12 czerwca 2023
Everton, w ostatnich latach nagradzane za bycie jednym z najpiękniejszych miast świata, teraz był straszliwie wręcz brzydki. Do tej pory wysokie i pełne radosnych kolorów budynki stały się szare, niczym szare były osiedla mieszkaniowe w państwach komunistycznych ery zimnej wojny. Drzewa nie radowały młodego wilka zielenią swych liści, bowiem zieleni tej nie widział – zamiast tego miał przed oczyma szare pnie, szare gałązki i szare liście. Mijane zwierzaki też wydawały się mu znacznie smutniejsze. Jeżdżąc autobusem nie słyszał żadnych ciekawych rozmów ni niczego. Uczelnia, wymarzone miejsce, gdzie zdobywał wykształcenie, nagle stała się mordęgą nie do zniesienia – znajomi nie byli już tacy fajni jak zazwyczaj, lecz wręcz obojętni, a wykładowcy prowadzili wykłady w sposób okropnie nudny, przez co młody wilk nie był tym zafascynowany jak dotychczas.
Wszystko było szare, nudne, pozbawione emocji. Nie liczyło się życie ani nic. Chociaż przez ten czas miało miejsce kilka wydarzeń kulturowych, to wilk, mimo bycia aktywnym mieszkańcem miasta, nie był na ani jednym. Na stadionie był mecz lokalnego zespołu piłki nożnej, a wilka też tam zabrakło.
Nie dziwny jest fakt wpadnięcia Luke'a w melancholię, skoro ten, którego kochał, właśnie wyjechał. Co prawda przez ostatni tydzień niejednokrotnie rozmawiał z Konrádem przez telefon, jednak to nie to samo, co móc go zobaczyć naprawdę.
Luke nie do końca wiedział czym obecnie zajmował się smok. Podczas rozmów wymijał się z mówieniem prawdy, co dało się bez problemu wykryć. Zamiast sensownych odpowiedzi zawsze odpowiadał Dużo roboty. Po części wilk rozumiał, że jako pracownik Ministerstwa nie ma obowiązku spowiadania się wszystkim z tego, czym się tam zajmuje. Ale z drugiej strony, na miłość Boską! Przecież ufają sobie tak bardzo!
Nie rozumiał. Nie rozumiał. Nie rozumiał!
Z dnia na dzień czuł się coraz bardziej samotny. Nie zadowalało go już nic. Zastanawiał się, czy to wszystko ma sens, kiedy obok nie ma Konráda. Tak bardzo go przecież kochał! Jak można żyć aktywnie, kiedy kochanie twoje znajduje się nie w innym mieście, lecz w innym kraju i to na innym kontynencie!
Pan Michael, właściciel piekarni, w której pracował Luke, był wielce zdziwiony tym, że jego najlepszy pracownik chodzi po miejscu pracy niczym żywy trup.
- Luke, co się dzieje? – zapytał jednego dnia.
- Co? Nie, nic się nie dzieje, proszę pana.
- Luke, widzę, że coś cię trapi. Może weźmiesz jeszcze jeden urlop na, powiedzmy, tydzień, żebyś wrócił do pracy wypoczęty? Bo to nie ma sensu, żebyś łaził tutaj jak zombie.
- Chyba tak będzie najlepiej, szefie – Luke złapał pana Michaela za łapy i podziękował mu.
- To się trzymaj mój drogi i wracaj do nas z lepszym humorem.
Luke'owi nie chciało się też w ogóle uczęszczać na wykłady, ale musiał to mimo wszystko zrobić. Zarządzanie jest jednak dość wymagającym kierunkiem, na którym wypada być obecnym.
Podczas jednego wykładu zasnął. Śnił mu się oczywiście Konrád. Dopiero James go obudził, zanim wykładowca zdał sobie sprawę z tego, że ma studenta śpiocha na pokładzie.
- Luke, co ci się dzieje? – zapytał jeleń.
- Pogadamy po wykładach, bo teraz nie mam siły, co?
- Niech ci będzie...
Kiedy nadszedł czas na zakończenie tego wykładu, Luke usiadł na wygodnej pufie na korytarzu i czekał, aż James do niego podejdzie, co wydarzyło się po dwóch minutach.
- Więc? Dowiem się, co ci się dzieje?
- Ach, daj spokój, James... Pamiętasz jak wtedy w kawiarni zgadłeś, że jestem zakochany?
- No tak.
- Musiał wracać do swojego kraju. Zostałem sam... - Luke spojrzał w oczy przyjaciela i zobaczył w nich tajemnicze ogniki, a jego pysk był przyozdobiony dziwnym uśmiechem.
- A powiedz... Zrobiliście to?
- James, do jasnej cholery, co to za pytanie? – oburzył się wilk.
- Aj tam, daj spokój z tą wkurzoną buźką. I tak wszyscy na studiach wiedzą, że jakżeś gej, tak jesteś prawiczkiem, więc może w końcu postanowiłeś to zmienić?
- Nie. Nawet nie jesteśmy parą.
Luke'owi zdawało się, że uśmiech Jamesa stał się jeszcze większy.
- To może się gdzieś przejdziemy, abyś się opanował?
- Hę?
- No, wiesz, spotkanie z naturą i te sprawy...
- A to gdzie?
- Niedaleko miasta jest ten fajny lasek, na pewno nieraz tam byłeś.
- Byłem.
- Byłbyś w stanie zjawić się tam o dwudziestej?
- Aż tak późno? No zgoda – Luke spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę szesnastą. Czyli czasu jeszcze sporo. – To widzimy się o dwudziestej. Do zobaczenia.
- Narka.
Luke wziął swoje rzeczy i opuścił teren uniwersytetu, aby wsiąść do autobusu i znaleźć się pod blokiem. Otworzył drzwi do klatki schodowej i rzecz jasna spotkał na klatce panią Huckelberry.
- Hohoho... Idzie, gejek.
- Słucham? – zapytał podirytowany.
- Och, nic, nic...
Spojrzał na tę starą pindę i jedynie fuknął agresywnie. Nie zamierzał dyskutować z tym chodzącym, pasożytniczym wrzodem. Otworzył drzwi do mieszkania i natychmiast położył się na kanapie, włączając telewizor.
Ciekawe, po co James chciał aż tak szybko się spotkać. Luke nie miał nastroju na spotkania, ale może pobycie na łonie natury razem z najlepszym przyjacielem faktycznie pomoże naszemu wilkowi opuścić dół depresji i melancholii?
W telewizji nie było nic ciekawego – jak to w sumie zwykle w telewizji, dlatego Luke wolał Internet – więc szybko przełączył na kanał muzyczny, aby najcudowniejsza forma kultury mogła go pocieszyć. Akurat leciał kolejny maraton lat osiemdziesiątych. Tym razem wybór twórców programu stanowił włoski przebój Magic Oh Magic w wykonaniu Al Bano i Rominy Power.
Co jeśli Konrád nie jest w nim zakochany? Jeśli to wszystko to jedynie bujda, bo Konrád nie wie, co właściwie czuje? Co jeśli stwierdzenie, że on również jest homoseksualistą to był tylko żart mający na celu zmylenie Luke'a?
Wilkowi zachciało się płakać na myśl, że smok zapragnął go oszukać. Starał się odpędzić tę myśl, jednak nie potrafił. Emocje kotłowały się w nim, aż w końcu naprawdę z jego oczu zaczęły wypływać duże łzy.
Boże, co jeśli...
Kąpiel! Może kąpiel i odrobina snu mu pomogą! Czym prędzej rozebrał się do naga i wskoczył pod prysznic, odkręcając ciepłą wodę. Krople cieplutkiej cieczy zaczęły spadać na jego futro, a na szybach prysznica zaczęła powstawać para.
Luke usiadł na ciepłej posadzce i złapał się za głowę. Chciał odpędzić te myśli – przecież on tak bardzo kochał Konráda! Jak mógł w ogóle pomyśleć, że celem smoka jest oszukanie go!
Aby jeszcze bardziej się uspokoić zaczął wylewać na siebie malinowy szampon, aż był niż praktycznie w całości pokryty. Zaczął go wcierać, aż stał się pianą. Delikatna woń leśnych malin i mięty wchodząca do jego nozdrzy spisała się na medal – wilk się uspokoił.
Spłukał z siebie całą tę pianę i wyłączył deszczownicę. Wyszedł spod prysznica i spojrzał w lustro, aby zobaczyć nagiego siebie. Teraz zdał sobie sprawę, że jest ładny. I zamierzał być jeszcze ładniejszy, specjalnie dla Konráda.
Otrzepał się, wytarł dokładnie ciało i, dalej nagi, postanowił położyć się na łóżku. Nastawił budzik na dziewiętnastą, aby nie zaspać na spotkanie Jamesem. Mięciutka kołdra dotykała jego ciała. Wtulił się w poduszkę wyobrażając sobie, że to Konrád. Zasnął...
Znów ten sen. Razem z Konrádem leżał na błękitnej trawie pod różowym dębem. Tulili się do siebie, aczkolwiek wilk zaobserwował drobną zmianę – smok tak jak wcześniej był całkowicie nagi, lecz jego pysk spoważniał i nie był już tak słodki, lecz pełen cierpienia i bólu. Oczy jego płonęły żywą wściekłością. W prawej łapie trzymał tajemniczą gałązkę zdobioną srebrem.
- Spotkamy się tam, gdzie nie ma cierpienia – rzekł oniryczny Konrád.
Wtedy zadzwonił budzik.
Spotkamy się tam, gdzie nie ma cierpienia? Co to miało znaczyć? O co smokowi chodziło? Czemu to zabrzmiało jak swego rodzaju przepowiednia? Czemu, czemu to powiedział?!
Przecież to było zbyt genialne, żeby tak powiedziała jakaś wizja! O co mu chodziło?! O co?!
Spróbuje o tym porozmawiać z Jamesem. Może mu jakoś pomoże zinterpretować ten sen. Bo jak obaj studiują zarządzanie, tak Luke wiedział, że jeleń interesował się oniryczną strefą życia zwierzęcia.
Ponieważ było już nieco chłodniej, wilk przywdział na siebie koszulę, skórzaną kurtkę i jeansy. Opuścił swoje mieszkanie i udał się na przystanek.
Podczas podróży autobusem dalej rozmyślał o tym, co mu się przyśniło. Nie potrafił rozwiązać tej tajemnicy. To było ponad jego siły. Czy to był jedynie sen, czy faktycznie jakaś przepowiednia zesłana z góry? A może to po prostu Bogu się nudziło? Nie no, tak myśleć nie wypada.
Autobus zatrzymał się, Luke wysiadł i skierował się w stronę lasku. Był on niewielki, pełen dębów i brzóz, gdzieniegdzie rosły grzyby i małe, piękne kwiaty. Do lasu prowadziła szosa, na której znajdowało się wiele kałuż.
Wilk stanął u końca szosy i spoglądał w niebo zasłonięte liśćmi drzew. Czerwone chmury powoli przesuwały się po nim. Wszystko było wręcz idealne, ponieważ Luke czuł harmonię tego miejsca. Brał głębokie wdechy, aby poczuć cudowność tego miejsca.
Usłyszał silnik. Spojrzał i w jego kierunku jechał jakiś samochód, chyba mały dostawczak. Kiedy samochód się zatrzymał, wysiadł z niego James.
Ale nie tylko, bowiem z miejsca kierowcy wysiadł również wielkich rozmiarów niedźwiedź, a z bagażnika kolejna czwórka zwierząt – orzeł, owczarek niemiecki, lis i dalmatyńczyk. Wszyscy byli ubrani w eleganckie garnitury. Cała piątka otoczyła Luke'a, który nie ukrywał swojego zdziwienia.
- James... Co to ma znaczyć?
- Wybacz Luke, ale są sprawy ważniejsze. Myślałem o tym od jakiegoś miesiąca i fakt, że ten twój Konrád wyjechał, tylko dodatkowo sprawił, że postanowiłem podjąć tę decyzję.
- Jaką decyzję, o czym ty pierdzielisz?
- Luke, jakby ci to powiedzieć... Jestem biedny.
- Jak to biedny? Przecież masz bogatych rodziców, którzy opłacają ci studia i mieszkanie.
- Rodzice się mnie wyrzekli z bardzo prostego powodu. Praktycznie wszystkie pieniądze, które mi dali, przejebałem w pokera i na automatach. To, co mi zostało, wydałem na koks, dziwki i alkohol żeby się jakoś pocieszyć.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Przecież bym ci pomógł!
- Twoja pomoc do niczego by mi się nie przydała, bo nawet gdybyś mi pożyczył wszystko, co sam masz, to i tak by nie starczyło na spłatę długów u kolegów z ciemnych uliczek. Więc... Wpadłem na inny pomysł.
- Co zamierzasz mi zrobić? – Luke był przerażony, jego pazury nie chciały współpracować, futro się nie zjeżyło, a łapy były wykonane z gumy.
- Sprzedać cię na czarnym rynku.
- CO?! – krzyknął wilk.
- Widzisz, Luke... Młode wilki takie jak ty są bardzo wysoko cenione w gejowskich burdelach i w handlu organami. Jeśli dobrze pamiętam to ze sprzedaży ciebie będę miał dwa miliony dolarów. Innymi słowy najpierw pójdziesz do burdelu dla niewyżytych kierowników, żeby odebrali ci wszelką możliwą godność. Kiedy przestaniesz już być istota myślącą, a staniesz się jedynie workiem na spermę, zabiją cię i wytną z ciebie wszystko, co się da, żeby to opchnąć szpitalom. A mięso, które zostanie, pewnie sprzedadzą na jakichś lewych rynkach mięsnych. Podobno wilcze mięso jest bardzo dobre – na pysku Jamesa pojawił się psychopatyczny uśmiech.
- A chcesz to zrobić, bo...?
- Tak jak mówię, jestem totalnie spłukany. A sam wiesz, że zamierzam się ożenić z Alexandrą i będę miał dziecko. Za pieniądze, które otrzymam ze sprzedania cię, będę nie tylko mógł spłacić długi i zacząć żyć normalnie, ale również wziąć ślub i założyć rodzinę bez potrzeby przeprowadzenia aborcji na naszym dziecku.
- A Alexandra? Przecież jak się dowie to cię zostawi i wezwie policję!
- Alexandra? Ha! – zaśmiał się James. – Alexandra doskonale wie o tym pomyśle. Z resztą to ona pomyślała jeszcze o burdelu, bo tak to bym cię dał tylko na handel organami.
- A...ale James... Jak możesz coś takiego mówić... Przecież jesteśmy przyjaciółmi!
- Racja, Luke. Jesteśmy przyjaciółmi. I jako przyjaciel pomożesz mi w rozpoczęciu nowego życia... Brać gnoja – wydał rozkaz.
Pięciu mężczyzn natychmiast rzuciło się na wilka obezwładniając go. Luke próbował jeszcze w jakiś sposób walczyć, jednak związano mu łapy. Zawołał donośnym głosem o pomoc, licząc na to, że ktokolwiek go usłyszy.
- To nic nie da, Luke. Nikogo tu nie poza nami.
Owczarek niemiecki przyłożył Luke'owi do nosa wilgotną szmatkę, która miała lekko słodkawy zapach. Chloroform.
Resztki świadomości, które mu zostały po odurzeniu chloroformem, pozwoliły mu usłyszeć dwie rzeczy – zamykany bagażnik i odpalany silnik.
CZYTASZ
Wilk i Smok
FantasyLuke to dwudziestoletni wilk i student w niewielkim amerykańskim miasteczku Everton. Jest nieśmiały i dobrotliwy. Jak spotkanie z tajemniczym smokiem zmieni całkowicie życie szarego wilka? Czy Luke i Konrád zdołają się wybronić w otaczającej ich rze...