★★★

146 15 17
                                    

Monks Orchard Road, Beckenham, London – taki adres podała im Lady Kinslay. Żadnych szczegółów i numerów. Musieli poradzić sobie sami z odnalezieniem instytucji, w której umieszczono Beatrice.

Lady Kinslay wyznała, że jej matka znajdowała się tam od całkiem niedawna – dotychczas przebywała w domu Andersonów w Richmond. Vanessa przypuszczała, że Frank musiał zmienić położenie jej matki. Nie wiedziała tylko czemu. Jedyne, co przychodziło jej do głowy, to to, że Beatrice musiała na coś zachorować, a stan „zatrzymania jej w miejscu" się pogorszył. Z jej głowy wreszcie wyparował Bastian, a na jego miejsce wstąpił strach o mamę.

Krążyli po okolicy, wypatrując budynku, który przypominałby szpital. Nie odzywali się do siebie. Unikali swojego dotyku, krocząc w szerokim odstępie. Vanessie było to na rękę. Lepiej zepchnąć na jakiś czas brudy, które na pewno będzie zmuszona z nim omówić później. Nie mogli przecież żyć udając, że nic się nie stało. Przecież to byłoby aż za proste.

Ale nie teraz. Nie było na to czasu. Teraz liczyła się tylko Beatrice.

Mijali kolejne domki, a dziewczyna miała wrażenie, że błądzą we mgle. Minuty ciągnęły się nieubłaganie chociaż pewnie nie spędzili w tej okolicy dużo czasu. Nie wytrzymywała dłużej w ciszy.

– Spytajmy się kogoś, gdzie możemy znaleźć ten szpital – wyrzuciła z siebie, nie obdarzając go spojrzeniem.

Przyśpieszyła kroku, nie czekając na towarzysza. Wypatrywała żywej duszy wśród czerwonych cegieł, zielonych drzew i burzowego nieba, aż wreszcie ją znalazła. Mężczyzna ubrany w kraciastą koszulę porządkował coś właśnie w swoim ogródku. Vanessa popędziła w jego stronę.

– Przepraszam pana bardzo! – krzyknęła, przebiegając przez ulice. Mężczyzna poderwał głowę, a Vanessa oparła się o murek, posyłając mu stworzony na siłę uśmiech. – Szukamy szpitala, który ma znajdować się na tej ulicy. Nie dostaliśmy dokładnego adresu. Wie pan może jak tam trafić?

Człowiek wytarł sobie dłonie o spodnie, przeskakując spojrzeniem z nad wyraz uśmiechniętej dziewczyny, na Bastiana z grobową miną.

– Tak – odpowiedział mężczyzna. Uniósł rękę pokazując im coś w oddali. – Muszą państwo iść jeszcze w dół tej drogi. Jak skończą się drzewa, to ukaże się brama. Za nią jest Bethlem Royal Hospital.

– Dziękujemy ślicznie. Bardzo nam pan pomógł – przemówiła słodkim głosem, dodając: – A mógłby nam pan jeszcze powiedzieć, w jakiej dziedzinie specjalizuje się ta instytucja lecznicza?

Mężczyzna spojrzał na nią z niedowierzaniem, marszcząc grube brwi.

– To szpital psychiatryczny, proszę pani.

Uśmiech Vanessy zniknął. Nogi się ugięły i musiała podtrzymać się murka. Ta wiadomość przeraziła ją do granic i dusiła się nią jeszcze długo po tym, jak Bastian odciągnął ją delikatnie w bok i zaczął prowadzić we wskazaną im drogę.

Frank umieścił Beatrice w szpitalu psychiatrycznym.

Może dlatego Lady Kinslay nie chciała im tego wyznać. Nie wiedziała. Jej głowę zaprzątały za to obrazy jej mamy, która na pewno została umieszczona tam siłą.

Tylko po co Anderson zamknął ją wśród obłąkanych, szaleńców i ludzi z problemami? Przecież nie stanowiła żadnego zagrożenia. To naprawdę nie miało żadnego sensu. Dlatego zaczęła go szukać, tworząc najgorsze z możliwych scenariuszy.

Bastian się nie odzywał, gdy błądziła myślami. Prowadził ją za łokieć naprzód. Nie rozumiał tego wszystkiego. Po co ojciec Vanessy miałby to robić? Czy to była jakaś pułapka? Wcześniej omawiali taki scenariusz, ale gdy nie zostali schwytani podczas obchodów rodzinnych domów blondynki, uznali, że Frank odpuścił. Teraz Bastian zaczął w to wątpić.

Splątani PrzeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz