Rozdział 1. Będę najlepsza

45 4 3
                                    

Rok później

Biała koszula? Jest.

Czarna spódnica w bordową kratę? Jest.

Bordowy krawat? Również jest.

Marynarka i sweter? Są.

Jakiekolwiek chęci, żeby spędzić kolejny rok w miejscu, które wyssało ze mnie całą radość życia? Brak.

Westchnęłam głośno, przeczesując krótkie brązowe włosy palcami. Ledwo dosięgały mi ramion i poruszały się przy każdym moim ruchu głowy. Już od dawna nie miałam dłuższych włosów, niż te obecne. Długie włosy oznaczały więcej czasu na pielęgnacje ich, rozczesywanie i mycie. A ja nie mogłam tracić ani jednej cennej minuty.

Mój czas to było najcenniejsze co miałam i musiałam należycie go spożytkować. A rzeczy tak trywialne, jak wygląd, nie mogły mnie zajmować. Były zbędne.

Pewnie dlatego w wieku siedemnastu lat nie przeżyłam jeszcze pierwszego pocałunku. Co prawda miałam chłopaka, o ile Amadeusza można było tak nazwać, ale nasza relacja była bardziej platoniczna, niż większości par. Czy to było złe? Ależ skąd. Kochaliśmy się, ale szanowaliśmy się nawzajem na tyle, żeby poczekać z jakimkolwiek cielesnym kontaktem na odpowiedni moment.

Czasami miałam wrażenie, że ten odpowiedni moment nigdy nie nadejdzie.

Rozejrzałam się po swoim pokoju, który znowu przyszło mi opuścić na kolejne dziesięć miesięcy. Wiedziałam, że wrócę na święta, ale do grudnia było jeszcze szmat czasu, a mnie bolało serce, gdy zamykałam za sobą drzwi. Na korytarzu ze ścian zerkały na mnie obrazy świętych. Spędziłam w tym mieszkaniu całe życie i za każdym razem, gdy szłam tym korytarzem, miałam wrażenie, że ci wszyscy święci mnie obserwują i oceniają. Widzą każdą moją krzywiznę i dostrzegają to, co tak bardzo starałam ukryć się przed matką. Że jestem nieperfekcyjna.

Gdy weszłam do kuchni, Kornelia rzuciła mi tylko szybkie spojrzenie. Wiedziałam, że w przeciwieństwie do mnie cieszy się na mój wyjazd. Dzielenie z nią pokoju przez ostatnie dwa miesiące było ciężkie. Przyzwyczaiła się już do tego, że mieszka w nim sama, a gdy ja wróciłam, nie mogła znieść mojego towarzystwa. Różowa szamponetka, którą miała na włosach całe wakacje, zaczęła powoli blaknąć, choć na jej jasnych włosach będzie jeszcze widoczna przez kilka tygodni. Nauczycielom się to nie spodoba, tak samo jak matce.

Mi nigdy nie pozwoliła zafarbować włosów. Nawet na czas wakacji.

— Jedziesz do tej swojej bajeranckiej szkoły? — zakpiła, nie odrywając wzroku od telefonu. — Dobrze. Znowu będę miała cały pokój dla siebie.

Wymusiłam uśmiech, choć go nie widziała, bo przecież nawet nie patrzyła w moją stronę.

— Odwieziesz mnie na lotnisko?

— Po co? Przecież mama z tobą jedzie.

Zakuło mnie w klatce piersiowej, ale nie dałam po sobie nic poznać. Bardzo bolała mnie oziębłość siostry, ale nie miałam pojęcia co zrobić, żeby to zmienić. Przez dwa miesiące robiłam wszystko, żeby naprawić nasze relacje, ale nic to nie dało. Między nami wyrósł, nawet nie wiem kiedy, mur, a ja nie miałam pojęcia, jak go zburzyć.

— Będę pisała i wyślę ci parę zdjęć, gdy...

— Nie rób sobie problemu. Wiem, że jesteś strasznie zajęta.

— Czemu taka jesteś?

Uniosła wzrok znad telefonu.

— Jaka? Szczera? Prawdziwa? Ktoś musi, bo w tej rodzinie to nie jest zbyt powszechne.

MalmstromOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz