Rozdział 2. Wyścig szczurów

27 3 1
                                    

— Hej, kotku. Stęskniłem się.

Amadeusz rozłożył ramiona, a ja pozwoliłam mu się przytulić. Był to szybki akt czułości, w którym, o ironio, na próżno szukać wspomnianej wcześniej czułości. Było to raczej wyuczone zachowanie, którego oczekuje się od zakochanych par. A my przecież byliśmy zakochani w sobie i to po uszy.

— Hej. — Odwzajemniłam jego uśmiech i nastawiłam policzek, na którym wylądowały miękkie wargi chłopaka. — Ja też tęskniłam. Rany, ściąłeś włosy?

— Aha. Podoba ci się?

Przyjrzałam mu się uważnie. Niegdyś dłuższe blond włosy, które opadały mu na ramiona teraz ścięte zostały w typową męską fryzurę. Włosy zostały ulizane i leżały w idealnym szyku na głowie, a mi jedyne z czym to się kojarzyło to młody Draco Malfoy z pierwszych filmów o „Harrym Potterze". Mimo to wymusiłam uśmiech i skinęłam głową.

— Ciekawa zmiana.

— Ty za to nie zmieniłaś się wcale. — Przejechał po mojej sylwetce wzrokiem, a ja miałam wrażenie, że błyska w nim odrobina krytyki. Natychmiast wygładziłam swoje krótkie włosy, jakby to miało mi pomóc wyglądać lepiej. — Jak ci minęły wakacje?

— Dobrze...

To chyba nie brzmi jak rozmowa zakochanej w sobie pary, prawda?

— A twoje? — spytałam, starając się jakoś podtrzymać rozmowę.

— Nie narzekam.

Skierowaliśmy się do auli, w której miało odbyć się oficjalne rozpoczęcie kolejnego roku w Malmstrom. Amadeusz przywitał się z paroma osobami, a ja w tym czasie wzrokiem szukałam znajomej mi ciemnej czupryny osoby, dzięki której przetrwałam poprzedni rok w tej szkole. Gdy w końcu wyłapałam ją wzrokiem, oddaliłam się od Amadeusza i popędziłam na spotkanie niskiej włoszki, która na mój widok pisnęła głośno. Wpadłam ze śmiechem w jej ramiona i ścisnęłam ją tak mocno, że aż łzy wzruszenia pojawiły się w moich oczach.

Rany, ale mi jej brakowało!

— Ale ja za tobą tęskniłam! — wyznałam, płynnie przechodząc na angielski. Odsunęłam się od dziewczyny, która posłała mi śnieżnobiały uśmiech. — Tak się cieszę, że wreszcie znowu widzimy się na żywo!

Angelica to jedyna osoba z tej szkoły, z którą utrzymywałam kontakt przez wakacje. Nie pisałyśmy codziennie, ale przynajmniej raz w tygodniu wymieniałyśmy się wiadomościami plus parę razy udało nam się nawet porozmawiać przez kamerkę. Ale to wszystko nic w porównaniu z przebywaniem z nią na żywo.

— Ja też! Szkoda tylko, że musi się to odbywać w tym miejscu. — Skrzywiła się. Obydwie rozejrzałyśmy się po ogromnym pomieszczeniu pełnym krzeseł na środku którego znajdowała się scena z mównicą. Wokół nas gromadzili się uczniowie. Większość z nich zdążyła pozajmować puste miejsca, więc chwyciłam dziewczynę za nadgarstek i pociągnęłam ją na dwa najbliższe krzesła. — A Amadeusz?

Dopiero teraz przypomniałam sobie, że zgubiłam gdzieś chłopaka. Wstałam i rozejrzałam się wokół, ale nigdzie nie dostrzegłam jego ulizanych włosów. Wzruszyłam ramionami.

— Znajdziemy się później — stwierdziłam, na co Angelica zareagowała uśmiechem. Następne minuty spędziłyśmy na rozmowie, a ja przez ten krótki czas zapomniałam gdzie się znajdowałam i pierwszy raz od dawna poczułam się wolna. Zapomniałam o presji, o wymaganiach i o dumie mojej mamy. Byłam tylko ja i moja najlepsza przyjaciółka, która pokazywała mi zdjęcia ze swoich wakacji, które i tak widziałam już nie raz.

— O, a to jest Joe. Nasz nowy ogrodnik. — Ekran telefonu zatrzymał się na fotografii młodego mężczyzny. Stał bokiem, ubrany jedynie w krótkie dżinsowe spodenki, a w jego ustach znajdował się zapalony papieros. Na pierwszy rzut oka widać było, że przedstawiał typowy okaz włoskiego ciacha, za którym większość dziewczyn oglądało się na ulicy. A sądząc po minie Angelici, byłaby jedną z nich. — Dużo z nim rozmawiałam przez ostatnie dwa tygodnie. Zaprzyjaźniliśmy się.

MalmstromOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz