Rozdział 14

608 94 3
                                    

Szliśmy w stronę chatki, mijając lampy oświetlające ulicę oraz chodnik. Co jakiś czas przejeżdżał samochód, jednak kierowcy w ogóle nie zwracali na nas uwagi. O tej porze to i ja miałbym wyjebane.. Zastanawiałem się co mam zrobić. Miałem teraz na głowie małą dziewczynkę. Nawet nic o niej nie wiem, poza tym, że jest dosyć inteligenta jak na swój wiek. Kurde.. Przecież ja tego nawet nie wiem, czy na swój wiek, skoro nawet się nie pytałem.
- Mary, ile masz lat? - uśmiechnąłem się sympatycznie do dziewczynki.
- Dziesięć. A ty? - zaśmiała się. Co było w tym pytaniu śmiesznego?
- Dziewiętnaście. - spojrzałem na nią uważnie. Coś było nie tak.. Włosy miała proste, a z tego co pamiętam, gdy się spotkaliśmy miała kręcone. Postanowiłem wykorzystać ten fakt, żeby trochę rozluźnić atmosferę. - Nowa fryzura?
- Zawsze taką mam! - uśmiechnęła się uroczo. - Wtedy po prostu Tommy mi je pokręcił, bo on.. lubił..
- Rozumiem. Przepraszam za pytanie. - spochmurniałem. Czemu ja zawsze wszystko spierdolę? Zamiast ją rozbawić, tylko zasmuciłem. Szliśmy dalej, a po kilkunastu minutach weszliśmy do lasu. Poczułem jak Mary łapie mnie za rękę, zaciskając dłoń. Dookoła panowała ciemność, ponieważ księżyc został całkowicie przysłonięty przez chmury. Słychać było nocne ptaki, które ćwierkały do siebie dość zawzięcie oraz szelest liści, oznajmiający, że na gałęziach drzew coś się dzieje. Odgłos kroków na poszyciu w tej harmonii życia, wydawał się nie na miejscu. Wreszcie doszliśmy do chatki, po czym weszliśmy do środka. Od razu zapaliłem lampkę na baterie, ponieważ dawała ona najwięcej światła. Nie chciałem, żeby Mary się bała. Gdy spojrzałem na dziewczynkę, siedziała już na łóżku, wpatrując się we mnie.
- Chcesz coś pić? Jeść? - zapytałem z uśmiechem.
- Kakao i chleb z dżemem. - oznajmiła stanowczo. Nalałem mleka do garnka, a następnie postawiłem na kuchenkę. Wziąłem się za robienie kanapek. Wyjąłem chleb, pokroiłem go i zacząłem smarować kromki dżemem truskawkowym. Jak dobrze, że kupiłem wszystko, zanim ten mały potwór pojawił się w moim życiu. Gdy mleko było już ciepłe, zrobiłem kubek kakao oraz poukładałem kanapki na talerzu. Postawiłem wszystko na stoliku obok okna. Mary podeszła, po czym usiadła na krześle, biorąc się za jedzenie. Przyglądałem się jej, jak pochłania wszystko w tempie ekspresowym. Wyglądała uroczo. Pod nosem wąsik z mleka, buzia ubrudzona dżemem. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Dziewczynka w błyskawiczny sposób uporała się z jedzeniem, a następnie wbiła we mnie wzrok. Wyjąłem chusteczkę i wytarłem jej buzie. Wstałem, żeby umyć naczynia. Gdy już to zrobiłem, otworzyłem szafkę nad zlewem, po czym wyjąłem z niej czekoladę. Dałem ją Mary. Jej oczy przepełnione były radością, której dała upust przez wesołe piśnięcie. Usiadłem ponownie, wpatrując się w szczęśliwą dziewczynkę. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Przypomniała mi się siostra, która w tym wieku była bardzo podobna. Czy przygarnięcie jej jest naprawdę takim złym pomysłem? Przecież ona tego chce, mi to nie przeszkadza. Ale muszę o nią dbać, musi chodzić do szkoły, jedzenie, ubrania..
- Mary, jesteś pewna, że chcesz tu zostać? Przecież mnie nawet nie znasz. - spróbowałem przemówić małej do rozsądku. Popatrzyła na mnie zaskoczona.
- Chcę zostać z tobą, braciszku. Uratowałeś mnie przed rodzicami i Tommy'm. Może wydaję się dziecinna, ale to tylko dlatego, że chcę zapomnieć o tym co mi zrobili...
- Mary... - wyszeptałem, gdy twarz dziewczynki spochmurniała. Radość w jej oczach zastąpił smutek, a uśmiech zniknął niczym tęcza w pochmurny dzień. Nawet dobre porównanie.. - Czy..czy chcesz żebym nazywał cię moją siostrzyczką?
- Tak! - wykrzyknęła wesoło. Ten sam uśmiech, który przed chwilą ulotnił się w mgnieniu oka, powrócił równie szybko. Mała podeszła do mnie, po czym wtuliła się w moje ramiona. Czułem jej ciepło, te same jak mojej siostry. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Mary, gdy tylko to zauważyła, uśmiechnęła się szeroko i wtuliła się jeszcze mocniej. Na zewnątrz panowała ciemność, słyszałem jak wiatr uderza w okiennice drewnianej chatki. Ćwierkanie ptaków ucichło, tak samo jak inne odgłosy. Pozostał tylko szelest liści oraz szum wiatru. Jednak coś przykuło moją uwagę. Głosy ludzi, zbliżające się w naszą stronę. Może to tylko wiatr? Nie.. Na pewno coś słyszałem. Wypuściłem moją siostrzyczkę, a następnie wskazałem jej po cichu aby usiadła na łóżko. Zgasiłem lampkę, chwytając przy okazji nóż ze stołu. Podszedłem do drzwi, po czym przyłożyłem do nich ucho. I to był jeden z większych błędów tego wieczoru. Poczułem silne uderzenie, lądując z hukiem na ziemi. Nóż odleciał kawałek ode mnie. Złapałem się od razu za skroń, z której powoli zaczęła sączyć się krew. Do chatki weszło czterech mężczyzn. Wyglądali na zaledwie kilka lat starszych. Jednak nie to było niepokojące. Zapach alkoholu oraz potu przyprawił mnie o zawrót głowy. Intruzi trzymali w dłoniach różnego rodzaju broń. Dwóch miało kije bejsbolowe, trzeci łom, a ostatni deskę obitą gwoźdźmi. Chciałem się podnieść ale dostałem kopniaka w twarz. Poczułem smak krwi, miałem pękniętą wargę.
- Oi oi, szzzzoo myyy.. ughh - wysoki krótkościęty blondyn bęknął, próbując coś powiedzieć do swoich równie pijanych kolegów. Nawet kurwa nie wiedzą, po co przyszli...
- Jo..John, słuchaj mieee... - tym razem odezwał się przeciętnego wzrostu czarnowłosy. Ledwo trzymał się na nogach. - Paczz soo tam sieezii.. - wskazał wystraszoną Mary, która kuliła się w rogu łóżka.
- Ejjj, ale ona saaa młoda, niee? - odchylając się do tyłu, rzucił wysoki brunet. Twarz miał ubrudzoną prawdopodobnie wymiocinami. Zrobiło mi się niedobrze na sam widok.
- Ee tam, bylee njee była bobasssem! - zawołał uradowany czarnowłosy. Zrozumiałem o co im chodzi. Próbowałem wstać jednak ból głowy przyszpilił mnie do podłogi. Tak samo jak uderzenie kija
- Braciszku! - zawołała wystraszona dziewczynka. Widziałem jak zaczyna płakać. Blondyn wraz z czarnowłosym podeszli do niej. Gwałtownie się zerwałem, walcząc z ogromnym bólem. Jednak gdy tylko stanąłem na proste nogi, oberwałem w brzuch łomem. Zwinąłem się w kłębek, po czym upadłem na ziemię. Ktoś postawił na mnie nogę. Był to chłopak w kapturze, nie widziałem żadnych jego szczegółów.
- Nuu nuu, ziesiaaku.. - pokiwał mi metalowym prętem. - Chłop..pakii! Wyy see weźcieee tee małoo, a my skopiemy chuujaa!
Gdy tylko usłyszałem co chcą zrobić, powoli próbowałem wstać. Czułem jak moje ciało pali się ogniem, czerwień powoli zakrywała mi widoczność. Jakby na komendę, but któregoś z mężczyzn trafił mnie prosto w brzuch. Zrobiło mi się niedobrze, wyplułem krew. Następne były dwa uderzenia w plecy kijem bejsbolowym. Usłyszałem pisk Mary. Przeniosłem na nią wzrok. Zamarłem. Oba sukinsyny ją macały! Nie.. Próba podniesienia się, zakończona łomem w nogę. Nie pozwolę.. Kolejna próba zakończona tym razem drewnianym przedmiotem. Nie...
- Zostawcie ją... - podniosłem się na równe nogi, z trudem opanowując ciało, które odchylało się w tył. - Skurwysyny!
Zakapturzony osobnik zamachnął się, a ja złapałem jego rękę. Na twarzy pojawił mi się krwiożerczy uśmiech. Ujrzałem strach w niebieskich oczach chłopaka. Pociągnąłem kończynę do siebie, po czym z całej siły uderzyłem od dołu. Głośne chrupnięcie dało znać, że kość pękła. Mężczyzna ryknął jak opętany, z hukiem lądując na ziemi. Na widok wijącego się pijaka, zacząłem głośno się śmiać. Złapałem błyskawicznie bruneta za szyję, powoli zwiększając uścisk. Próbował uderzyć mnie kijem, ale sparowałem uderzenie lewą ręką. Rzuciłem przeciwnikiem o ścianę, po czym przygniotłem butem jego Jabłko Adama. Charknął, na co ja zaśmiałem się. Włożyłem całą siłę w nacisk, łamiąc w ten sposób kręgi szyjne. Dwaj pedofile na widok martwego i rannego kolegi, rzucili się w moją stronę. Zamachnąłem się, a moja pięść wylądowała prosto na nosie blondyna. Poleciał w tył, uderzając głową w stół. Czarnowłosy zatrzymał się. Nie wiedziałem czy się bał, czy alkohol dał mu się we znaki. Podniosłem leżący na podłodze łom. Wycelowałem w głowę zakapturzonego delikwenta. Szybkim oraz mocnym uderzeniem rozwaliłem mu czaszkę. Krew trysnęła na meble, tworząc wielkie plamy na ich powierzchni. Upuściłem broń. Spojrzałem prosto na jedynego stojącego mężczyznę. Zacząłem oddychać ciężko i głośno, wydając z siebie dziwne odgłosy. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Całe ciało trzęsło się, a ja nie mogłem nad nim zapanować. Byłem cały we krwi. Gdybym się zobaczył, powiedziałbym, że wyglądam jak jakaś krwiożercza bestia. Serce biło mi coraz szybciej. Zrobiłem krok do przodu. Mężczyzna chwiejnym krokiem cofnął się do tyłu. Chciałem znowu podejść bliżej, ale poczułem uderzenie w plecy. Obróciłem się, patrząc wprost na twarz blondyna. Widniało na niej śmiertelne przerażenie. Chwyciłem go za głowę i pociągnąłem do kuchenki. Włączyłem ją, przykładając rzucającego się chłopaka do palącego się gazu. Poczułem ochydny zapach palonych włosów. Krzyki cierpienia tego sukinsyna były piękne.. Zacząłem odczuwać gorąco w okolicy palców. Dopiero teraz zauważyłem, że głowa powoli się pali. Puściłem nieprzytomnego na ziemię. Nalałem z kranu trochę wody do kubka, a następnie oblałem nią twarz mężczyzny. Ogień zgasł, więc przeniosłem swój wzrok na stojącego w bezruchu czarnowłosego. Podszedłem do niego, jednak ten rzucił się na mnie, zaciskając ręcę wokół mojego tułowia. Ból od uderzeń powrócił. Skrzywiłem się, próbując wyrwać się z zabójczego uścisku. Nie sądziłem, że ma aż tyle siły.. Jedyną opcją było.. Kurwa! Wgryzłem się w szyje chłopaka, czułem smak jego krwi. Poczułem jak robi mi się coraz goręcej. Uczucie ekstazy nasilało się, powodując moje coraz mocniejsze wgryzanie się. Nagle ruszyłem gwałtownie głową, odrywając ogromny kawał mięśni i skóry. Wyplułem je od razu. Czarnowłosy osunął się na kolana, czerwona ciecz sączyła się z jego ust oraz szyi. Po chwili wreszcie padł martwy na podłogę. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wszyscy czterej pijacy byli martwi. Odetchnąłem głęboko, próbując uspokoić szalejące serce. Wtedy przypomniałem sobie coś niepokojącego. Mary dalej siedziała na łóżku wpatrując się we mnie. Nie mogłem odczytać jej wyrazu twarzy. Mógł okazywać strach, zadowolenie czy spokój, a to wszystko na raz. Zrobiło mi się dziwnie. Nie potrafię wytłumaczyć jak. Czułem się źle z myślą, że moja nowa młodsza siostra widziała jak brutalnie morduję czterech gości. Wyciągnąłem rękę w jej stronę.
- Mary, ja...
- To było świetne, braciszku! - podskoczyła na łóżku.
- Naprawdę cię... Czekaj, co?
- Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś zabił czterech mężczyzn, tylko po to, aby mnie uratować! Chociaż ciężko o takie sytuacje na codzień, jak tak pomyślę...
- To nie jest świetne. Jesteś za mała na oglądanie takich rzeczy. - zrobiłem srogą minę. Dziewczynka nie przejęła się nią zbytnie.
- Wiesz, braciszku, wszystko fajnie, tylko kto to posprząta?
- Już się zabieram... A ty spać! Późno już.
- Dobrze! - zawołała wesoło, po czym zeskoczyła z łóżka. Ja zacząłem sprzątać. - Hej, braciszku...
- Słucham? - zapytałem poirytowany, kładąc zwłoki obok siebie.
- M..mógłbyś wyjść? - zaczerwieniła się. Nie zrozumiałem, po co się pyta. Jednak po chwili szybko wyszedłem z domu. Chciała się ubrać do spania.. Garrett ty niedomyślny kretynie.. Na zewnątrz było ciemno, cicho i przyjemnie. Żadnych ludzi, samochodów, nic... Dlatego kocham las. Natura jest piękna, pozwala lepiej poznać siebie. Moim marzeniem zawsze było posiadanie małego, drewnianego domku w lesie. Poszczęściło mi się, nie? Muszę teraz tylko załatwić dla małej nowe ubrania, kupić więcej jedzenia oraz sprawdzić co z tą szkołą. Przecież nie może nie chodzić do szkoły.. Pewnie by się cieszyła, skubana. Po chwili stania na zewnątrz, usłyszałem, jak Mary pozwala mi wrócić. Wszedłem do środka i zobaczyłem ją schowaną pod kołdrę. Wystawała tylko głowa. Oczy były wpatrzone we mnie.
- Dobranoc, braciszku! - uśmiechnęła się, a następnie poszła spać. Rozejrzałem się ponownie po pomieszczeniu.
- Dobranoc, siostrzyczko.
No to teraz czeka mnie od zajebania roboty...

Granica życia i śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz