3.

1.3K 34 24
                                    

Weekend minął mi szybko. Zdecydowanie za szybko. W sobotę wyszłam z Willem do kina a w niedziele chłopak dołączył do mnie przy porannym bieganiu. Było to dość zabawne, bo pierwszy raz od paru lat wyjął swoje buty sportowe z szafy, ubrał się profesjonalnie, ale ostatecznie przebiegliśmy 100 metrów i chłop miał zadyszkę. Wróciliśmy, więc do domu, a bieganie przełożyłam na wieczór.

Ostatecznie chłopak został u mnie na noc, czego konsekwencje dotykają mnie w poniedziałkowy poranek, gdy od 20 minut Will nie może wstać.

— Masz dosłownie ostatnią sekundę, bo sama cie zaraz wypierdolę z tego łóżka— odzywam się już zniecierpliwiona kończąc makijaż.

— Spierdalaj, mam okropne zakwasy po wczorajszym maratonie.

— Mówisz o tym jak biegliśmy 2 minuty, z górki i co 30 sekund zatrzymywałeś się by rzekomo zawiązać sznurówki?— odparłam z pogardą.

— Czepiasz się błahostek— odpowiedział ziewając w między czasie— kondycję buduje się stopniowo.

— Dobra, koniec z tym— wstaje od toaletki i podchodzę do chłopaka. Chwytam mocno kołdrę i staram się go zrzucić. Bezskutecznie.

Will śmieje się głośno widząc moje wkurzenie na twarzy. Poddaje się i kładę się obok niego na łóżku. Zapada kompletna cisza.

— Powinniśmy pójść do klubu dla gejów— mówi z nikąd— a najlepiej żeby był jeszcze striptiz.

— Codziennie myślę, że poznałam najgłupszą wersje ciebie, ale z każdym dniem pokazujesz, że stać cię na dużo więcej.

Dostaję za to poduszką w twarz, ale to olewam. Idę do garderoby przebrać się w mundurek.

Wychodząc widzę, że chłopak wciąż leży w łóżku. Olśniewa mnie. Kieruję się do łazienki i szukam naczynia na wodę. Nie posiadam nic co by się nadało, więc napełniam usta wodą z kranu i wracam do sypialni. Staram się nie wybuchnąć śmiechem w między czasie, ale udaję mi się podejść do chłopaka i z całej siły dmuchnąć wodą by wytworzyła się fontanna.

Will wyskakuje z łóżka a ja śmieje się głośno kaszląc.

— Obrzydliwa jesteś— mówi wkurzony i idzie do łazienki.

Zadowolona pakuje książki do plecaka. Gdy obracam się w stronę drzwi do łazienki jest już za późno. Wielka fala wody oblewa moją twarz. Dopiero po chwili otwieram oczy i wściekle patrzę na przyjaciela. Ten łapię się za brzuch nie mogąc powstrzymać śmiechu. Śmiechu przypominającego szorowanie okien szmatą.

Jestem prawie całkowicie przemoczona. Chłopak znalazł jakieś potężne wiadro i bez skrupułów wylał całą jego zawartość na mnie. Zajebiście. Kocham poniedziałki tak samo mocno jak kocham tego pieprzowego idiotę.

Nie mam na to siły. Biegnę do łazienki i zmieniam mundurek na nowy. Wychodząc widzę, że chłopak wreszcie się uspokoił i wytarł podłogę.

Posyłam mu najbardziej wkurzone spojrzenie jakie potrafię i mijam go wychodząc z pokoju. Will natomiast dostaje kolejnego ataku śmiechu.

——

— Nie wytrzymałbym w tym miejscu ani chwili dłużej— powiedział Will wypuszczając powietrze, gdy po paru godzinach wreszcie opuszczaliśmy budynek szkoły— to gdzie idziemy?

— Do domu.

— Czyjego?

— Ja do mojego ty do swojego, idioto. Jutro mam poprawę z chemii, więc muszę się uczyć— odpowiedziałam.

Above The StarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz