Pięć lat później
- Proszę!
Odette wymachiwała różdżką nad białym biurkiem, pakując swoje rzeczy do niewielkiej torby, gdy usłyszała pukanie do gabinetu. Poprawiła błękitną sukienkę, a następnie spojrzała na białe drzwi, które ktoś bardzo niepewnie otworzył.
- Dzień dobry, pani profesor. - Pomiędzy drzwiami a biało-złotą, marmurową ścianą pojawiły się dwie nieco speszone twarze.
Odette natychmiast rozpoznała swoje jedenastoletnie uczennice i uśmiechnęła się do nich szeroko. Zastanawiała się jednak, czemu odwiedzały ją w dzień, w którym każdy uczeń Beauxbatons chciał jak najszybciej udać się do domu na zasłużone wakacje. Mimo wszystko uczyła dopiero drugi rok, dlatego czuła, że jeszcze wiele może ją zaskoczyć.
- Ooo... Aurelie, Florence, jak miło was widzieć. - Odłożyła różdżkę na biurko. - Co was do mnie sprowadza?
- Chciałyśmy pani podziękować - odezwała się Aurelie, wyższa z dziewczynek o ciemnych lokach. Prędko trąciła łokciem blondwłosą przyjaciółkę, po czym obie podeszły do biurka Odette z bukietem kolorowych kwiatów.
- Jest pani naszą najlepszą nauczycielką! - zawołała Florence, podając Odette podarunek, który ta przyjęła z rozczuleniem w oczach.
- Och, bardzo wam dziękuję... - Powąchała kwiaty, nie mogąc przestać się uśmiechać. - To bardzo miłe z waszej strony.
- Nie chcemy, żeby pani odeszła - dodała Aurelie, na co Odette uniosła brwi.
- Dziewczynki, zapewniam was, że na razie nigdzie się nie wybieram. - Zachichotała, delikatnie odkładając bukiet na prawie już puste biurko. - Zobaczymy się po wakacjach, obiecuję.
- Naprawdę? W szkole wszyscy mówią, że pani odchodzi - ciągnęła Aurelie, na co Odette uniosła brew.
- Wszyscy?
- No, znaczy... - Florence wymieniła z przyjaciółką niepewne spojrzenia. - Julien i Gabriel nam tak powiedzieli.
Usta Odette opuścił serdeczny śmiech. Pokręciła głową, zakładając ręce na piersi - czuła, że było jej coraz cieplej, zwłaszcza przez słońce wpadające przez potężne okna znajdujące się tuż za nią i grzejące ją w plecy. Marzyła o wakacjach chyba bardziej niż jej uczniowie.
- Ach, ci chłopcy... Nie odchodzę nigdzie, zapewniam. Jedyne, co się zmieni, to że od przyszłego roku nie będę już panią Dumont.
- Dlaczego? - zapytały obie uczennice jednocześnie.
- Cóż. - Uśmiechnęła się. - Profesor Vane i ja pobieramy się. - Nieświadomie spojrzała na swoją dłoń, na której od ponad roku znajdował się srebrny pierścionek z trzema błyszczącymi kamieniami.
Jak na zawołanie, w tym momencie ponownie rozległo się pukanie do drzwi, które zagłuszyło nieco zaskoczone westchnięcia uczennic.
- Proszę! - zawołała Odette ponownie.
Tym razem gdy drzwi się otworzyły, jej serce wręcz zatrzepotało. Oto był jej narzeczony w czarnej koszuli, równie przystojny, o ile nie bardziej niż te pięć lat temu, gdy zobaczyła go po raz pierwszy. Wciąż jednak nie miał zarostu... I nie odpinał koszuli dalej niż na dwa guziki.
Szaleniec.
- O, o... Przepraszam. - Doran zatrzymał się nagle, gdy poza swoją narzeczoną zobaczył jeszcze dwie uczennice. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
- Skądże - powiedziała Odette.
- Dzień dobry, profesorze - powiedziały obie uczennice, a po tym, speszone, prędko wyszły.
CZYTASZ
Profesor Małolat
Fanfiction💜 Odette Dumont nigdy w życiu nie odpyskowałaby nauczycielowi, jednak jeśli chodzi o jej nowego profesora od obrony przed czarną magią, mogłaby go zamordować. Doran Vane naraził się swojej uczennicy, ale jako Ślizgon nie daje jej sobie wejść na gło...