Spędzałam czas w ogrodzie, pielęgnując nieco podrosłe już krzewy jeżyn, gdy usłyszałam głośny trzask drzwi frontowych. Instynktownie drgnęłam, zaskoczona nagłym hałasem i dobyłam różdżki, z którą ponownie zaczęłam się nie rozstawać.
- Aileen! - doszedł mnie krzyk Sebastiana. - Aileen!
Wychyliłam się zza płotu. Drzwi frontowe otwarte były na oścież, a z wnętrza chaty dochodziły odgłosy głośnego tupania. Schowałam różdżkę i przeskoczyłam przez niski płot, kierując w stronę przyjaciela. Sallow krążył widocznie zdenerwowany, rozglądając się gorączkowo po pomieszczeniu.
- Coś się stało? - spytałam, stając w progu. Ten spojrzał na mnie w taki sposób, w jaki patrzy się zazwyczaj na cenne przedmioty odnalezione po latach. Poczułam ucisk w żołądku, instynktownie szykując na złe wieści.
- Gdzie byłaś? - ruszył w moją stronę szybkim krokiem, zatrzymując się tuż przede mną. Musiałam zadrzeć wysoko głowę, żeby móc patrzeć mu w oczy.
- W ogrodzie - odpowiedziałam, zdziwiona zachowaniem chłopaka. Przesunął po mnie wzrokiem, dokładnie oglądając od stóp do głów. - Coś się stało? - powtórzyłam pytanie, tym razem głośniej, by wyrwać go z tego dziwacznego letargu.
Sallow oparł się plecami o futrynę z głośnym westchnięciem ulgi, po czym przeczesał włosy dłonią. Jego twarz powoli zaczęła się rozluźniać, a spojrzenie łagodnieć. Czekałam dłuższą chwilę, aż w końcu zbierze myśli i zaszczyci mnie wyjaśnieniem swojego nietypowego zachowania.
- Tak... Nie... - wahał się przez moment, po czym ponownie wypuścił powietrze z ust z cichym westchnięciem, by następnie odwzajemnić moje spojrzenie. - Słyszałem jak ten głupiec Bernard Ndiaye rozprawia o schwytanym garborogu i, na Merlina, od razu pomyślałem o tobie.
- Garborogu? - spytałam, automatycznie przenosząc wzrok na cap-sakwę, ukrytą pod łóżkiem.
- Tak, podobno ta zgraja kłusowników przeniosła się w okolice wybrzeża - wyjaśnił.
- Gdzie dokładnie? - dopytałam, ruszając w głąb domu. Sebastian powstrzymał mnie, łapiąc delikatnie za ramię.
- Nie pójdziesz tam sama - powiedział twardo, odczytując moje intencje.
- Napiszę do Poppy - obiecałam, próbując wyswobodzić się z uścisku. Chciałam jak najszybciej sprawdzić te plotki. Jeżeli okazałyby się prawdą i rzeczywiście złapali garboroga, to musiałam mu pomóc. Były to niezwykle rzadkie stworzenia, prawie na wyginięciu. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym zbyła tę informację. Wiedziałam, że Sweeting podzieli moje zdanie.
- Miałem na myśli to, że idę z tobą - zaoferował tonem nieuwzględniającym sprzeciwu. - Same jedynie przyciągacie kłopoty.
Posłałam przyjaciółce sowę i już po kilku godzinach Puchonka stanęła w naszych drzwiach, ubrana w bryczesy oraz gotowa do drogi. Również zrezygnowałam z długiej spódnicy na rzecz wygodnych, prostych spodni do jazdy. Sebastian omiótł nas wzrokiem, kręcąc delikatnie głową. Przeczuwał, że w naszym towarzystwie czekają go jedynie tarapaty.
- Jak się tam dostaniemy? - spytał sceptycznie.
- Polecimy - wzruszyłam ramionami, gdyż dla mnie odpowiedź była zupełnie oczywista.
- Mamy tylko jedną miotłę - zauważył.
- Kto powiedział, że potrzebujemy miotły? - zmarszczyłam brwi, na co Poppy zaśmiała się radośnie. Sebastian jedynie spojrzał na nas jak na wariatki, a po jego twarzy przebiegł cień przerażenia.
Sallow długo wzbraniał się przed przejażdżką na hipogryfie, co było dla mnie nieco niezrozumiałe. Nie był w końcu osobą strachliwą, lubił przygody, a zwierzęta dobrze go przyjęły.
CZYTASZ
Szmaragd i błękit - 1 - Wakacje | ZAKOŃCZONE
Fiksi PenggemarNie spodobało mi się zakończenie wątku w Hogwarts Legacy, dlatego napisałam swoje. Uwaga na spoilery z gry! Sebastian Sallow stracił wszystko - wuja, siostrę, najlepszego przyjaciela. Po ostatnich wydarzeniach stał się cieniem człowieka, którym kied...