Podeszli do drzwi, gdzie pozwolili szczeniakowi nacisnąć dzwonek, który poinformował Jay, że ma gości, jednocześnie od razu weszli do środka, ponieważ drzwi nie były zamknięte na żaden zamek.- Babcia! Jesteśmy! Gdzie jesteś babcia?! - Bradford wolał, jak zawsze chcąc jak najszybciej zobaczyć kobietę.
- A kto tu mnie odwiedził!? - od razu było słychać zachwyt w głosie kobiety - Mój kochany wnuczek i moje dzieci - przywitała się z każdym po kolei.
- Uważaj mamo - Louis dla bezpieczeństwa syna odsunął się o krok - Mały miał operację nogi, wciąż się goi... I zanim zaczniesz krzyczeć, przyjechaliśmy ci powiedzieć i spędzić miło czas. Bradford wystarczająco się nacierpiał.
- Dobrze - wypuściła powietrze, zanim cokolwiek zdążyła skomentować - Posadzimy cię na kanapę, co? Mam kolorowankę dla ciebie ze zwierzątkami.
- Tak! - wyszczerzył się, a Louis przeniósł chłopca do wymienionego pomieszczenia.
Bradford zaraz miał swoje zajęcie, a Jay zgarnęła małżeństwo do kuchni, zaczęła robić herbatę, ale jasnym było iż oczekiwała na wyjaśnienia. Louis zaczął jej tłumaczyć sprawę całego wypadku, który stał się przez opiekunkę.
- To nie koniec mamo - Louis spojrzał na męża, a widząc jego wzrok kontynuował - Bradford ma grupę krwi A.
- To musi mieć po Harrym, tak? Bo Lou ma B, tego jestem pewna - spojrzała na nich, nie do końca rozumiejąc tą ciszę.
- Też mam grupę krwi B - pokręcił głową brunet, biorąc się w garść - Ktoś podmienił szczeniaki w szpitalu, mamo.
- Nie żartujcie nawet w taki sposób - starała się dotrzeć chociaż cień rozbawienia u nich - Nie robicie tego... Jak to pomylili?
- Nie wiemy, od jakiegoś czasu żyjemy w stresie z tym związanym, dlatego się nie kontaktowaliśmy - Louis podszedł do kuchenki i wyłączył gaz, ponieważ czajnik zaczął piszczeć.
- Louis załatwia wszystko prawnie, nie zostawimy tego bez słowa - Harry dla bezpieczeństwa zajrzał za kuchnię, ale było czysto - Gdzieś na świecie jest nasz biologiczny syn.
- Muszę usiąść - wydusiła z siebie Jay - Lou, uchylisz okno? - poprosiła - Co za beznadziejny szpital, który dopuszcza się takiego błędu, przecież minęło praktycznie sześć lat...
- Jasne mamo - prędko przeszedł na drugi koniec pomieszczenia, aby złapać za klamkę i uchylić okno jednym sprawnym ruchem.
- Bradford nie wie, prawda? - upewniła się, oddychając głęboko przez emocje, które się jej trzymały.
- Nie i niech tak pozostanie na razie - Louis położył dłoń na ramieniu matki - To jest szalone mamo i dużo z Harrym przeżyliśmy w ostatnim czasie.
- Nie wyobrażam sobie tego nawet - spojrzała najpierw na Louisa, a potem na Harry'ego ze współczuciem.
- Bradford zawsze będzie naszym szczeniakiem, ale chyba rozumiesz mamo, że chcemy znaleźć... Biologicznego syna - brunet sam usiadł.
- Oczywiście, że rozumiem. Zrobiłabym to samo bez zawahania - pochwaliła ich działania - Nie wiem jak podejdą tamci rodzice, ale sami powinni zrozumieć.
- Na pewno muszą sami poznać prawdę - Louis postanowił zalać im picia wrzątkiem.
🐾🐾🐾🐾🐾
Louis musiał wrócić do pracy. Bardzo tego nie chciał, budzik w jego telefonie sprawił, że jęknął na samą myśl wstawania. Szczególnie czując drugie ciało tak blisko siebie.
CZYTASZ
Endless Love || Larry
Fiksi PenggemarSzatyn objął ramionami młodszego, biorąc głęboki i uspokajający oddech. Ten dzień rano nie zapowiadał się tak źle, jak to teraz przeżywali. Bali się prawdy, która może ich zaboleć jeszcze mocniej.