech rozświetlił twarzyczkę Kimberley. Wiedziałem, że gdybym zostawił ją w innym miejscu niż w domu Harriet lub Archerów, musiałbym liczyć się z wybuchem rozżalenia. Na szczęście upiekło mi się i zostałem pożegnany sympatycznie.

Harriet życzyła mi powodzenia, nakłaniając do tego samego Lance'a, który od kilku dni bujał w obłokach, żyjąc we własnym świecie. Ostatecznie, nie chcąc słuchać labiedzenia ciotki, także pożegnał mnie słowami otuchy.

Udałem się prosto pod firmę, co spod mieszkania ciotki stanowiło znacznie krótszą podróż niż spod mojej kamienicy, dzięki czemu nie musiałem tłuc się autobusem, czego nienawidziłem.

Dotarłszy na miejsce, zostało mi kilka minut do umówionego czasu odjazdu. Zanim zdążyłem zastanowić się nad tym, co powinienem ze sobą zrobić, zza szklanych drzwi wyłoniła się Chloe.

– Dzień dobry!

Posłała mi radosny uśmiech, jednocześnie przekręcając klucz w zamku.

– Dzień dobry. Pan Clinton już jest? – zapytałem, chcąc zagaić rozmowę.

– Tak. Czeka na nas na parkingu.

Skinąłem, po czym podążyłem za kobietą, gdyż nie miałem pojęcia, o jakim parkingu mówiła. Okazało się, że wystarczyło skręcić tuż za budynek, aby do niego dotrzeć.

– Mamy mały problem – podjęła kobieta, gdy zbliżaliśmy się do celu. – Jayden jest dość uparty.

Po jednym dniu wysłuchiwania opinii współpracowników o swoim szefie udało mi się już dojść do wniosku, że nieustępliwość niewątpliwie była jedną z dominujących cech Clintona. Zastanawiało mnie jednak, o co chodziło tym razem.

– Mówiłam mu, żebyśmy pojechali moim – westchnęła ostentacyjnie, zatrzymując się kilka kroków od mężczyzny.

Stanąłem jak wryty, widząc, o jaki samochód opierał się Jayden Clinton. Cóż, bezsprzecznie nie mogłem zarzucić firmie małych obrotów ani niskich dochodów. Na miejscu parkingowym stało Porsche 911 Turbo S o lakierze w kolorze głębokiej zieleni. Niesamowicie zgrywał się z elegancją swojego właściciela.

– Nie będę jechał tym twoim pudłem.

Usłyszawszy głos Clintona, opamiętałem się i przeniosłem nań wzrok. Niestety, swoją aparycją, upiększoną tradycyjnym strojem w postaci garnituru, robił nie mniejsze wrażenie niż samochód. A był to nie lada wyczyn.

The temptation of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz