Rozdział 5

1K 135 4
                                    

- Obudź się.. - wyszeptałem Bob'owi do ucha. Był dalej nieprzytomny. Chyba przesadziłem z siłą. Pewnie zastanawiacie się dlaczego Martina w ten sposób nie potraktowałem. To dosyć proste. Ponieważ on był moim pierwszym. No dobra, trzecim. Ale chodzi o to, że wtedy nie byłem pewien. Bałem się. A teraz? Kocham to. Kocham, kurwa, zabijać. Nie rozumiem jak mogłem mieć wątpliwości.
- Wstawaj, śmieciu! - uderzyłem go w twarz. Chłopak podskoczył w miejscu. A właśnie, przywiązałem go do krzesła. Z trudem podniósł głowę i popatrzył na mnie.
- No witaj. Co tam u ciebie? - uśmiechnąłem się. Moja ofiara spojrzała na mnie przerażona. Widziałem w jej oczach strach przed śmiercią. Napawało mnie to radością.
- Gdzie.. gdzie ja jestem? - zapytał łamanym głosem. Zaśmiałem się.
- W domu, słonko, w domu.
- Gdzie moi rodzice?
- Dziwne, że nie słyszałeś. Jak to w ogóle możliwe, co? - byłem naprawdę zdziwiony. Z jego ojcem narobiliśmy tyle hałasu, że trupa byśmy obudzili.
- Mia.. miałem słuchawki. Gdzie oni są? - słyszałem rozpacz w jego głosie.
- No to słuchaj twoi rodzice nie żyją. Zabiłem ich. A teraz przyjdzie kolej na ciebie. - zaśmiałem się, patrząc na łzy cieknące z jego oczu. Przybliżyłem się do jego twarzy. Czułem strach. Ach.. Piękne uczucie. Postanowiłem zacząć moją zabawę. Na początku wbiłem mu nóż w staw kolanowy. Ostrze przeszło idealnie między kośćmi. Krzyk Bob'a przeszył mnie na wylot. Cóż za uczucie! Napawałem się nim, było piękne. Scisnąłem nóż i przekręciłem w prawo. Chłopak wydarł się w niebo głosy. Jego głos słychać było w całym domu. Z biurka podniosłem żyłkę, którą wziąłem z małej szafki nocnej w pokoju rodziców. Po co im ona? Czyżby mieli jakiś fetysz? Obwiązałem ją ciasno koło łokcia lewej dłoni. Z podłogi podniosłem tasak. Mocnym uderzeniem odrąbałem mu przed ramię. Chłopak krzyknął tak głośno, że w pewnym momencie jego głos się załamał i ochrypł. Krew ciekła z odciętej ręki jak z fontanny. Obwiązałem ją bandażem, po czym spojrzałem na Bob'a. Oczy miał zamglone.
- No weź, nie rób mi tego. Dopiero się rozkręcam. - uśmiechnąłem się krwiożerczo. Podniosłem mój drugi nóż i obejrzałem ciało chłopaka. Gdzie by go wbić? Drugie kolano? Bark? A może w piszczel? Po krótkim zastanowieniu ostrze wylądowało w jego drugim kolanie. Nie czekając na reakcję ofiary przekręciłem je w lewo. Chłopak nawet nie krzyknął. Co? Czyżby już odpadł? Zszedłem po schodach i nalałem szklankę wody. Poszedłem spowrotem na górę. Bob dalej siedział nieprzytomny. Wylałem mu zawartość szklanki na twarz. Odkaszlnął i zaczął pluć krwią. Przynajmniej żyje. Wyszedłem na zewnątrz do garażu po benzynę. Po chwili wróciłem do pokoju. Gdy stanąłem przed ledwo przytomnym chłopakiem ten spojrzał na mnie z jeszcze większym przerażeniem. Podszedłem bliżej i wyciąłem mu w brzuchu małą dziurkę. Odkręciłem kanister, po czym zacząłem wlewać mu benzynę do środka ciała. Kiedy zaczęła się wylewać, zapaliłem zapałka.
- No widzisz. Nie odpadłeś. W nagrodę czekają cię fajerwerki! - kończąc ostatnie zdanie wrzuciłem mu palącą się zapałkę do wyciętej dziury. W oka mgnieniu stanął w ogniu. Patrząc na to jak wyrywa się i miota, zaśmiałem się. Bob siedział na krześle cały w ogniu. Był przytomny. Jego okrzyki bólu były przepiękne. Jednak postanowiłem uciec z domu, gdyż sąsiedzi pewnie usłyszeli krzyki. Gdy wychodziłem, chłopak patrzył na mnie przerażonymi oczami. Nie dziwne mu się. Gdybym się palił też bym tak wyglądał. Wyszedłem z domu i ruszyłem biegiem w stronę lasu nieopodal. Słońce właśnie wyszło zza horyzontu, a ludzie zaczynali wyjeżdżać do pracy. Ciekawe czy zauważą, że w jedną noc zostały zamordowane trzy rodziny? W lesie było spokojnie. Słońce rzucało swoje promienie pomiędzy liśćmi. Wokół roznosił się zapach igliwa. Ach.. Jednak jest piękniejszy zapach niż krew.. Usiadłem pod wysokim drzewem, po czym wyciągnąłem z plecaka coś do jedzenia. Jak to śmiesznie wygląda z innej perspektywy. Pod drzewem siedzi zakrwawiona postać i wpieprza czipsy. Siedziałem tak dłuższą chwilę, gdy usłyszałem kroki oraz szelest liści. Obróciłem się w stronę odgłosów i myślałem, że nie wytrzymam. Po dróżce szła dziewczyna ciągnąc worek wielkości ludzkich zwłok. Czy to się dzieje naprawdę? Włosy dziewczyny były niebieskie, na sobie miała czarne rurki, czarne trampki i , uwaga, czarną bluzkę. Nie zauważyła mnie. Patrzyłem na nią z zainteresowaniem. Gdy była prawie na przeciwko mnie ( tak wogóle to siedziałem trochę głębiej lesie, żeby nie było, że jest ślepa) zatrzymała się i otarła pot z czoła.
- Pomóc ci? - zapytałem, dalej jedząc moje ukochane czipsy. Dziewczyna podskoczyła ze strachu i zaczęła się nerwowo rozglądać. Czy ona jest ślepa? Podniosłem się z ziemi, po czym pomachałem w jej stronę. Nigdy w życiu nie widziałem, żeby ktoś tak szybko biegł. W moją stronę oczywiście. W niecałe dwie sekundy nieznajoma znajdowała się już na mnie z przyłożonym nożem do gardła.
- Wiem, że jestem przystojny, no ale żeby tak się rzucać? - uśmiechnąłem się.
- Ty przystojny? Chyba jak ci worek na głowę założą. - parsknęła. Miała piękne, szare oczy. Tak, szare.
- No wiesz co? Ranisz moją dumę. - zrobiłem obrażona minę. Dziewczyna zaśmiała się. Jej śmiech był taki piękny.
- Kim jesteś i co tu robisz? - spytała już na poważnie. Wiedziałem, że żarty narazie się skończyły.
- Nazywam się Garrett i odpoczywam w lesie. A ty?
- A co cię to?
- Nie wiem. Może dlatego, że chciałbym wiedzieć kto chce mnie zabić?
- Nazywam się Crystal.
- Iii?
- Co iii? - popatrzyła na mnie zdenerwowanym wzrokiem. Kto by pomyślał, że w lesie spotkam dziewczynę, która jest taka.. taka oryginalna.
- Co tu robisz, niepełnosprytna dziewojo?
Po raz pierwszy w życiu przestraszyłem się kogoś tak bardzo. Crystal spiorunowała mnie wzrokiem jakbym co najmniej zjadł jej ostatni kawałek pizzy. I również po raz pierwszy w życiu dostałem tak mocno z liścia.
- Nie twoja sprawa! - odburknęła. Popatrzyłem na nią wzrokiem pełnym listości. Oj kobieto..
- Chciałem to zrobić cywilizowanie. No ale dobra. Kogo masz w tym worku? - spytałem z szyderczym uśmiechem. Dziewczyna zaczerwieniła się.
- Nieważne. A ty dlaczego jesteś cały we krwi?
- Uprawiałem seks z dziewicą.
- Bardzo śmieszne. Naprawdę bardzo śmieszne. A tak naprawdę?
- Zabiłem dzisiaj w nocy dziewięć osób. Zmęczony przyszedłem sobie odpocząć do lasu, a tu bum, zjawia się dziewczyna z trupem w worku. Przy okazji, czipsa? - kiwnąłem głową w stronę paczki tych pysznych ziemniaczanych przysmaków. Crystal spojrzała na mnie zdziwiona. Po chwili jednak wzięła sobie garść czipsów.
- Tylko wiesz, nie przesadzaj, bo jak zamierzasz dalej na mnie siedzieć to nie przytyj. - wtedy po raz drugi dostałem z liścia. Dziewczyna podniosła się ze mnie i podeszła do worka. Zaczęła go ciągnąć dalej. Nie czekając wziąłem swój plecak i ruszyłem za nią. Była piękna. Jej włosy opadały na jej ramiona, czyniąc ją jeszcze bardziej atrakcyjną. Jedyną rzeczą lepszą od niej jest zabijanie. Wtedy przypominały mi się wszystkie moje morderstwa. Mimo woli zwymiotowałem. Myślałem, że mam to za sobą.. Przed oczami ujrzałem wszystkich ludzi, których zabiłem. Co ja z siebie robię? Zakręciło mi się w głowie. Crystal złapała mnie za nim upadłem. Jednak nie odezwała się. Szliśmy w ciszy jakieś dobre dziesięć minut, gdy moja nowa znajoma wreszcie się odezwała.
- Dlaczego zabijasz?
To było pytanie. Dlaczego zabijał? Bo lubię. Bo taki jestem. Takiego stworzyło mnie społeczeństwo. Czy dobrze czuję się z tym, że odbieram komuś życiem? Gdy to robię, tak. Ale później, tak jak teraz, mimo woli tego żałuję.
- Nie wiem. Bo lubię? A ty?
- Taka jestem. Gdy byłam mała mój ojczym mnie gwałcił. Bił i gwałcił. Moją mamę bił cały czas. Pewnego dnia nie wytrzymałam. Poderżnęłam mu gardło kiedy spał. I spodobało mi się to. - gdy to mówiła, widziałem, że przychodzi jej to z trudem. Podszedłem do niej i ją przytuliłem. Nie wiem czemu. Myślałem, że chyba to powinienem zrobić. Crystal wtuliła się we mnie. Ciepło jej ciała było kojące. Jej zapach pozwalał mi zapomnieć o otaczającym nas świecie. Po chwili jednak wróciłem do rzeczywistości.
- Znam cię od piętnastu minut a już się do ciebie tulę. Jestem jakaś dziwna. - zaśmiała się. Wiesz, mi to nie przeszkadza. Szliśmy kolejne dziesięć minut aż wreszcie Crystal się zatrzymała. Wskazała mi małe jeziorko.
- Tu ją wyrzucimy.
- Przemyślałaś to? Przecież tu znajdą zwłoki.
- No dobra panie morderców, to gdzie ty swoje schowałeś?
- Zostawiłem na miejscu..
- To teraz pomóż mi wyrzucić moje, geniuszu.
Razem podnieśliśmy worek, przywiązaliśmy do niego wielki kamień i wrzuciliśmy do jeziora. Zniknął od razu pod taflą wody. Crystal popatrzyła na mnie.
- Masz gdzie spać?
- No, w lesie. - popatrzyłem na nią zdziwiony. Po co jej to?
- To dzisiaj śpisz u mnie, chodź. - złapała mnie za rękę i ruszyliśmy razem leśną ścieżka w stronę miasta. Tak po prostu? Znamy się niecałą godzinę. Polubiłem ją, ale żeby od razu do domu mnie zapraszać? Przecież jestem cały we krwi. Jak jej rodzice mnie zauważą to co? Nie obchodzi mnie to! Liczy się to, że mogę z nią być! Dziwne słowa jak na psychopatę, no nie?

Granica życia i śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz