rozdział 12

148 8 0
                                    

Jennifer nie widziała Negana ani Zbawców przez kolejne trzy tygodnie i sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Z jednej, niewyjaśnionej dla niej, strony chciała udawać, że miała ich gdzieś, że nigdy więcej nie chce mieć z nimi styczności, ale z drugiej... Sama nie wiedziała, co się z nią działo, ale w trochę tęskniła za Neganem. Niby nic dla niej nie znaczył, ale gdzieś w środku czuła, że okłamuje samą siebie. Problem polegał na tym, że nigdy by tego przed sobą, a tym bardziej przed nikim innym nie przyznała.

Chcąc trochę odpocząć od własnych myśli, dziewczyna postanowiła w samotności ruszyć w las i może znaleźć jakieś zapasy. Szła znaną sobie ścieżką z bronią zawieszoną na ramieniu i rozglądała się wokoło, by uniknąć ewentualnego ataku szwendaczy.

Cisza, która panowała wokół dziewczyny, została nagle przerwana przez nagły trzask gałęzi. Jennifer wzięła swoją broń i wycelowała w odpowiednim kierunku, ale jak szybko wzięła broń, tak szybko ją też odłożyła, dostrzegając na horyzoncie znajomą twarz. Długie brązowe, niezbyt zadbane włosy oraz broda. W dodatku ubrany w stroje charakterystyczne dla motocyklistów, w tym skórzaną kurtkę bez rękawów.

- Mogłam się zabić, Daryl. - mruknęła, podchodząc do niego nieco bliżej. Odetchnęła z ulgą, że to był właśnie on, a nie ktoś inny, szczególnie któryś ze Zbawców. - Co tu robisz? To raczej moje rejony. - dodała, marszcząc brwi.

- Właściwie to miałem nadzieję gdzieś cię tu spotkać. - odparł mężczyzna, przyglądając się jej z bliska. Miał twierdzić, że zmieniła się od ich ostatniego spotkania.

- A co się stało? - spytała zaintrygowana tamtymi słowami.

- Chciałem ci kogoś przedstawić już dawno, ale działo się tyle rzeczy... - powiedział, próbując odgonić od siebie złe wspomnienia minionych tygodni. Wolał tego nie pamiętać, bo od dawna już czuł, że zżerało go to od środka. - Mieszkamy niedaleko. Chyba pozwolisz, że zabiorę cię ze sobą, co? Poznasz naszego przywódcę, Ricka.

- Jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to czemu nie? Prowadź.

Daryl uśmiechnął się delikatnie, ciesząc się, że się zgodziła.

~*~

- Powiem ci, że drugi raz będę gadać z oficjalnym przywódcą jednej z ocalałych grup. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to się stanie. - powiedziała Jennifer, kiedy przemierzali drogę w stronę Aleksandrii, którą ją prowadził.

- Rick nie jest zły, to dobry człowiek. - oznajmił Daryl, zerkając na nią ukradkiem. Wciąż nie mógł wyjść z podziwu, że dawała sobie radę w tym popapranym świecie, kiedy była jedynie nastolatką, która nigdy nie wykazywała zdolności przywódczych.

- Nie mówię, że tak nie jest, znasz go lepiej, niż ja. A właściwie ja nie znam go wcale.

- To czas najwyższy poznać. - odparł ze śmiechem, po czym wskazał przed siebie, prosto na mury od swojego domu. - Witam w Aleksandrii.

Aleksandria nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale Jennifer od razu stwierdziła, że ludzie tam mieszkający nie mieli źle. A bynajmniej tak się jej wydawało. Przejęcie władzy przez Ricka Grimesa równało się z niezmienionym motywem pracy, ale głównymi pracami jakimi trudzili się mieszkańcy Aleksandrii była budowa, zbieranie zapasów oraz patrolowanie. Podobnie, jak jej grupa.

- Noo, nieźle tu macie. Może nawet lepiej, niż my. - skomentowała, rozglądając się wokoło. Tamto miejsce robiło na niej wrażenie, choć było zwykłą osadą. - Więc gdzie jest ten wasz przywódca? - spytała, odwracając się tym razem w jego stronę i skupiając na nim całą swoją uwagę.

Nie zrobię ci krzywdy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz