Rozdział może zawierać małe błędy ze względu na to że chciałam wyrobić się z rozdziałem. Wstawiam 23.03.2023 23:23. Miłego czytania! <33
***
Siedziałam przy czteroosobowym stole, lecz tylko trzy miejsca były zajęte. Był poniedziałek rano koniec weekendu i początek nowego tygodnia szkoły. Nawet szkoły tutaj odstawały od tych w innych miastach i stanach ameryki. Był moment w naszej historii gdzie większość szkół się zamknęło ze względu na brak pieniędzy, który wciąż jest aktualny problemem. Podobno dzieci z Detroit więcej muszą przynieść do szkoły, co nie jest porównywalne z wiedzą którą z niej wyniosą ponieważ będzie znikoma. Jest to prawdą, uczniowie przynoszą własny papier do szkoły bo nawet na najpotrzebniejsze rzeczy brakowało wtedy pieniędzy. Mówi się że Detroit wychodzi na prostą, że wszystko zmierza ku poprawie każdy ma nadzieje, że lepsze jutro powstanie z popiołów. To jest wielka sinusoida, wzniesienie się tylko po to by móc niżej upaść.
— Ayla. - moje imię wydobyło się z ust rodzicielki, a moje pogrążone w nicości myśli zostały ściągnięte z powrotem na ziemię.
— Tak?- odpowiedziałam lekko rozkojarzona.
— Jak było u Stacy? - zapytała - po powrocie nic nie mówiłaś jakoś dziwnie się zachowywałaś zniknęłaś na cały dzień i zaszyłaś się w piwnicy. - mówiła przyglądając się mi wyczekująco .
— Tak jak zawsze babski wieczór oglądanie filmy i plotkowanie. Nic nowego.- powiedziałam dokańczając moje śniadanie- A u ciebie jak w pracy?
— Weź mi nie przypominaj- burknęła zsuwając się niżej z krzesła.
Jako jedna z niewielu walczyła o to miasto i nie skazała go na straty. Harowała dzień w dzień nie tylko aby utrzymać dom i rodzinę, lecz dlatego że mimo wszystko miała nadzieje. Pragnęła uratować wszystkich z tonącego statku osłabiając przy tym samą siebie. Patrzyłąm teraz na nią, a na jej twarzy widziałam bezsilność. Wyglądała na chorą i przemęczoną, a ja nie mogłam nic zrobić. Słuchałam co dzień o nowych sprawach, morderstwach i podpaleniach kino tu nie było potrzebne. Krzywdzące jednak było to że widziałam cierpiących ludzi na każdym kroku. Bałam się każdego dnia, że widzę ją już ostatni raz zawsze przy śniadaniu lub kolacji przyglądałam jej się by zapamiętać ją jak najbardziej to możliwe na wszelki wypadek.
— Aż tak źle? - zapytałam ze zmartwieniem. Jeśli nie zginie na służbie od czyjejś broni to wykończy samą siebie. Zaniedbywała swoje zdrowie, a cały czas poświęcała pracy.
— Nigdy nie było tu dobrze Ayla wiesz o tym, ale kiedyś będzie lepiej jestem tego pewna.- znowu ta sama gadka tak samo jak lepsze jutro powstanie z popiołów. Mówi się że jeśli będziemy powtarzać i mówić coś wiele razy to zaczniemy w to wierzyć najwidoczniej działa to na większość osób, ale nie na mnie.
— Wiem mamo, już późno muszę się zbierać do szkoły.- powiedziałam nie chcąc ciągnąć tej rozmowy. Wstałam odkładając talerz do zlewu po czym pożegnałam się z Eveline.
Była piękną kobietą o jasno czekoladowych włosach. Przez większość czasu chodziła w samych mundurach i ubraniach z naszywką "Policja Detroit". Dzisiaj natomiast była ubrana w beżowy sweter i czarne legginsy, włosy związała w luźny kok a na jej nosie widniały okulary z czarnymi oprawkami. W takim wydaniu najbardziej ją uwielbiałam była wtedy mamą, nie osobą z pistoletem przy biodrze. Ja byłam osobą z pistoletem w schowku samochodu, pistolet który dostałam na szesnaste urodziny.
Przytuliłam się z nią na pożegnanie w razie gdyby świat chciałby mi zabrać następną osobę. Miałam ją zobaczyć dopiero następnego dnia. Przez drugie zmiany, lecz tylko jeśli miała możliwość brała nadgodziny i pracowała całą noc. Zawsze w tej chwili błagam wszechświat aby to nie był ostatni raz kiedy ją przytulam oraz czuję zapach jaśminu.
CZYTASZ
Hypnos- personification of sleep
RomanceMatka policjantka walcząca o miasto. Córka nastolatka walcząca o życie swojej matki. Zwykły opuszczony dwór okazuje się piekłem dla rodziny Wright. Tego wieczoru pare kroków w przód przeważyło nad dotychczasowym życiem Makayli. Mafia która pociąga z...