Sen przestał być przyjacielem. Pierwszej nocy w Feldcroft nawiedził mnie wuj. Stał w progu naszego domu, a na jego bladej twarzy malował się gniew i żal.
- Zawiodłeś mnie. Zawiodłeś rodziców. Zawiodłeś Anne – wyliczał, wpatrując się we mnie zimnymi oczami – Co powiedziałby twój ojciec? Co powiedziałaby twoja matka? Co powiedziałaby twoja siostra?
Zbudził mnie grzmot pioruna, wybawiając z koszmaru. Resztę tamtej nocy spędziłem wpatrując się w sufit i słuchając odgłosów burzy.
Następnym razem widziałem Anne. Siedziała skulona na zimnej podłodze grobowca, którym życie stracił wuj Salomon. Kiwała się w przód i w tył, a jej ciałem wstrząsał płacz.
- Anne – wydusiłem z siebie z trudem, czując jak zaciska się moje gardło.
Siostra uniosła wzrok, lecz jej oczy z orzechowych stały się ziejącymi, czarnymi kulami.
- To wszystko twoja wina – głos miała zniekształcony, złowrogi. Wstała chwiejnie, nie mogąc złapać równowagi i uniosła różdżkę. - Dokonałeś wyboru i teraz ten grób będzie również twoim – wychrypiała.
Usiadłem, głośno łapiąc hausty powietrza. Nie wiedziałem już czy poduszka jest mokra od mojego potu, czy od łez.
Kolejnej nocy przyśniła mi się Aileen, która patrzyła na mnie jak na potwora. W jej oczach widziałem strach i niedowierzanie, kiedy uderzyło w nią zielone światło, wystrzelone prosto z mojej różdżki. Opadła z impetem na ziemię, wzburzając w powietrze tumany kurzu, a ja poczułem jak drewno wyślizguje mi się z dłoni i upada z głuchym łoskotem.
- Leen! - wrzasnąłem, podbiegając do jej ciała. Była zimna, nieruchoma, a jej błękitne oczy zgasły.
- Zabiłeś ją – usłyszałem nad sobą beznamiętny głos Ominisa. - Ostrzegałem, że to się tak skończy, lecz mnie nie słuchałeś. Teraz jest martwa, a ty zostałeś sam na tym świecie.
Wyrwałem się z objęć okrutnego snu i desperacko odsunąłem kotarę, oddzielającą pokoje. Aileen leżała w swoim łóżku, miarowo oddychając. Miałem ochotę ją zbudzić, wyściskać oraz podziękować za jej obecność, lecz zamiast tego ukryłem twarz w dłoniach i zaszlochałem.
~***~
Jeszcze na długo przed zakończeniem piątej klasy nie potrafiłem zdecydować, co począć ze swoim życiem. Ominis odsuwał się ode mnie stopniowo, patrząc jak zatracam się w czarnej magii. Resztkami sił próbował przemówić mi do rozsądku, najpierw łagodnie, później z desperackim żalem, lecz czułem jak jego słowa jedynie odbijają się bez echa, zupełnie jakby chroniło mnie zaklęcie. Trzeba to przyznać – ciemna strona mocy pochłonęła mój umysł z wielką siłą, a początkowa ciekawość przemieniła się w chorą obsesję.
Śmierć wuja Salomona i nienawiść Anne wyrwały mnie z tego snu, niczym uderzenie obuchem w głowę. Ocknąłem się, lecz już było za późno aby wszystko cofnąć. Po tamtych wydarzniach zdecydowałem trzymać się od czarnej magii z daleka, by nie wyrządziła jeszcze większych szkód.
Prześladował mnie jeszcze fakt, że wciągnąłem w zakazane zaklęcia nie tylko siebie, lecz również swoją przyjaciółkę. Podążała za mną, ślepo wierząc moim przekonaniom i wspierając w nawet najmroczniejszych momentach tej wyprawy.
- Zrobicie sobie krzywdę – rzekł pewnego razu Ominis Gaunt. - Pomyśl o Aileen, może wiele stracić przez wasze wspólne eskapady.
Zawsze kiedy chciał, bym się zatrzymał wspominał jej imię. Jedna część mnie zwalniała wtedy i podsuwała na myśl możliwe konsekwencje. Druga natomiast parła naprzód, widząc możliwości, jakie przynosi ta dziecina magii.
Słyszałem Ominisa, lecz go wtedy nie słuchałem.
Ponadto uważałem, że znajomość zaklęć niewybaczalnych może pomóc Aileen, wszak ludzie, którzy ją ścigali byli znacznie groźniejsi niż nam się wydawało. Dlatego też na samym początku zapoznałem ją z Confingo, by potrafiła nie tylko się bronić, lecz również skutecznie atakować.
Byłem wtedy taki zaślepiony, pomyślałem z żalem, przywołując na myśl jedno ze wspomnień.
To było zaraz po wyjściu ze Skryptorium samego Salazara Slytherina. Ominisem targały wtedy potężne emocje, pełne smutku i strachu.
- Obiecajmy sobie, że już nigdy więcej nie wplątamy się w czarną magię – zażądał, a ja jedynie pokiwałem głową, wpatrując się w Aileen.
Czułem, jak dłonie palą mnie od zaklęcia Cruciatus, którego na niej użyłem, byśmy wydostali się z pułapki. Wciąż miałem przed oczami jej ciało, upadające na podłogę i niemy krzyk wypisany na twarzy.
Musiałem to zrobić, prawda? Inaczej nasza trójka byłaby skazana na śmierć.
Ominis uniósł swoją różdżkę i ruszył do dormitorium, my zaś poszliśmy wtedy do krypty, by omówić całą wyprawę w spokojnym miejscu. Nie chciałem jednak rozmawiać o Salazarze Slytherinie.
- Musisz nauczyć się zaklęcia Cruciatus – powiedziałem pewny swoich racji. Przyjaciółka spojrzała na mnie, a ja po raz pierwszy zobaczyłem w jej oczach strach.
- Mówiłam, że nie chcę – zaczęła, lecz przerwałem jej podchodząc bliżej i kładąc jej dłonie na ramionach, mocno ściskając.
- Kiedyś może ci to uratować życie – mówiłem, patrząc jej prosto w oczy. - Być może znajdziesz się w sytuacji takiej, jak dzisiaj lub trafisz na kogoś niebezpiecznego, kto zna dużo mocniejsze zaklęcia.
- Sebastian... - wtrąciła, gdy znów jej przerwałem.
- Chcę wiedzieć, że potrafisz się obronić – powiedziałem dobitnie. - Chcę mieć pewność, że po każdej wyprawie wrócisz cała i zdrowa.
Aileen jedynie pokiwała głową, zgadzając się na moją propozycję.
Teraz siedzieliśmy przy stole, jedząc niedzielne śniadanie, a ja wpatrywałem się w przyjaciółkę, pełny wdzięczności za jej obecność. Zmieniła się przez ten rok szkolny, co z bólem zauważałem. Schudła, a jej niegdyś zaokrąglone, rumiane policzki stały się szczuplejsze i bledsze. Oczy wciąż pozostawały w kolorze nieba, teraz jednak nieco zachmurzonego, jakby powoli traciły blask. Jasne, prawie białe włosy na początku nosiła rozpuszczone, opadające swobodnie falami na plecy. W trakcie nauki jednak zaczęła zawiązywać je w ciasny warkocz, mówiąc że to dla wygody, lecz ja wiedziałem, że chodzi tu głównie o gotowość do walki. Pewnego razu kilka pukli zajęło się od ognia, gdy trafiło w nią zaklęcie Incendio, innym natomiast przez dobry kwadrans próbowałem rozczesać jej kołtuny, które zaplątały się podczas jednej z eskapad do jaskiń.
Myślała, że nie zauważam drobnych rzeczy, które zmieniły się w jej zachowaniu. Często błądziła myślami, niekiedy milcząc dobre kilka minut, aż nie wyrwałem jej z letargu. Nagminnie szkliły jej się oczy, co próbowała zatuszować mruganiem i odwracaniem wzroku w drugą stronę. Nieustannie też gasła, choć wciąż próbowała żartować, by podnosić mnie na duchu. Wtedy zawsze zbierałem w sobie wszystkie pozostałe siły, aby odpowiedzieć oraz odwdzięczyć się tym samym.
I tak właśnie zwodziliśmy siebie nawzajem, co dawało nam energię potrzebną do życia na tym świecie.
CZYTASZ
Szmaragd i błękit - 1 - Wakacje | ZAKOŃCZONE
FanficNie spodobało mi się zakończenie wątku w Hogwarts Legacy, dlatego napisałam swoje. Uwaga na spoilery z gry! Sebastian Sallow stracił wszystko - wuja, siostrę, najlepszego przyjaciela. Po ostatnich wydarzeniach stał się cieniem człowieka, którym kied...