Rozdział 8

921 117 7
                                    

Otworzyłem oczy. Gdzie.. gdzie ja jestem? Nie czułem żadnego bólu, mimo że wbiłem sobie nóż w brzuch. Czyżbym umarł?
- Garrett! - usłyszałem głos mojej mamy. Mama.. Czyli wreszcie jestem z moimi rodzicami. Już chciałem odpowiedzieć gdy usłyszałem dziecięcy głos.
- Idę mamusiu! - z łóżka, tego w którym leżałem, wyskoczył mały chłopczyk. Po prostu wyskoczył ze mnie, jakbym był duchem. Dzieciak miał czarne włosy, szare oczy. Był bardzo podobny do mnie. Czekaj.. To jestem ja! Chłopczyk wziął białą bluzę, ubrał ja i wyszedł z pokoju. Jak to możliwe? Ja jako dziecko. Podniosłem się z łóżka, po czym wyszedłem z pokoju i zszedłem po schodach. Słyszałem emocjonującą rozmowę. Gdy wszedłem do kuchni zobaczyłem chłopca siedzącego przy stole z tatą i siostrą. Mama akurat robiła śniadanie.
- No ale dlaczego? - zapytała się Scarlett.
- Bo jesteś za mała. - odpowiedział tata. Dziewczynka zrobiła naburmuszoną minę.
- A on może! - popatrzyła na mnie, znaczy na mniejszego mnie, z wyrzutem.
- Ale on jest starszy i znamy Mike'a bardzo dobrze.
Przypomniało mi się. To był dzień, w którym miałem przenocować u Mike'a wraz z Fioną i Johnem. Poczułem jak zaczynam płakać. To były takie piękne czasy. Byłem wtedy taki szczęśliwy.. Nagle wszystko zaczęło zanikać. Po chwili stałem sam w białej pustce. Gdy mrugnąłem, wokół pojawił się dom Mike'a a w nim ja z moimi przyjaciółmi.
- Oszukujesz! - krzyknął John. Na podłodze leżała jakaś gra planszowa.
- Chyba ty! - odpowiedziała Fiona, po czym pokazała język. John zrobił się czerwony.
- Krowa ma dłuższy i się nie chwali!
- Nie wiedziałam, że mam do czynienia z pastuchem. - gdy to powiedziała, ja i Mike zaczęliśmy się śmiać. John obrażony wstał i przesiadł się w róg pokoju. My kontynuowaliśmy grę. Kiedyś byliśmy prawdziwymi przyjaciółmi. Dlaczego wszystko musiało się tak skończyć? Wszystko zaczęło zanikać, a w miejsce domu pojawiła się moja gimnazjalna klasa. Na środku stała wychowawczyni, a obok niej młodszy Martin.
- Przywitajcie Martina Steinberga.
- Cześć. - odezwała się klasa. Nauczycielka dała chwilę żeby wszyscy się zapoznali. Pamiętam ten dzień. Przez około miesiąc w klasie był spokój, dopóki nie przyszedł Martin. Na początku było dobrze. Wszyscy się dogadywali.
- Cześć, jestem Garrett.
- Martin.
Podaliśmy sobie ręce po czym zaczęliśmy rozmawiać. Śmialiśmy się. Razem z nami byli moi przyjaciele. Mogło tak zostać.. Gdy mrugnąłem, wokół mnie pojawił się szkolny korytarz. Na środku stałem ja wraz z Johnem, a przed nami Mike. Kłóciliśmy się. Nie chciałem tego słuchać. Chciałem aby to wspomnienie zniknęło.
- Jak mogłeś nas obgadywać z tym kretynem i jego kumplami! W dodatku nagadać - sciszyłem głos - Sofii takie głupoty.
- A ty co? Myślisz, że nie wiem jak mnie obgadujesz z innymi?!
- Ja?! Jak wogóle może.....
Wspomnienie zaczęło się rozmazywać. Wszystko zaczęło zamieniać się w czarną pustkę. Stałem sam, wokół mnie ciemność. Dlaczego te wspomnienia są takie chaotyczne? Nie mogę z nich prawie nic wyłapać. Zmieniają się jak.. jak.. ja. Ale ja aż tak się nie zmieniałem. Nie. To nie może być to. Nagle z czarnej pustki wyłoniła się postać kobiety. Nie widziałem jej dokładnie, jednak po chwili podeszła do mnie. To była moja siostra. Dlaczego mój umysł to robi?
- Witaj, braciszku.
- Sca.. Scarlett. - była uśmiechnięta. Jej wyraz twarzy był przerażający.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Ale co?
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Dlaczego co zrobiłem?
- Nie udawaj. Wiesz o co mi chodzi. Dlaczego zabiłeś Martina? Dlaczego zabiłeś George'a, Tomasa i Bob'a? Dlaczego zabiłeś ich niewinnych rodziców? Dlaczego zabiłeś naszych rodziców?
- Bo zasłużyli! To oni wszyscy mnie do tego doprowadzili!
- Nie kłam.
- Nie kłamie! To ich wina! Gdyby nie to co zrobił Martin.. Gdyby nie to co zrobili jego koledzy.. Gdyby nie to co zrobili rodzice!
- Obwiniasz innych. A czy w sobie szukasz winy?
- Ja nic nie zrobiłem.
Poczułem jak niewidzialna siła przyciąga mnie do ziemi. Nagle pode mną pojawiło się krzesło. Moja siostra zbliżyła się, po czym przywiązała mnie do niego. Nie mogłem się ruszyć. Co się dzieje?! Dlaczego nie mogę kontrolować własnego umysłu?!
- Nic nie zrobiłeś? To spójrz.
Przede mną pojawił się dom Martina. Chłopak siedział z rodzicami przy stole. Jedli kolację.
- Podasz mi.. - odezwał się do ojca.
- Nie masz rąk? Rusz się.
Martin wstał i wziął kawałek chleba z drugiej strony stołu. Usiadł pokornie na swoim miejscu. Jedli w ciszy. Stałem razem z Scarlett koło nich. Ich widok był smutny. Wyglądało, że nie ma miłości między nimi. Jak to możliwe? Jak to wogóle możliwe, że rodzice nie kochają swoich dzieci?
- A wiecie, że dzisiaj w szkole.. - zaczął Martin. Ojciec spiorunował go wzrokiem.
- Przy jedzeniu się nie rozmawia.
Zacząłem współczuć Martinowi. Jego ojciec traktował go jak jakiegoś trędowatego. Kolacja dalej trwała, wciąż panowała cisza. Gdy skończyli jeść, matka popatrzyła na syna.
- Posprzątaj po kolacji.
- Dobrze, mamo.
I wtedy stało się coś niespodziewanego. Ojciec wstał, po czym uderzył Martina w twarz. Chłopak skulił się.
- Mówi się mamusiu, gówniarzu.
- Ta.. tak.
Nie wierzyłem własnym oczom. Dlaczego? Nagle przenieśliśmy się do pokoju Martina. Leżał na łóżku i płakał. Zrobiło mi się go szkoda. Nie wiedziałem, że tak ma w domu. W szkole był całkowicie inny.
- Chciałbym, żeby mnie chociaż zauważyli i docenili. Dlaczego oni nie potrafią mnie kochać? - chłopak płakał. Gdybym wiedział, że ma tak źle, wtedy bym.. wtedy bym.. Wszystko się rozmazało. Siedziałem w pustce. Pod moimi nogami leżał martwy Martin i jego rodzice. Nie.. Nie! Chciałem się uwolnić, ale nie mogłem. Ja ich zabiłem.. Gdybym wiedział.. Co ja zrobiłem?! Zacząłem płakać. Łzy ciekły po moich policzkach. Dlaczego..
- Puść mnie! Nie chcę na to patrzeć! Ja nie chciałem.. - powiedziałem przez łzy. Scarlett pojawiła się przede mną.
- Nie chciałeś? To dlaczego to zrobiłeś?
- Bo on doprowadził do twojej śmierci.. Ale gdybym wiedział..
- Prawda. Ale to nie powód, żeby zabić człowieka.
- Ale ja nie chciałem! To nie moja wina! - zapierałem się. Przecież nie wiedziałem o jego życiu prywatnym. Czułem do niego czystą nienawiść. Zabrał mi przyjaciół, doprowadził do śmierci mojej siostry. Dobrze zrobiłem. Tak, dobrze zrobiłem.
- Należy mu się. - odezwałem się ze spokojem. Scarlett spojrzała na mnie. Poczułem dziwne uczucie. Jakby ktoś wsadził mnie do lodowatej wody. Jednak to uczucie przeszywało mnie teraz na wylot.
- Należy mu się śmierć?
- Tak.
Rozbłysk czerwieni. Znajdowałem się w małym pokoju. Przede mną stały trzy ekrany. Na każdym z nich pokazywane było życie człowieka. Po chwili zrozumiałem. To obrazy z życia Bob'a, Tomasa i George'a. Wszyscy byli szczęśliwi. Pokazywane były ich urodziny, spotkania rodzinne, dni radosne i smutne. Nie mieli wielkich trosk. Byli normalnymi ludźmi. Żyli swoim życiem.. A ja im je odebrałem..
- Czy teraz żałujesz? - obok mnie odezwała się moja siostra. Nie wiedziałem. Czułem się źle z tym, że mam ich krew na rękach, ale nie przejmowałem się tym za bardzo. Czyżbym stracił ludzkie uczucia? Nie. Raczej nie.
- Czuję się z tym źle. Ale nie żałuję.
Nagle poczułem przeszywający ból. Był palący i rozrywający. Przecież to sen.. Zwiększał się z każdym oddechem. Czułem przeraźliwy, trudny do opisania słowami, ból. Wiem, że się powtarzam, ale był tak ogromny, że czułem jak moje wnętrzności wychodzą z mojego ciała. Moje ręce oraz nogi paliły mnie niczym ogień. Dłużej tego nie zniosę.. Jednak nie krzyczałem. Ból był niemiłosierny. Nie krzyczałem. Dlaczego? Nie mogłem już wytrzymać. Ale dalej nie krzyczałem. Gdybym mógł choćby wydać z siebie jakiś odgłos, to straszne uczucie zniknęłoby. Dlaczego mi to robisz?! Nagle wszystko wokół mnie stało się pustką. Siedziałem na krześle. Sam. Nic nie czułem. Dlaczego to się dzieje? Chciałbym już się obudzić. Jednak nic się nie działo. Siedziałem dalej. Czas mijał powoli. Czas.. Istnieje tutaj wogóle? Nie wiem. Zabiłem Martina, jego rodziców.. Tych trzech chłopaków również. O ich rodzicach nie wspomnę. Dlaczego? Bo chciałem? Musiałem? Podobało mi się to? Czy raczej brzydziło? Wtedy kochałem to. A teraz? Nie wiem. Nic nie wiem. Jestem tylko marną postacią. Miałem dobre życie. Normalne życie. Sam zmieniłem je w piekło. Tak, w piekło. Bo jak inaczej nazwać zabijanie ludzi? Jak inaczej nazwać ból psychiczny po każdym morderstwie? Piekłem. Nagle przede mną zaczęły pojawiać się postacie. Wiedziałem kto to. Martin, Bob, Tomas, George.. Wszyscy patrzyli na mnie martwym wzrokiem. Mieli identyczne rany jakie im zarazem. Ich rodzice.. Te same rany.. To jednak nie było najgorsze. Moje ofiary rozeszły się na boki, a przede mną pojawili się rodzice. Moi rodzice. Nie wytrzymałem. Zacząłem płakać. Płakałem jak nigdy. Łzy ciekły po moich policzkach. Mama podeszła do mnie i przytuliła mnie. Nie.. Nie.. Nie! Co ja zrobiłem?! Dlaczego?!
- Mamusiu.. - czułem jej ciepło. Ale to był sen. Mimo to czułem to przyjemne uczucie. Uczucie miłości. Dlaczego.. Tata podszedł do mnie, po czym poklepał mnie po ramieniu. Nie.. Dlaczego?! Co ja zrobiłem?! Przecież ja ich kochałem! Jestem potworem! Zwykłym mordercą! Mamusiu.. Tatusiu.. Nie.. Co ja kurwa zrobiłem?! Nienawidzę się. Jestem śmieciem. Nienawidzę mojej osoby bardziej niż tego co zrobiłem! Niech to się skończy! Rodzice patrzyli na mnie smutnym wzrokiem. Byli we krwi.. Uczyli mnie, żeby nie krzywdzić innych.. A ja co?! Wolałbym żebym to ja zginął zamiast nich. Mogłem sam się zabić! Nie skrzywdziłbym nikogo.. Płakałem i krzyczałem. Czułem jak gardło rozrywa mi się na kawałki. Chce się obudzić.. Błagam.. Błagam.. Zabijcie mnie! I wtedy stało się. Zatraciłem się. Aby nie cierpieć, stworzyłem drugą osobowość. Garrett, którym byłem niedawno zniknął. Nie chciałem cierpieć tego bólu. Bólu utraty rodziców, zabicia ich.. Garrett Miller zniknął. Stworzyłem nową osobę. Osobę, która nie czuła żalu. Nie obchodziło ją co stało się przedtem. Osobę, która nie cierpi tego ogromnego psychicznego bólu. Nowego siebie. Zapomniałem o przeszłości. O moim dzieciństwie, szkole. Aby uchronić się przed złem i cierpieniem, zmieniłem się. Uciekłem przed demonami przeszłości. Stanąłem przed sobą. Tak, sobą. Na krześle siedział Garrett, ja. Płakał. Żałosne. Podszedłem do niego i spojrzałem mu w oczy. Było w nich cierpienie, smutek, gniew. W mojej ręce pojawił się nóż. Czas raz na zawsze skończyć z tym słabeuszem. Wycelowałem mu ostrze prosto w serce. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Żegnaj, stary przyjacielu.. Wbiłem ostrze w serce. Garrett splunął krwią, po czym zaczął znikać. Moja przeszłość odchodzi wraz z nim. Jestem nowym człowiekiem.
Obudziłem się w łóżku. Rozejrzałem się. Byłem w szpitalnym pokoju. Obok mnie siedziała Crystal. Podniosłem się z trudem. Czułem kłujący ból w boku. Spojrzałem na dziewczynę. W jej oczach widać było przeogromną radość.
- Żyjesz.. - powiedziała przez łzy. Wtuliła się we mnie. Czułem się z nią dobrze. Nagle do pokoju wszedł lekarz. Był w starszym wieku, miał siwe włosy, dużo zmarszczek. Wydawał się sympatyczny.
- Ma pan szczęście. Nie trafił pan w brzuch. Nie wiem jak to możliwe. Jest pan albo totalnym idiota jeśli chodzi o celność, albo przeogromnym szczęściarzem. Osobiście uważam, że pierwsze.
- Ja również. - stęknąłem. Jakim trzeba być kretynem żeby nie trafić w brzuch. W BRZUCH. Lekarz podszedł do mnie i sprawdził ranę. Zastanowił się chwilę.
- Posiedzi pan tu ze trzy dni. Rana powinna się wygoić. Nie jest na tyle poważna żeby trzymać pana w szpitalu. Jeśli mogę spytać, co pana doprowadziło do tak desperackiego czynu?
- Sam nie wiem. Chciałem sobie spróbować jak to jest. Nie polecał.
Doktor zaśmiał się, po czym wyszedł z pokoju. Crystal spojrzała na mnie. Była szczęśliwa. Pocałowała mnie.
- Ja ciebie też kocham. - powiedziała, wtulając się we mnie. Czułem się szczęśliwy. - Dlaczego?
- Bo miałem tego dosyć. Dosyć przeszłości. A teraz? Teraz jestem sobą. Wiem, że cię kocham. I wiem, że jestem zabójcą.
- Nie jesteś..
- Jestem. I cieszę się z tego.
- Lubisz zabijać? A twoi rodzice? Co się stało?
- Zabiłem ich. Dlatego próbowałem popełnić samobójstwo. Ale teraz jest mi z tym dobrze. Ostrzegam cię, że nie jestem tą samą osobą co przedtem. Ale jestem szczęśliwy.
- Jeżeli ty jesteś szczęśliwy, to ja też. Nie znałam cię na tyle dobrze żeby zauważyć zmianę, ale nie obchodzi mnie ona.
- Dziękuję. - pocałowałem ją. Nagle poczułem dziwne uczucie w brzuchu. - A tak przy okazji, co na obiad?

Granica życia i śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz