Rozdział 10

699 102 6
                                    

Siedziałem pod drzewem. Był środek nocy, wokół panowała ciemność, rozświetlana gdzieniegdzie księżcowym światłem. Popatrzyłem na swoją prawą dłoń. Palce miałem napuchnięte, wydawało się, że są dziwnie powyginane.
- Kurwa! - wykrzyknąłem, gdy dotknąłem dłoń. Ból był okropny, czułem jak moje kości zmieniają położenie przy każdym dotknięciu. W lewym ramieniu odezwał się kłujący ból. Popatrzyłem w niebo. Gwiazdy świeciły na ciemnym niebie. Wyglądało to pięknie. Prawie tak pięknie, jak martwe zwłoki Crystal...
- Przestań! - wykrzyknąłem, chowając głowę w kolanach. Z moich oczu popłynęły łzy. Dlaczego musiała zginąć?! Dokładnie pamiętałem uczucie straty, jakie poczułem gdy zobaczyłem jak dziewczyna pada na ziemię. Strata i... zadowolenie? To było coś pięknego... Jej zwłoki w kałuży krwi... Pustka w jej oczach...
- Przestań! Przestań! Przestań! - zacisnąłem pięści. Oszałamiający ból przeszył moją prawą rękę. Przecież ja tak nie myślę... Nie było nic pięknego w jej śmierci! To było straszne.. Widok jej martwego ciała, uśmiechniętej twarzy gdy wypowiedziała moje imię. To moja wina.. Gdybym tylko...
- Nie! To wina policji! Wina Martina i jego kumpli! Wina moich rodziców! Wszyscy doprowadziliście do tego! - krzyczałem, waląc pięśćmi w ziemię. Czułem przeszywający ból. Zerwałem się na nogi. Stanąłem w bezruchu, patrząc przed siebie. Na mojej twarzy pojawił się krwiożerczy uśmiech. Ścisnąłem nóż, a następnie wbiłem go sobie w lewą rękę. Wykrzyknąłem z bólu. Co ja kurwa robię?! Ale ten ból jest tak przyjemny... Ruszyłem powolnym krokiem przed siebie. Odgłosy lasu trochę mnie uspokajały, jednak w mojej głowie dalej toczyła się wojna jaźni. Czy ja oszalałem? Dlaczego krzywdzę sam siebie? Dlaczego podoba mi się śmierć Crystal? Co jest ze mną nie tak?! Jeszcze niedawno byłem normalnym dzieckiem. A teraz? Jestem chorym mordercą. Mam krew moich rodziców na rękach. Przeze mnie zginęła Crystal.. Nie przeze mnie! To wina innych! Ale to ja to wszystko zrobiłem.. Szedłem przez las, nie zwracając uwagi na otoczenie. Po moich policzkach płynęły łzy. Ale dlaczego mam wyrzuty? Przecież pogodziłem się z przeszłością. Miałem nie żałować. Crystal też mi to powiedziała. Więc dlaczego, kurwa, czuję się jak ostatnie gówno?! Nagle wyszedłem na znajomą polankę. W oddali słyszałem warkot silnika. Czyli zaczęli poszukiwania.. Uklęknąłem obok ciała Crystal. Leżała na trawie, klatkę piersiową miała we krwi. Przytuliłem ją do siebie. Była już zimna i lekko sztywna. Poczułem jak zaczynam coraz bardziej płakać. Rozejrzałem się po polanie. Na ziemi leżały zmasakrowane ciała policjantów. Krew nadała trawie czerwony kolor. Zrobiło mi się niedobrze. Położyłem Crystal, a następnie odszedłem kilka metrów. I zwymiotowałem. Wszystko co miałem w swoim organizmie leżało teraz na trawie. Czułem okropny ból gardła, brzucha i głowy. Popatrzyłem na swoją lewą rękę. Był w niej nabój i wbity nóż. Zakląłem. Nie czułem tej ręki. Nie czułem jej, a przynajmniej bólu, ale mogłem nią normalnie operować. Po chwili podszedłem do Crystal. Wziąłem ją na ręce i ruszyłem w stronę wyjścia z lasu. Szedłem powoli, bo pomimo ran, byłem zmęczony. Gdy wyszedłem za ostatnie drzewa, zobaczyłem kordon policji. Ustawili się po dwóch bokach drogi. Szedłem dalej. Rekflektory oświetlały mnie, a policjanci wycelowali we mnie broń. Nie obchodziło mnie to.
- Stać policja!
- Połóż ciało!
- Komendancie co mamy robić?
Słyszałem wołania policjantów. Szedłem dalej patrząc przed siebie, a na rękach niosłem ciało Crystal. Nagle usłyszałem jak ktoś mówi przez megafon.
- Garrett Miller! Jesteś aresztowany za zabójstwo kilkunastu osób oraz funkcjonariuszy policji! Doprowadziłeś również do śmierci Crystal Harvest! Złóż ciało na ziemi i podnieść ręce nad głowę!
Nie zwróciłem na to uwagi. Powoli zmierzałem przed siebie. Po moich policzkach ciekły łzy. Dlaczego ja to wszystko zrobiłem? Przecież to nie jestem ja.. Zabójstwa, policja.. Dlaczego?! Mamo, tato, Scarlett.. Wybaczcie mi.. Zawiodłem was. Nie takiego Garretta chcieliście. W dodatku to ja was wszystkich zabiłem.. Nie obchodzi mnie co się stanie. Czas to skończyć. Ułożyłem ciało Crystal na ziemi. Uklęknąłem i pocałowałem ją po raz ostatni. Jedna z moich łez spadła na jej twarz. Zacisnąłem pięści. Podniosłem się. Jeden z policjantów podszedł do mnie ostrożnie. Drugi stał obok, mierząc we mnie z pistoletu. Gdy pierwszy funkcjonariusz sięgnął po kajdanki, wyciągnąłem pistolet z jego kabury, a następnie wyrwałem nóż z ramienia. Poczułem jak ciepła krew znów zaczyna spływać po mojej ręce. Wbiłem go w szyję mężczyzny, a pistoletem zastrzeliłem drugiego. Policjanci dookoła stali w szoku. Wykorzystałem to. Szybko podbiegłem do samochodu policyjnego. Przeskoczyłem przez maskę i wbiłem nóż w ciało funkcjonariusza. Padł na ziemię. Podniosłem się, wyszczerzając kły. Wycelowałem w najbliższego policjanta i strzeliłem. Inni wycelowali we mnie, gdy wreszcie wyrwali się z szoku. Doskoczyłem do jednego i rozciąłem mu szyję. Pistoletem zastrzeliłem dwóch innych. Zaczęła się strzelanina. Gdy skończyła mi się amunicja, usiadłem oparty o samochód. Zabiłem około piętnastu policjantów. Zostało dziesięciu, a ja nie miałem amunicji. Zakląłem. Co teraz? Poddać się? Uciec? Po chwili zastanowienia ruszyłem do ucieczki. Blisko ziemi skradałem się wzdłuż drogi. Policja dalej strzelała. W pewnym momencie ujrzałem krzaki. Wskoczyłem do nich. Korzystając z tego, że funkcjonariusze nie wiedzą gdzie jestem, ale dalej strzelali w samochody, ruszyłem biegiem. Biegłej przed siebie, z oczu płynęły łzy. Zabiłem tyle osób.. Podobało mi się to. Podobała mi się władza nad życiem i śmiercią. Jak łatwo człowiek może stanąć na granicy życia i śmierci. Biegłej dalej, zostawiając za sobą Crystal, policjantów i przeszłość. Muszę przestać myśleć o tym co było. Przestać myśleć o innych, a zacząć o zabijaniu. To ja, Garrett Miller, będę zabójcą jakiego świat nie widział!

Granica życia i śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz