3. Miałem telekonferencję...

902 135 6
                                    


Harry nie chciał ruszyć się ze szpitala, dlatego to Louis podjechał do domu, aby wziąć mu czyste rzeczy i to czego będą potrzebować. Znalazł wszelkie dokumenty Bradforda i sam wziął prysznic, przebrał się w czyste ora wygodne rzeczy, miało być praktycznie, nie wiadomo było ile czasu jeszcze będą w szpitalu.

Nie oparł się przed wzięciem do ręki ramki ze zdjęciem, które przedstawiało Harry'ego w ciąży, a on sam stał za nim trzymając dłonie na dużej wypukłości, miał wrażenie jakby to było wczoraj.

Pamiętał, jak Harry przekonał go do wspólnej sesji ciążowej, aby właśnie mieć cudowne wspomnienia z tym czasem. I tak było, naprawdę tak było... Ale teraz? Teraz wszystko stało pod znakiem zapytania.

Jak ktokolwiek mógł pomylić szczenięta w szpitalu? Gdzie był ich biologiczny syn w tym momencie? Czy wyglądał jak Harry? A może jak on sam?

Odstawił zdjęcie i sięgnął po przygotowane rzeczy, po czym ruszył do auta, by dostać się ponownie do szpitala. Znał już te korytarze na pamięć, dlatego kierował się do do odpowiedniego miejsca.

- Panie Tomlinson - lekarz złapał go na korytarzu - Są wyniki badań genetycznych. Bardzo mi przykro, ale wykluczają one pokrewieństwo Bradforda z panem i pana mężem.

- Czyli ktoś podmienił w tym szpitalu szczeniaki - zacisnął dłoń, w której trzymał torbę i spojrzał na lekarza - Wie pan, że szpital będzie miał z tego powodu ogromne problemy? Razem z mężem chcemy odnaleźć naszego biologicznego syna.

- Jestem tego świadomy jak najbardziej. Szpital już przygotowuje spis rodziców i szczeniaków, które tego dnia przyszły na świat. Jeśli zgłoszą państwo sprawę do sądu i na policję wydamy dokumenty bez zwłoki - był naprawdę przygotowany.

- To dobrze, bardzo dobrze - wypuścił oddech - A coś wiadomo więcej, na temat stanu Bradforda? Bardzo się martwimy o jego zdrowie.

- Parametry są stabilne, głowa czysta, nie ma obrzęku po uderzeniu. Jeśli dziś sam się nie obudzi, podejmiemy próbę wybudzenia go jutro - zapowiedział.

Wtedy usłyszeli zamieszanie i pielęgniarka biegła w stronę sali, gdzie znajdował się Harry z Bradfordem. To zaalarmowało lekarza, który nie patrząc na nic, pobiegł zobaczyć co się dzieje.

Serce alfy zaczęło walić jak szalone i za chwile sam wrócił na ziemię, po czym szybkim krokiem dostał się pod salę. Musiał wiedziedzieć co się dzieje z jego szczeniakiem.

Kiedy wszedł do sali, wpadł na Harry'ego, który stał przy drzwiach, drżąc lekko. Louisa wzrok pokierował się na łóżko i spostrzegł budzącego się, zdezorientowanego, przerażonego chłopca.

- Jestem - szepnął do bruneta, który dopiero zorientował się o jego obecności i wtulił się w jego bok.

- Bradford się budzi Lou, on w końcu to robi - głos młodszego był pełen emocji.

- Widzę, to dobry znak. W końcu będzie tu z nami naprawdę - alfa miał ściśnięte gardło.

Lekarz sprawdził to co trzeba oraz przebadał ponownie chłopca, którego wzrok ciągle był na rodzicach. Wyraźnie ich potrzebował, po stresie co właśnie przechodził.

- W porządku, żadnych gwałtownych ruchów Bradford, nie jesteś sam w sali - zapewnił mężczyzna - Możecie podejść bliżej - mężczyzna spojrzał na małżeństwo.

- Hej synku, słuchaj pana doktora, dobrze? - omega powiedziała łagodnym głosem, kiedy z Louisem podeszli bliżej.

Chłopiec tylko pokiwał głową, spoglądając na lekarza i na rodziców wyraźnie przestraszonym wzrokiem.

Endless Love || Larry  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz