Rozdział szósty: Kryptonim "Zeznanie"

347 39 12
                                    

/Cześć! 

Tydzień temu był dłuższy rozdział, dlatego dzisiaj dostaniecie ten troszkę krótszy, większość ma podobną długość, ten jednak wyjątkowo jest krótki, ale myślę, że domyślicie się dlaczego :) 

Za dwa tygodnie następny <3 

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze!/


Harry przez ułamek sekundy nie miał pojęcia co się stało. Czy został postrzelony i natychmiast umarł? Ale jeśli tak by było, czemu czuł ten przeszywający ból pleców i całego lewego boku?

I czemu było mu tak ciężko?

Otworzył oczy, które mimowolnie zamknął. Dostrzegł jedynie jak napastnik wybiega ze sklepu, zapewne przez to, że z oddali słychać już było syreny policyjne.

Cóż, troszkę się spóźniliście - pomyślał i poczuł coś mokrego na swoim ubraniu i dotarło do niego wszystko co się wydarzyło.

Gbur go uratował. Rzucił się na napastnika, przeskoczył przez ladę i odepchnął go, by nie oberwał kulki w łeb. I z tego, co widział, to sam oberwał. Harry nie mógł wyjść z szoku, ale szybko zareagował i pomógł mężczyźnie usiąść na podłodze. Widział mnóstwo krwi, co go zemdliło, ale musiał wziąć się w garść i jakoś pomóc mężczyźnie.

Chłopak miał wrażenie, że słyszy wszystko jakby jego głowa była pod wodą. Szumiało mu w uszach, a ręce, którymi próbował bezpiecznie ułożyć mężczyznę na podłodze, unikając szkła pochodzącego z rozbitych butelek, które strącił z półek.

-Trzymaj się! Mam tu apteczkę! - krzyknął i nie zważając na odłamki szkła wbijające mu się w kolana, sięgnął pod blat, gdzie leżało czerwone pudełko z białym krzyżem na środku. Otworzył czym prędzej i wyjął tyle gazy, ile udało mu się znaleźć. Rozpakował ją i przycisnął do rany w okolicy lewego obojczyka mężczyzny.

Do sklepu wpadli uzbrojeni policjanci i zaczęli coś do niego krzyczeć. Harry był przerażony i wciąż zszokowany, więc ich obecność dotarła do niego dopiero, gdy jeden z nich go odciągnął od mężczyzny i sam zaczął uciskać ranę, drugi z policjantów, pomógł mu wstać i posadził na stołku. Mówił coś do niego, ale Harry nie słyszał. Był skupiony na leżącym na posadzce kliencie. Zasłonił usta dłonią, próbując powstrzymać odruch wymiotny, który poczuł niespodziewanie, wciąż uważnie obserwując nieprzytomnego już mężczyznę.

Uratował mu życie. I teraz mógł stracić swoje własne. Przez niego.

Dotarło do niego, że drugi policjant o coś go pyta, ale Harry spojrzał na niego niewidzącym wzrokiem, dysząc, gdy próbował unormować swój oddech. Atak paniki.

-Hej! Oddychaj! Zaraz będzie tutaj pogotowie i właściciel sklepu. Zabierzemy cię do szpitala.

Harry nie mógł jechać do szpitala. Musiał zostać w sklepie.

Jednak, gdy spojrzał ponownie na leżącego na podłodze czarnowłosego mężczyznę, przytaknął słabo policjantowi i dał się zabrać do pojazdu, gdy ten już przyjechał. Posadzili go w pojeździe oraz dali mu natychmiast jakiś zastrzyk, jednocześnie krzątając się nad jego wybawcą, którego przetransportowali na noszach do karetki. Po czasie, ogarnął go spokój, nawet łatwiej mu się oddychało.

-Czy wszystko będzie z nim w porządku? - zapytał słabo ratowniczki medycznej, która pochylała się nad mężczyzną. Drugi ratownik położył mu rękę na ramieniu.

-Tak, będzie dobrze. Uspokój się.

Ale Harry był spokojny. No, przynajmniej na tyle, na ile pozwalała mu obecna sytuacja. Przytaknął więc i wciąż nie spuszczał wzroku z mężczyzny. Wyglądał blado. Cóż, ogólnie był blady, ale teraz wyglądał jak martwy. Karmazynowa krew wcale nie pomagała ożywić jego oblicza. Chłopak wplótł dłoń w swoje włosy i zacisnął ją w pięść.

Nigdy nie spłaci tego długu.

Do szpitala dojechali bardzo szybko, chociaż dla niego ta podróż i tak trwała wieczność. Wtedy też rozdzielili go z mężczyzną, którego od razu przewieźli na salę operacyjną, a on z kolei został zaciągnięty do sali zabiegowej, gdzie czekał już na niego lekarz i dwójka policjantów.

-Pan Potter, tak?

Lekarz coś fuknął pod nosem i spojrzał na policjantów.

-Może Panowie jednak poczekają chwilę, aż pacjent zostanie opatrzony i nieco się uspokoi? Jest w szoku i zostały mu podane silne środki na uspokojenie.

Harry jednak pokręcił głową i spojrzał na policjantów. Jego umysł był bardziej trzeźwy.

-Tak, Harry Potter.

-Mamy kilka pytań dotyczących napadu z bronią, w którym brał Pan udział.

-Udział brzmi trochę jakbym to ja był winny - mruknął Harry i westchnął.

-Może Pan powiedzieć co się stało? Mamy biegającego po mieście faceta, który raz już kogoś postrzelił i mamy podejrzenie, że może próbować dalej.

Harry próbował wszystko poukładać sobie w głowie nim ponownie się odezwał.

-Tak, byłem na zmianie w sklepie. Był ze mną tylko jeden klient, który został zresztą postrzelony – jego ciało wzdrygnęło się, na co lekarz westchnął zirytowany i rzucił groźny wzrok w stronę policjantów, jednak nie przerywając swojej pracy.

-Jak to się stało, że Pan nie został postrzelony?

Harry ponownie zamarł.

-On... ten klient... on, nie wiem jak, ale odepchnął tego faceta i przeskoczył przez blat, a potem mnie popchnął. Tamten strzelił i uciekł.

-Widziałeś twarz napastnika?

Harry pokręcił głową i skupił się na tym, by przywołać wyraźniejszy obraz ze wspomnień.

-Jedyne co wiem, to że musiał być maksymalnie w wieku czterdziestu lat. Miał jasne oczy i wydawało mi się, że miał zarost. Nie wiem, nie mogłem się na niczym skupić w tamtym momencie.

Policjanci pokiwali głowami, jeden z nich dał mu wizytówkę z numerem telefonu.

-Gdyby po opadnięciu emocji przypomniało Ci się więcej szczegółów zadzwoń. Przesłuchamy też Pana... - zerknął do swojego notesu, który Harry dostrzegł dopiero teraz - ... Snape'a. Jak tylko dojdzie do siebie i będzie w stanie z nami rozmawiać.

-Szkoda, że pacjent musi być przytomny, by go męczyć, prawda? - mruknął wciąż niezadowolony lekarz, który usunął ostatni odłamek z kolana Harry'ego i teraz wziął się za oczyszczanie ran. Harry syknął, czując pieczenie, ale zacisnął jedynie rękę na oparciu i starał się nie ruszać.

Dwójka mundurowych pożegnała się z nimi, ignorując przytyki lekarza i opuściła pomieszczenie.

-No, koniec. Nie masz jakiś strasznych ran, ale załatwimy Ci jakieś spodnie, żebyś nie straszył nikogo na ulicy swoimi poprzednimi. Postaraj się też nie denerwować, dobrze? Słyszałem, że miałeś atak paniki. Często je miewasz?

Harry pokręcił głową, chociaż nie do końca była to prawda. Miał mikro ataki dość często, ale tylko parę razy czuł się tak spanikowany jak po przyjeździe policji do sklepu.

Mężczyzna wyszedł z pomieszczenia i wrócił po kilku minutach z pielęgniarką, która wręczyła Harry'emu spodnie i wyszła. Harry ubrał je szybko i słuchał uważnie zaleceń od lekarza.

W końcu pożegnał mężczyznę i podziękował mu za pomoc. Nie miał jednak zamiaru wrócić do domu. Udał się do rejestracji i uśmiechnął się miło do pielęgniarki.

-Dzień Dobry, chciałbym otrzymać informację o Panu Snapie. 

i'll be there /snarry/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz