Ulga

223 21 24
                                    

Jeśli oczyszczający płacz jest rzeczą prawdziwą, to tego właśnie doświadczyliśmy. Razem ze łzami wypłynęły z nas emocje, które trzymaliśmy w sobie już od długiego czasu i poczuliśmy coś na kształt ulgi. Siedzieliśmy teraz razem z Sebastianem za domem, na rozłożonym na trawie kocu i zajadaliśmy fasolki wszystkich smaków. Nad nami rozciągało się czyste, usiane gwiazdami niebo.

- O nie, to chyba smarki – skrzywił się Ślizgon.

- Trafiłam jabłkową, więc znów wygrywam – pochwaliłam się, przybierając triumfalny uśmiech.

- Wybierz mi jakąś, użyj swojego szczęścia – poprosił, a ja wyłowiłam z opakowania jedną z fasolek i podałam przyjacielowi. Zjadł ją bez chwili wahania i wytrzeszczył oczy.

- Na brodę Merlina, borówkowa! - zachwycił się, po czym sięgnął do pudełka i wyciągnął w moją stronę dłoń z cukierkiem.

- No nie wiem – spojrzałam na niego niepewnie.

- Nie ufasz mi? - spytał z szerokim uśmiechem, zachęcająco podsuwając fasolkę.

Przyjęłam przysmak, wciąż sceptycznie nastawiona i skrzywiłam się czując jego smak.

- Pozwól, że następną sama sobie wybiorę – oznajmiłam, sięgając po sok dyniowy, by pozbyć się wstrętnego posmaku.

Przyjaciel zaśmiał się szczerze, po czym umilkł, gdy jego wzrok spoczął na ranie, którą uczynił mi tego dnia jeden z kłusowników.

- Chcesz żebym się tym zajął? - wskazał ręką na mój policzek.

- Poproszę – przytaknęłam, przysuwając się bliżej.

- Episkey – szepnął i schował różdżkę, gdy rana się zasklepiła. Niespodziewanie wyciągnął dłoń i przesunął palcem w miejscu, gdzie widniała. Jego dotyk był niezwykle delikatny, niczym muśnięcie.

- Została blizna – zauważył.

- To nic – odpowiedziałam krótko, powoli się odsuwając.

Sebastian nie bywał wylewny w kontaktach fizycznych, nie pamiętam również żeby zdarzyło nam się przytulić, chociażby na powitanie. Miałam wrażenie, że stroni od tego rodzaju okazywania uczuć, jednak po dzisiejszym zdarzeniu wyglądało to tak, jakby się przełamał. A ja nie do końca wiedziałam jak na to reagować, ponieważ do tej pory nie łączyła nas tego typu więź.

- Jakie słodycze były popularne wśród mugoli? - spytał niespodziewanie.

- Och, żadne – odpowiedziałam, wzruszając ramionami. - A przynajmniej nie u nas w sierocińcu, gdyż nie było mowy o trwonieniu pieniędzy na słodkości.

Przyjaciel spojrzał na mnie zdziwiony, lecz zaraz potem jego wzrok złagodniał i przemknęło w nich coś na znak współczucia, czego nie lubiłam.

- Jak tam było? - zadał kolejne pytanie, które już kiedyś poruszaliśmy. Wcześniej jednak nie znałam go na tyle, by opowiadać o dawnym życiu.

- Surowo – powiedziałam zdawkowo, po czym uśmiechnęłam się delikatnie, aby rozluźnić atmosferę. - Nie zrozum mnie źle, siostry zakonne nie łoiły nam skóry z byle powodu, ani nie wyklinały przez własne widzimisię. Po prostu panowała tam ponura atmosfera.

Choć w sierocińcu nikt nie traktował nas źle pod względem fizycznym, to wywieranie presji na psychikę było już czymś zupełnie innym. Wpajano nam, że okazywanie zbędnych uczuć jest złem i wychowywano na kukły pozbawione emocji. Dlatego właśnie ciężko było przyzwyczaić się do atmosfery, panującej w Hogwarcie, gdzie większość uczniów okazywała mi życzliwość pomieszaną z ciekawością.

Szmaragd i błękit - 1 - Wakacje | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz