Profesor Małolat 1

5.8K 427 892
                                    

Spacer hańby, inaczej nie dało się tego nazwać.

Odette Dumont przez sześć lat swojej nauki w Hogwarcie nigdy nie została wezwana na szlaban, ba, nigdy nawet nie straciła punktów dla Ravenclaw. Za swoje świetne wyniki (no i za to, że jej ojciec był ważnym czarodziejem we Francji) została przyjęta do Klubu Ślimaka, bo profesor Slughorn przewidywał, że czeka ją świetlana przyszłość, a teraz jeszcze została prefekt naczelną, więc wydawała się uczennicą idealną.

W to zdawał się nie wierzyć jej nowy nauczyciel obrony przed czarną magią.

Profesor Doran Vane uczył ją zaledwie od miesiąca i jak dotąd nie miała mu zbyt wiele do zarzucenia. Uczył w porządku, nawet jeżeli z początku bardzo zdziwił ją jego najwyraźniej młody wiek. Gdyby sama nie była uczennicą ostatniej klasy i nie kojarzyła wszystkich z roku chociażby z widzenia, podejrzewała, że mogłaby go pomylić z jednym z najstarszych uczniów, zwłaszcza przy braku zarostu.

To nie tak, że profesor Vane wyglądał jak dziecko, ale zdecydowanie nie miał jeszcze trzydziestki, no i w ogóle nie był nieatrakcyjny. Zawsze nosił się schludnie, poza tym krótkie, czarne loki przysporzyły mu trochę fanek wśród uczennic, a Odette nie zaprzeczała, że miło się na niego patrzyło - zwłaszcza że większość ich pozostałych nauczycieli była znacznie starsza.

Jednak całe to wrażenie rozwiało się w proch na początku października, kiedy ten małolat - tak zamierzała go teraz nazywać - śmiał dać jej szlaban.

Odette twierdziła, że był niesłuszny nie tylko dlatego, że uważała, że jej przewinienie kwalifikowało się najwyżej na karę ucięcia pięciu punktów. To mogła przełknąć, dobrze, wdała się z dyskusję z nauczycielem i okazało się, że nie miała racji, do błędu się przyzna. Ale żeby dostać za to szlaban? Skoro żaden starszy, bardziej doświadczony nauczyciel niż on nigdy nie nadał jej takiej kary, to zdecydowanie nie mogła być zasłużona. Na początku chciała nawet pójść i poskarżyć się Flitwickowi, lecz szybko odrzuciła ten pomysł, stwierdziwszy, że tylko wpakuje się w więcej kłopotów.

Tak też szła samotnie przez korytarz w piątkowy wieczór i, zamiast spędzać go ze swoimi przyjaciółmi w pokoju wspólnym Krukonów, miała siedzieć w gabinecie Vane'a.

Że też on nie miał lepszych zajęć w piątki? Mógł przecież wyjść z zamku, kiedy by tylko chciał, na przykład na piwo z przyjaciółmi, zwłaszcza że było jeszcze dosyć ciepło jak na tę porę roku. Pewnie takie uprzykrzające życie szuje przyjaciół nie miały.

Początkowo była trochę smutna, że dała się tak głupio ponieść emocjom i w ogóle pociągnęła tamtą dyskusję, a potem dostała szlaban na widoku całej klasy, która wyraźnie była tym zszokowana - Odette miała jednak w nosie, co myśleli inni, bo ona sama była swoim najsurowszym sedzią. Kiedy zaś pukała do drzwi gabinetu Vane'a, przepełniała ją tylko wściekłość.

- Proszę. - Usłyszała w odpowiedzi niemalże natychmiast, na co przewróciła oczami. W tamtej chwili wszystko, co robił wydawało się jej irytujące.

- Dobry wieczór, profesorze - powiedziała, wchodząc powoli do środka, choć uważała, że nazywanie go profesorem też było naciągnięciem. Jaką on mógł mieć wiedzę w porównaniu z McGonagall czy Slughornem?

Vane stał przy swoim biurku i sortował wypracowania, a za nim rozlegała się jasna poświata; to było słońce, zachodzące tamtego dnia na złoto, którego promienie wpadały do gabinetu przez małe okno i uwydatniały jego loki.

- Dobry wieczór - powiedział, posyłając jej jedno krótkie spojrzenie, jakby chciał się upewnić, że to ona. - Usiądź, proszę, Odette. - Wskazał na krzesło naprzeciwko swojego, a ona posłusznie zajęła miejsce.

Profesor MałolatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz