#11 | NIEPRAWDZIWE

1.4K 63 11
                                    

♡ LISA ASHTON:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

LISA ASHTON:

To wszystko było pieprzonym snem. Przełknęłam ślinę odwracając głowę od mężczyzny. Nie miałam gdzie uciec. Nie chciałam uciec. Poświęcał mi uwagę, której ja pragnęłam. Nie dostawałam uwagi od ojca, czemu on chciał mi ją dawać?

On cię porwał Lisa. Nie jest twoim wybawicielem na białym koniu, a oprawcą. Ogarnij się.

Mężczyzna obserwował mnie, próbując za pewne odgadnąć co siedzi mi w tej chwili w głowie. Cóż, ja sama nie wiedziałam. To wszystko wydawało się być snem. Jakby to gdzie stałam było nieprawdziwe. Jakby to był sen z którego nie mogłam się wybudzić. Jakby on był nieprawdziwy.

Nie znałam go. On nie znał mnie. Dlaczego się zachowywał tak łagodnie wobec mnie? Miałam mętlik w głowie. Dosłowny mętlik. Nie miałam pojęcia o co chodzi mężczyźnie. Nie wiedziałam nic. Gdzie jestem? Ile już tu jestem? Czy ktoś z mojej rodziny mnie szuka? Kim on jest? Czemu to jestem?

Zamknęłam oczy jeszcze raz odtwarzając poprzednią noc w głowie. To wszystko działo się za szybko. Nie chciałam tu być. Chciałam uciec.

Zerknęłam ukradkiem na drzwi, które wciąż były lekko uchylone.

- Kim jesteś? - zapytałam cicho, grabiąc się lekko kiedy spojrzałam mężczyźnie w oczy. Jego wzrok był zimny ale po chwili złagodniał.

- Kimś na pewno - uśmiechnął się łobuzersko.
Musiałam pilnować się żeby przewrócić oczami, chociaż było to ciężkie.

- Pytam poważnie - wysiliłam się na najzimniejszy ton na jaki umiałam się zdobyć.

Posłałam mężczyźnie wyczekujące spojrzenie. Pewnego rodzaju cień przeszedł przez jego twarz, ale zniknął bardzo szybko.

Chłopak pokonał drogę która nas dzieliła i teraz stał ledwie kilka centymetrów ode mnie. Żeby spojrzeć na jego twarz musiałam teraz zadzierać podbródek i unosić głowę.

- Blake Willow - przedstawił się nieznajomy.

- Gdzie ja jestem? - przeszłam od razu do kolejnego pytania, oddychając teraz płytko. Woń papierosów i mocnej wody toaletowej docierał do moich nozdrzy, drażniąc je delikatnie.

- Zwolnij z pytaniami, słońce - mruknął, przymrużając oczy.

- Nie mów tak do mnie - syknęłam, odsuwając się od mężczyzny. Jego odór zaczął mnie już drażnić. - Gdzie. Ja. Jestem. - wycedziłam.

- W pokoju, a konkretnie w moim pokoju. - wzruszył ramionami.

Zaczynał mnie serio irytować. Mój strach nie zniknął do końca, ale powoli zaczął przeistaczać się w gniew, a bardziej poirytowanie. Odetchnęłam głęboko, przybierając spokojny wyraz twarzy.

Zaczął nową grę, w którą mogę grać też ja.

Posłałam mu spojrzenie pełne politowania.

- Gdzie ja jestem? - ponowiłam pytanie wysilając się na ostry ton.

- W moim domu. - odpowiedział, a kąciki jego ust poruszyły się lekko.

- Dokładniej?

- Na drugim końcu miasta.

Co do kur...- Eastwallow było ogromnym miastem. Z jednego końca na drugi jechało się ponad 2 godziny. Moje liceum było na wschodnim wybrzeżu miasta, a z tego co mówił mężczyzna można by powiedzieć że jestem teraz na zachodniej części. Czyli około 3 godziny od domu.

Wtedy coś sobie przypomniałam.

Drzwi. Drzwi nie były zamknięte na klucz. Chłopak nie zamknął ich kiedy wchodził.

Popatrzyłam mu w oczy, po czym zwinnie wyminęłam go i doskoczyłam do drzwi w kilku susach. Pociągnęłam za klamkę i wypadłam z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Zanim do mężczyzny dotarło co się stało, ja już byłam na schodach. Zeskakiwałam po dwa stopnie, a kiedy usłyszałam za sobą otwieranie drzwi i ciężkie kroki, przyśpieszyłam znacznie tępo. Kiedy znalazłam się na dole, na oślep popędziłam w jeden z korytarzy. Na moje szczęście okazał się być to salon. Na jednej ze ścian mieściły się szklane, rozsuwane drzwi, przez które można było wyjść do ogrodu. Podbiegłam do drzwi i odsunęłam je w bok. Kiedy tylko wyślizgnęłam się na zewnątrz, zamknęłam za sobą drzwi i przekręciłam szybko zamek. Pobiegłam w stronę wysokiego, ceglanego płotu i zaczęłam się wspinać.

Nie było ciężko ponieważ duża ilość cegieł wystawała lekko, dając oparcie moim stopom. Już po chwili przekładałam nogę na drugą stronę płotu. Kiedy odnalazłam tam wystający kawałek cegły, przełożyłam również drugą nogę. Wtedy też miałam odwagę spojrzeć na dom. Był wielki, z białego marmuru. Wiele szyb okalało go z każdej strony. Przeniosłam wzrok nieco niżej i napotkałam wzrok mężczyzny, który stał koło rozsuwanych drzwi. Uciekłam spojrzeniem na bok i zobaczyłam dwóch mężczyzn biegnących w moją stronę. Zdrapałam się szybko z murku, lądując na miękkiej ściółce. Nie oglądając się za siebie, ruszyłam w głąb lasu.

♡ ♡ ♡

Po wejściu do lasu biegłam jeszcze długo. Nie wiedziałam dokładnie ile, ale zwolniłam kiedy zobaczyłam mijające światła pomiędzy drzewami. Dotarłam do tej części miasta, której nienawidziłam. Garaże.

Zawsze można było tu znaleźć jakiś gang lub przynajmniej magazyn gangu. Chociaż to mafie rządziły w mieście, gangi były wspomagającymi.

Podeszłam do znajomego mi garażu i zapukałam w blachę, wystukując melodię. Prawie natychmiast u mojego boku pojawiła się Yvette.

- Co ty tu robisz Lisa? - zapytała półgłosem oglądając się w okół i otwierając drzwi, wpuszczając mnie do środka.

- Jakiś chłop mnie porwał i uciekłam. No długa historia. Jest mój ojciec? - odpowiedziałam wchodząc do magazynu.

- Nie. Wczoraj wieczorem dostał telefon że zniknęłaś. Kiedy tylko skończył rozmowę przez telefon wybiegł stąd. Od tamtej pory nie widzieliśmy go. - poinformowała mnie.

Wiedziałam że próbuje powstrzymać śmiech. To nie był pierwszy raz kiedy mnie zabrano, chociażby ten wydawał się inny. Zawsze podchodziłam do tego z lekkością, bo wiedziałam co robić w takich sytuacjach.

Dziewczyna skierowała się do "kuchni" czy cokolwiek to było i nalała wody do dzbanka elektrycznego. Usiadłam przy wysepce, obserwując jej poczynania. Poruszała się z gracją, ale i ostrożnością, jakby ktoś miał zaraz wyskoczyć z nożem tuż obok. Yvette przemieściła się na drugą stronę kuchni, i otworzyła wiszącą półkę, wyciągając dwa kubki. Stała cały czas za mną więc mogłam obserwować ją bez poczucia winy. Obróciła się do mnie stawiając jeden z kubków przede mną a drugi po mojej prawej. Popatrzyłam na nią pytająco, ale ona podeszła do kolejnej z wiszących kabin i otworzyła ją, ukazując wiele paczek różnych herbat. Skinęła na nie głową.

- Która?

- Malinowa - rzuciłam. Złączyłam moje ręce i oparłam je o blat. Dopiero teraz zauważyłam jak czerwone i zimne są.

- Nie wiem czy chcesz słuchać. W sensie nie jest to jakoś brutalne, ale strasznie długo będę opowiadała i nie chce żebyś się zmuszała do słuchania mnie.

- Ja mam czas, opowiedz co się wydarzyło. Chcę usłyszeć. Chcę się dowiedzieć. - powiedziała wkładając do kubka torebkę i nalewając wrzątku - Tylko ze szczegółami! - lekki uśmiech wpłynął na jej twarz.

Kiwnęłam głową i zaczęłam opowiadać, gdy woń malin rozniosła się wokół.

♡ ♡ ♡

A/N: Ostatni rozdział z rewriting'u.


Buziaki, redlovexxx!

Krwawy Pocałunek (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz