Rozdział dziesiąty

13 3 2
                                    

– Oby ktoś wreszcie przyniósł dobre nowiny – szepnęła Avi, wpatrując się w drzwi, za którymi zniknął kolejny nieznajomy, jeden z wielu, którzy odwiedzili ostatnio rezydencję Arstarów. Minęły dwa dni od ogłoszenia wyroku na Aharalę. Dni wypełnione gorączkowymi naradami miejscowej arystokracji, z których ojciec zdawał Saranel tylko zdawkowe relacje. Próbował na wszelkie sposoby odciąć się od sprawy, choć jedynym jego przewinieniem była krótka znajomość z nadzorczynią jej dworu, która dała ojcowi Avi sygnał, że może przyjąć dziewczęta pod swoje skrzydła.

W celu dyskretnej obserwacji Avi i Saranel postanowiły ukryć się za zasłoną, złożoną z ciemnozielonych sznurów, która skrywała przejście do mniejszej jadalni, położonej na górze, naprzeciwko szerokich schodów. Z miejsca, w którym stały, było widać cały hol i drzwi, prowadzące do gabinetu ojca, który kupieckim zwyczajem umieścił jak najwygodniej dla interesantów, niedaleko głównego wejścia. Nieznajomy długo go nie opuszczał.

– Też mam taką nadzieję – odparła Saranel. Jeszcze nie zdążyła okrzepnąć w nowej rzeczywistości, a już spadały na nią problemy.

Chociaż... Może ominie mnie służba u Ares'arahi. Może będę mogła pracować w sklepie ojca...

Zesztywniała, gdy usłyszała kroki, odbijające się echem pośród marmurów. Na schodach pojawiła się Nune, która szybko wbiegła na górę i podeszła do nich.

– Ojciec kazał, żebyście poszły do ogrodów – wyszeptała bez żadnych wstępów – Za chwilę przyjdzie tam z dozorcą dworu.

– Czyjego dworu? – spytała Saranel.

– Chyba... cesarzowej – odparła kobieta, kierując na nie pełne niepokoju spojrzenie. Saranel zbladła.

– Chodźmy – pospieszyła ją Avi. Nune zaprowadziła je na dół ukrytymi schodami, z których zazwyczaj korzystała służba. Wypadły z chłodnego cienia kamiennego wnętrza na zalaną słońcem ogrodową alejkę. Wokół rozlewała się chora jaskrawość kolorów, pozbawionych głębi. Wypielęgnowany żywopłot roztaczał ostrą woń, a wybuchające wszędzie kwiaty nie cieszyły oka. Było tu, tak jak chyba w całym Rhaesanie, wszystkiego za dużo. I nie było to uczucie doświadczania piękna zbyt wielkiego dla ludzkich oczu, tylko zwykłej przesady.

Saranel zakręciło się w głowie, a gdy zobaczyła wychodzących z głównych drzwi ojca oraz mężczyznę w pysznych, granatowych szatach, miała wrażenie, że zaraz upadnie. Ledwie usłyszała szept Nune.

– Kiedy podejdą na kilka kroków, ukłońcie się i nie podnoście wzroku. Ponoć on ma wam przedstawić jakąś alternatywę dla służby u Aharali. Na wszystko się zgódźcie. A najlepiej w ogóle się nie odzywajcie.

Pokiwała głową. Starała się iść naprzód jak najnaturalniej i najspokojniej. Avi przychodziło to o wiele łatwiej.

– Myślę, że zostaną jej oddane komnaty w bocznym skrzydle pałacu – mówił nieznany, coraz bliższy głos.

– Rozumiem. Po tym wszystkim księżniczka potrzebuje wytchnienia – odparł ojciec.

– Dokładnie, zdrada matki nią wstrząsnęła. Czy właśnie zbliżają się do nas twoje podopieczne?

– Tak, możny. Podopieczna i córka.

Saranel już dawno spuściła wzrok i śledziła ukradkiem ruchy Avi, przez co wiedziała, kiedy zatrzymać się i dygnąć przed znamienitym gościem. Wbiła spojrzenie w czubki palców.

– Cóż, pozostaje mi wyrazić smutek... z powodu niedogodności, które czekały was po przybyciu tutaj. Wierzę, że córki znamienitych sojuszników Rhaesahnu nie powinny ponosić odpowiedzialności za intrygi swej niedoszłej pani. Dlatego zostaniecie przyjęte do nowo utworzonej świty możnej księżniczki Ahmari. Mam nadzieję, że takie rozwiązanie wam odpowiada.

Błędne ognieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz