Rozdział 5. Kujonka

23 3 0
                                    

— Nie nazywaj mnie tak — wycedziłam, niemal przez zaciśnięte zęby, podczas gdy Gabriel przysunął bliżej mnie ławkę, która stała obok, a następnie przy niej usiadlł Oparł głowę o dłoń, po czym wbił we mnie spojrzenie czekoladowych oczu.

— Dlaczego nie? Przecież jesteś kujonką.

— Nie jestem.

— Och, proszę cię. Nawet wyglądasz jak kujonka. Okrągłe okulary, krótkie włosy i twój kujoński plecak w żółtą kratę. Do nikogo, jak do ciebie, pasuje to przezwisko.

Zacisnęłam usta w wąską linie. Zdecydowałam się ignorować zaczepki tego pozbawionego dobrych manier chama. Nie było to jednak takie proste, bo Gabriel ewidentnie wziął sobie za cel doprowadzenie mnie do szewskiej pasji.

— Wiesz, jeśli chcesz to mi też możesz nadać jakieś przezwisko. Może przystojniak? Możesz tak do mnie mówić, jeśli chcesz, kujonko.

— Ja wcale nie chcę do ciebie mówić.

— Dlaczego? Jestem całkiem fajny. Prawie każdy mnie lubi.

— Jestem pewna, że nie jest to prawda.

— No dobra, może nie prawie każdy. Ale ci którzy mnie nie lubią mają ku temu powód. A ty go nie masz.

Miałam. Nasze pierwsze spotkanie na zawsze wyryło się w mojej pamięci. Zarówno ono, jak i późniejsze wydarzenia sprawiły, że postać Gabriela Tuckera wydała mi się całkiem przejrzysta. Był rozpieszczonym dzieciakiem, których tu nie brakowało, do tego chamem i idiotą, który niestety z jakiegoś powodu był pierwszym uczniem tej szkoły w kategorii ocen i wyników w nauce. Jak do tego doszło? Do tej pory było to dla mnie zagadką.

— Dobrze, skoro pary zostały już przydzielone, czas na tematy. — Pani Dubel klasnęła w dłonie, a wzrok wszystkich spoczął znowu na niej. Sięgnęła po plastikową miskę, która stała na biurku, po czym zaczęła przechadzać się po klasie. Stawała przy każdej parze i pozwalała im losować temat. — Prezentacja projektu może być dowolna. Możecie przygotować jakąś inscenizacje teatralną, nakręcić filmik, zrobić sesje zdjęciową albo wykonać prezentację multimedialną. Liczę na waszą kreatywność.

Gdy stanęła obok nas uniosłam dłoń, aby wyłowić jedną z karteczek, jednak nim zbliżyłam się do plastikowego pojemnika, większa dłoń zrobiła to za mnie. Gabriel z uśmiechem wyjął jedną z karteczek, po czym uniósł brwi na widok tematu. Gdy mi go pokazał, niemal się zakrztusiłam śliną.

„Maria Malmstrom."

— O proszę. Widzę, że mamy szczęśliwą parę z najciekawszym tematem, jaki dla was przygotowałam. Dobrze, na wasz projekt będę czekać najbardziej. Historia założycielki naszej szkoły jest zawiła i pełna sprzecznych doniesień, więc czeka was naprawdę kawał pracy.

Świetnie. Po prostu cudownie.

— Ja to mam rękę do losowań. — skomentował Gabriel, mnąc kawałek papieru w dłoni. — Więc, kujonko. Jaki mamy plan działania?

W tym momencie wolałabym, żeby Gabriel był typowym bogatym dzieciakiem, który pluje na naukę. Wolałabym zrobić ten projekt sama i oszczędzić sobie jego towarzystwa. Jednak, biorąc pod uwagę, że był najlepszym uczniem w naszej szkole, wątpiłam, żeby zgodził się na ten układ.

— Pomyślę nad tym. Gdy opracuje już strategię, podzielimy się pracą tak, żeby nie wchodzić sobie w drogę...

— Dlaczego? Liczyłem, że ten projekt pomoże właśnie zacieśnić naszą jakże głęboką relacje, kujonko — powiedział, mając cały czas na twarzy ten cwaniacki uśmieszek, z którym się nie rozstawał, a który działał mi na nerwy.

— Posłuchaj, my nie mamy żadnej relacji i jej mieć nie będziemy. Możemy ułatwić sobie życie i podzielić się tak, żeby nasza współpraca ograniczała się do minimum. Myślę, że nam obu wyjdzie to na dobre.

Na moje słowa jego uśmiech opadł, a on sam zgarbił się na swoim miejscu.

— No okej. Jeśli tego chcesz, kujonko, to niech tak będzie.

***

Uciekłam z sali od historii tak szybko, jak zabił dzwonek na przerwę. Dla mnie to był koniec zajęć na dziś, więc z westchnieniem ulgi kierowałam się do wyjścia ze szkoły. Obiad serwowany był między dwunastą, a piętnastą, więc miałam jeszcze całą godzinę na to, aby w spokoju go sobie zjeść, nim stołówka zostanie zamknięta aż do kolacji. Zaczynała boleć mnie już głowa od natłoku myśli. Nie minął nawet jeden dzień, a ja już miałam całą masę nauki. Chciałam także zapisać się do organizacji balu, który miał się odbyć pod koniec września, a także wrócić do wszystkich kół naukowych, do których uczęszczałam w zeszłym roku.

A dodatkowo chciałam zrobić wszystko, aby ukończyć ten rok szkolny na pierwszym miejscu w szkolnym rankingu. Tak. To był mój plan na ten rok. Nie wiedziałam czy znajdę czas na przyziemne sprawy, takie jak spanie, ale to nie było ważne. Tym razem, gdy wyląduje w Polsce nie przywita mnie rozczarowana twarz mamy. Tym razem będzie ze mnie naprawdę dumna.

Musi być.

Westchnęłam głośno. Czasami miałam wrażenie, że czegokolwiek bym nie zrobiła, jej wciąż byłoby mało. Jakbym była cały czas dla niej niewystarczająca.

— Sara?

Stanęłam w miejscu i odwróciłam się w stronę Angelici. Miała na sobie ten sam mundurek, co ja, a wyglądała w nim sto razy lepiej. Naprawdę nie wiem, jak to robiła, że cokolwiek na siebie zakładała, to po prostu wyglądało jak dzieło sztuki.

Gdy zatrzymała się obok mnie, zauważyłam jak bardzo jest zdenerwowana.

— Czy możemy... porozmawiać? — spytała, po czym dodała cicho. — Per favore.

Skinęłam głową, no bo jak mogłabym jej odmówić?

— Ale nie tutaj.

Chwyciła mnie za dłoń, po czym zaczęła ciągnąć w stronę, która była mi bardzo dobrze znana. Kierowaliśmy się do mojego ulubionego miejsca w tej szkole, czyli do biblioteki. Uwielbiałam tam przebywać. Była niczym z jakiegoś filmu czy bajki. Ogromne pomieszczenie z mnóstwem regałów książek, które tworzyły mały labirynt, dzięki któremu mogłam z łatwością skryć się tutaj w gorsze dni. A w ciągu roku miewałam ich wiele.

Wewnątrz unosił się specyficzny zapach starych książek i kurzu. Dla większości mógł on wydawać się mało przyjemny, ale jak dla mnie dodawał on tylko temu miejscu klimatu.

Niestety nie miałam czasu, żeby cieszyć oko i duszę otaczającymi mnie książkami i spokojem, bo Angelica pociągnęła mnie pod jeden z regałów. Znajdował się praktycznie na samym końcu biblioteki, gdzie mało kto się zapuszczał, więc mieliśmy zapewnioną choć małą prywatność.

— Przepraszam — wydusiła na wstępie. Wciąż ściskała moją dłoń. — Jestem okropną przyjaciółką. Zachowałam się jak jakiś rozpuszczony bachor! Niby nim jestem, ale wiesz... dla ciebie nie chciałam być chamska.

Posłała mi tak wielkie spojrzenie brązowych oczów, że przez chwilę myślałam, że patrzy na mnie kot ze Shreka.

— Wybaczysz mi?

— Jeśli powiesz mi, skąd taka gwałtowna reakcja z twojej strony na moje pytanie o twoją relację z Joe.

Angelica spuściła wzrok. Niemal widziałam, jak bije się z myślami.

— Ja... chciałabym... ale tak bardzo mi wstyd!

Nie spodziewałam się ujrzeć łez w jej oczach. Ze zmartwieniem przytuliłam ją, próbując jakoś uspokoić, ale ona nie przestawała łkać. Cholera.

Ho fatto qualcosa di terribile! — zawołała po włosku, a ja odsunęłam się od niej, żeby spojrzeć na jej zapłakaną twarz.

— Co takiego? — spytałam po angielsku. Mimo tego że włoski znałam dosyć ubogo i umiałam jedynie podstawowe wyrażenia, doskonale zrozumiałam, co powiedziała.

Pociągnęła nosem. Chwilę milczała, ale wreszcie zdecydowała mi się odpowiedzieć.

— Zakochałam się. 

MalmstromOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz