W poniedziałkowy poranek, całą drogę do szkoły miałem ochotę wrócić spowrotem do domu, bądź pójść gdziekolwiek indziej, byleby nie dotrzeć do tych męczarni.
Nim się jednak spostrzegłem, stałem już pod szkołą. Głośno westchnąłem i udałem się do środka. Wiedziałem, że tego dnia nie będę miał w szkole życia. Jednakże dwie pierwsze lekcje minęły całkiem spokojnie. Aż za spokojnie. Jak się potem okazało była to jedynie cisza przed burzą.
Na drugiej przerwie wszystko się zaczęło. A mianowicie, gdy zadzwonił dzwonek oznajmiający zakończenie lekcji podeszła do mnie grupka chłopaków z zadziornymi uśmiechami na twarzach. Słusznie bałem się tego, co mogą mi zrobić, ponieważ chwilę później chwycili mnie za ręce, nie chcąc wypuścić.
Próbowałem się oswobodzić, lecz na marne. Moi oprawcy szybkim ruchem podwinęli w górę rękawy mojej bluzy, ukazując tym samym niemało ran, po chwilach mojej bezradności i bezsilności.
Patrzyłem co sekundę to na nich, to na swoje ręce. Nie wiedziałem jakiej reakcji mogę się spodziewać. Ci jedynie podśmiewali się pod nosami. Znów próbowałem wyrwać się z ich rąk, lecz nadal mi się to nie udawało.
Było mi tak strasznie wstyd. Czułem się jakby obnażony, bezradny. To, co tak bardzo chciałem ukryć, przez nich ujrzało światło dzienne.
Inni widząc całą tę sytuację także podeszli, by zapewne sprawdzić co się dzieje. To nie pomagało. Im więcej osób widziało jak wyglądały moje ręce, tym gorzej było dla mnie. Niektórzy z zebranych dookoła szybko wyjęli telefony i zaczęli robić zdjęcia, by zapewne zrobić z tego sensację na całą szkołę.
Fantastycznie, znów stanę się gwiazdą internetu, szkoda, że w taki a nie inny sposób...
Dookoła wszyscy się ze mnie wyśmiewali, a ja nie mogłem zrobić praktycznie nic. Jak miałbym pokonać czterech szkolnych chuliganów sam i to w dodatku gdy w okół zromadziła się niemała ilość ludzi?
Poza śmiechami nikt nic nie mówił. Do czasu. Nagle, z tłumu wyłonił się nie kto inny, jak Minho, który po rozeznaniu się w całej sytuacji, jako pierwszy ze wszystkich zabrał głos.
- Ojejku, bidulek sobie nie radzi? - sposób, w jaki to powiedział raził sarkazmem. - Słyszałem, że próbowałeś dostać się na tamten świat. Nawet to ci nie wyszło? - prychnął. - Tak prosto jest się zabić, a ty nawet tego nie potrafisz? - Kolejny cios zadany w me serce przez niego.
W serce, które mimo wszystko nie potrafi przestać go kochać...
Tak bardzo bolą te słowa, a szczególnie wypowiedziane z ust Minho.
Moje życie to jedna wielka parodia. Miłość mojego życia, była głównym powodem, dla którego pragnąłem tą marną egzystencję zakończyć. Chciałbym się odkochać i móc żyć normalnie, jak inni. Problemów zamiast ubywać, to przybywało. Najgorsze było to, że nie umiałem sobie z nimi wszystkimi poradzić, co poskutkowało próbą odebrania sobie życia.
Wtem, Minho odezwał się poraz kolejny
- Miejmy nadzieję, że następnym razem ci się uda. - odparł i odszedł.Reszta odrazu poszła za nim. Miałem wszystkiego dość. Nie wachałem się ani chwili i odpuściłem sobie resztę lekcji.
Wziąłem swoje rzeczy i wyszedłem ze szkoły. Spacerowałem po okolicy, włócząc się to tu, to tam. Przechodząc obok kawiarni miałem wielką ochotę, by wejść do środka i zamówić sobie coś dobrego na poprawę humoru.
Jednak zaraz skarciłem się w myślach za ten pomysł.
Słodycze mają tyle kalorii... Nie chcę przytyć, chciałbym być chudszy niż teraz jestem, a słodycze mi w tym nie pomogą
Ze smutkiem przeszedłem obok kafejki, by dalej szwędać się po mieście. Teoretycznie mógłbym wrócić do domu, ale istnieje cień szansy, że któryś z rodziców mógłby teraz tam być. Wolałem nie ryzykować.
Poszedłem więc posiedzieć i podumać nad rzeką Han. Przemyśliwałem wszystko co się dzisiaj wydarzyło. Znów płakałem w ciszy. Nie mogłem zrozumieć, jak można być tak niedobrym dla drugiego człowieka. Co ich prawie obchodzi moje życie i to, co z nim robię? Sytuacja z dzisiaj naprawdę musiała się wydarzyć? I co oni z tego wszystkiego mieli? Dało im to satysfakcję? Cieszą się z krzywdy drugiego człowieka? Naprawdę cieszy ich to, że przez nich teraz ronię łzy? Dlaczego świat jest taki okrutny? Inni mają sobie lepiej, to dlaczego ja nie mogę?
Dlaczego ja? Czemu muszę tak żyć?
Nie liczyłem już na żadną poprawę mojego życia. Jedyne co mogę zrobić, to się przyzwyczaić, skoro nawet umrzeć nie umiem.
Gdy wybiła godzina, o której kończyłem tego dnia lekcje, podjąłem decyzję o powrocie do domu. I tak też zrobiłem. Podniosłem się z trawy i otrzepałem ze spodni niewidoczny kurz, po czym udałem się w kierunku mojego lokum.
Po powrocie wszedłem do kuchni gdzie przy stole siedziała moja matka. Przysiadłem się do niej pytając, jak się czuje, ponieważ wyglądała bardzo blado. Oczywiście odpowiedziała, że wszystko w porządku, chociaż było widać, że kłamie. Spytałem więc czy na pewno, a ta odparła, że nie mam jej męczyć głupimi pytaniami. Przestałem więc dopytywać.
Mama kazała mi zostawić ją w spokoju, toteż udałem się do siebie na górę tak, jak prosiła.
Boję się o nią. Kocham ją mimo wszystko i nie chciałbym, żeby się martwiła, a ewidentnie tak było.
![](https://img.wattpad.com/cover/322081396-288-k302487.jpg)
CZYTASZ
They're (not) only friends || minsung
Fanfic"They're (not) only friends" to opowieść o dwóch chłopakach, którzy byli jedynie przyjaciółmi. Przynajmniej tak myśleli. ┄┄┄┄┄┄┄┄┄ ☆ ┄┄┄┄┄┄┄┄┄ ︳↝ Han Jisung nawet nie wie jak bardzo ︳potrzebował miłości, którą dostał ︳od starszego o rok chłopaka. ...