CHAPTER 6

25 1 0
                                    

13 czerwca 2023

Wilka obudziły deszcz i burza. W pewnym momencie wróciła mu świadomość i pierwsze, co usłyszał, to jak łzy nieba spokojnie spadały na ziemię i odbijały się od okna, a grzmoty z oddali dodawały piękna do tego dźwięku.
Gdy otworzył oczy pierwsze co ujrzał, to przepiękny żyrandol, którego świece płonęły i oświetlały pomieszczenie. Po chwili zauważył, że świecie są podtrzymywane przez maleńkie aniołki, otoczone przez motywy roślinne. Doprawy arcydzieło sztuki złotniczej.
Przekręcił głowę na prawo i zobaczył, że znajduje się naprzeciwko antycznie wyglądającego kominka, w którym radośnie płonął niewielki ogień. Iskry pojawiały się i znikały, czemu towarzyszyło przyjemne trzaskanie. Nad samym kominkiem znajdowała się niewielkich rozmiarów płaskorzeźba, przedstawiająca herb szlachecki, czyli tarczę ze złotym smokiem otoczonym przez lilie francuskie, a nad tym wszystkim swoje miejsce miał rycerski hełm.
Teraz Luke obejrzał obrazy wiszące obok kominka – były to dwa dużych rozmiarów płótna. Na lewo od kominka znajdował się smok o złotym futrze dzierżący łuk i ubrany w tajemniczy strój, który najpewniej był strojem szlacheckim, sądząc po kunszcie jego wykonania. Po prawej natomiast znajdował się portret smoka o futrze czerwonym i błękitnych oczach, który trzymał w swej prawej dłoni praktycznie tę samą gałązkę, którą Luke widział w śnie w łapie Konráda.
O co tu chodzi? zastanawiał się Luke. Po chwili przypomniał sobie o tym, co wydarzyło się, w jego mniemaniu, dosłownie chwilę temu. Jak James próbował go porwać i sprzedać na czarnym rynku. Czyli jednak wszystko się zdarzyło? Czy teraz znajduje się w domu jakiegoś niewyżytego kierownika, który będzie z nim to robił aż do znudzenia?
Wilk zdjął z siebie kołdrę i zobaczył, że ma na sobie ubraną wygodną i delikatną w dotyku piżamę. Czyli pewnie ten kierownik rozebrał go na śpiocha do naga i założył mu taką piżamę, żeby wyglądał bardziej uroczo. Luke odchylił spodnie piżamy i zobaczył, że dalej ma na sobie te same bokserki, które założył przed wyjściem z domu na spotkanie z Jamesem.
- Tato! Obudził się! – usłyszał głos gdzieś na prawo od siebie. Spojrzał tam i zobaczył, że w przejściu stoi młody smok, mający może maksymalnie dziesięć lat. Jego futro było czarne z lekkim dodatkiem ciemnej zieleni, a oprócz tego posiadał białe rogi i czarno-zielone skrzydła. W łapach trzymał pluszowego misia.
Wilk natychmiast usłyszał dźwięk kroków dobiegających z innych części tajemniczego budynku. Po chwili za małym smokiem pojawił się jego ojciec.
Konrád.
- Ty... Ty tutaj? – zapytał Luke.
- Tak, to ja, Luke. Mam nadzieję, że już odpocząłeś.
- Więc to ty mnie kupiłeś?! – krzyknął wilk wstając z kanapy, jednak natychmiast osłabł i ponownie znalazł się na tymczasowym łóżku.
Konrád dosiadł się do niego.
- To nie tak, Luke... To nie tak.
- Więc co ja tu robię?!
- Witaj w Zamku Szilvestera. Tutaj mieszkam razem z Csabą – wskazał na chłopczyka. – Chodź Csaba, poznaj Luke'a.
Młody smok usiadł obok ojca.
- Więc wyjaśnisz mi proszę o co tutaj biega? – niecierpliwił się Luke.
- Prawie zostałeś porwany przez swojego kolegę, tego całego Jamesa. Usłyszałem twój krzyk i natychmiast przybyłem z pomocą.
- Czyli... Jednak nie wyjechałeś z Everton? Byłeś koło mnie cały czas?
- Nie – odpowiedział Konrád. – Wróciłem do ojczyzny. Przez cały ten czas o tobie myślałem i... Zdołałem wejść w twój umysł, nawet mimo dzielącej nas odległości. To dzięki temu usłyszałem ten krzyk, jak wołałeś o pomoc. Zwykle nie mam takich zdolności, jednak... Coś chyba między nami zaszło...
Luke nie rozumiał tego, co właśnie się dzieje. Co to niby znaczy wejść w umysł? Czy Konrád to jakiś telepata? Po chwili wilk ponownie poczuł ciepło otaczające jego mózg.
- To się nazywa legilimencja. Dzięki niej mogę odczytywać myśli innych zwierząt.
- Słucham?
- Luke, jeszcze się nie domyślasz? – Konrád wyciągnął z kieszeni tę samą gałązkę, którą wilk widział w swoim śnie. Smok uniósł ją do góry, szepnął coś i gałązkę natychmiast opuściła neonowa smuga, która uderzyła w sufit i... Zamiast go niszczyć, zamieniła go w cudowny obraz nocnego nieba – wszystkie gwiazdozbiory były widoczne doskonale, a wokół nich krążyły warkocze komet. Nagle nocne niebo zamieniło się w olbrzymi obraz równie olbrzymiej i jakże pięknej galaktyki. Luke zdołał zobaczyć nawet jak pył i gwiazdy krążą wokół jej centrum, w tym jakże pięknym tańcu czasu i przestrzeni.
Smok zauważył zachwyt wilka.
- W waszej oficjalnej literaturze astronomicznej ta galaktyka zwie się Messier 31. U nas to była i zawsze będzie Galaktyka Andromedy, nawet w najbardziej naukowych pracach – uśmiechnął się.
- Jak to u was... Konrád, na miłość boską, czy ty jesteś... - Luke'owi nie przeszło to słowo przez gardło.
- Czarodziejem! – krzyknął smok, a wokół niego pojawiło się konfetti i dało się słyszeć głos gwizdka urodzinowego.
Luke w ogóle nie wiedział, co tu się dzieje.
- Czyli... świat J. K. Rowling jest prawdziwy?
- Nie, nasza magia wygląda trochę inaczej niż ta, która opisała Rowling. Ale aż tylu różnic nie ma. Przede wszystkim korzystamy z różdżek – Konrád pokazał wilkowi swoją, wykonaną z ciemnego drewna i przyozdobioną srebrem. – Dostałem ją dwanaście lat temu.
- Ale, przecież... Jak? Magia nie ma prawa istnieć! To przecież łamie prawa fizyki!
- I właśnie dlatego magia jest cudowna! – śmiał się smok. – Wyobraź sobie coś równie cudownego.
Luke położył się z powrotem i zakrył się kołdrą.
- To wszystko to tylko mój sen, prawda?
- Nie, Luke. To wszystko jest naprawdę.
- Naprawdę uważa pan, panie Luke, że mój tata by pana oszukał? – zapytał Csaba.
Konrád zdjął kołdrę z wilka i chwycił jego prawą łapę.
- Nie oszukuję cię ani nic z tych rzeczy. A przede wszystkim... - smok ucałował łapę Luke'a. – Gdybym cię oszukiwał, to bym cię nie ratował przed tamtymi psychopatami.
- Chcę iść spać... - powiedział zaspany wilk.
- Csaba, idź już do siebie. Dobranoc – Konrád spojrzał na swojego syna, a ten posłusznie opuścił pomieszczenie. – Chcesz zostać tutaj, czy mam cię zanieść do mojej sypialni?
Luke poczuł, jak krew uderza mu do głowy. Czy Konrád naprawdę zaprosił go do sypialni? Co prawda chodzi tylko o wygodę, ale kto wie, co smokowi chodzi po głowie...
- A ty gdzie będziesz spał? – zapytał wilk.
- Mogę spać tutaj, albo gdziekolwiek indziej, choćby na fotelu. Nie potrzebuję wiele, żeby zasnąć.
- To mogę spać u ciebie...
Konrád niewiele czekając wziął Luke'a na ręce, trzymając go jak małe dziecko, które potrzebuje ochrony, bo samo bronić się nie potrafi. Otwierając po kolei drzwi zaszli w końcu na kolejne piętro zamku, gdzie znajduje się rzeczona sypialnia.
Było to średnich rozmiarów pomieszczenie, podłoga którego była pokryta dywanem, a na ścianach wisiały arrasy. Sypialnia sama w sobie była ciemna, oświetlał ją jedynie księżyc, którego delikatne światło wpadało przez błękitny witraż, wypełniając błękitem cały pokój. Na wprost drzwi znajdowało się pokaźnych rozmiarów łoże, o błękitnej kołdrze i z błękitnymi poduszkami. Nad nimi znajdował się baldachim z niebieskimi kotarami. Natomiast na lewo od drzwi był kominek, tak samo z herbem, który Luke widział w poprzednim pokoju.
- Nuro – powiedział cicho Konrád i w kominku natychmiast pojawił się ogień, który rozświetlił sypialnię. Teraz Luke zauważył również biurko i krzesło przy nim, a także leżące po prawej stronie trzy skrzynie, z czego jedna była przykryta czarno-błękitną flagą.
Smok odsunął kołdrę i położył wilka na łóżku. Luke od razu poczuł jak cudownie miękki jest materac, a poduszki również są jedwabne w dotyku.
- Która jest właściwie godzina? – zagaił wilk.
- Dwudziesta pierwsza. Byłeś pod wpływem chloroformu bardzo długo. A teraz śpij – smok już miał zamiar odejść, ale Luke złapał go za łapę.
- Konrád... Boję się...
- Nie dziwię się, też byłbym przerażony po tym, co przeżyłeś.
- Czy... Mogę spać dzisiaj z tobą? – wilk poczuł, jakby coś uderzyło go w serce.
Konrád odwrócił się i spojrzał na Luke'a, uśmiechając się przy tym.
- Oczywiście – to mówiąc zdjął z siebie wszystko poza bokserkami, w których wilk zauważył olbrzymie wybrzuszenie.
- Czy ty chcesz...?
- Nie – zaśmiał się smok. Po chwili położył się koło Luke'a, zakrywając siebie i wilka kołdrą. – Ale lubię spać w samych bokserkach. Uwielbiam uczucie, kiedy kołdra dotyka mojego ciała bezpośrednio, bez żadnej piżamy czy czegoś w tym stylu.
Luke niewiele myśląc również zdjął piżamę, zostając w samych bokserkach. Koszulkę i spodenki rzucił na podłogę.
- Oj, tego się nie spodziewałem... - powiedział Konrád patrząc najpierw w oczy Luke'a, a potem na jego bokserki. – Hmm?
- Konrád, bo ja...
- Nie musisz nic mówić... Też cię kocham – to mówiąc chwycił lewą łapą pysk wilka i go pocałował.
Luke był zdziwiony tym, co się właśnie wydarzyło. Czy on naprawdę właśnie po raz pierwszy się pocałował? I to jeszcze z kimś, kogo tak mało zna?
A, do diabła z tymi myślami! Chciał tylko czuć jak Konrád łączy ich pyski, jak Konrád delikatnie penetruje pysk Luke'a swoim smoczym językiem. Jak z jego nozdrzy wydobywa się cieplutkie powietrze!
Kiedy smok zakończył całować swojego chłopaka, Luke natychmiast wtulił się do nagiej piersi Konráda i rozpłakał się. Jego łzy łączyły się z futrem smoka. Wilk poczuł jak Konrád delikatnie całuje go po głowie i głaszcze po futrze na plecach.
- Już dobrze kochanie. Już dobrze... - to mówiąc rozwinął lewe skrzydło i otulił nim wilka. – Jesteś ze mną i jesteś bezpieczny...
Luke podniósł głowę i jeszcze raz zaczęli się całować.
- Ale... – zaczął wilk kończąc pocałunek. – Oszukałeś mnie...
- Ja? W jaki sposób?
- Przecież mówiłeś, że nie masz żadnej rodziny, a przed chwilą poznałem twojego syna...
- Csaba nie jest moim biologicznym synem – wyjaśnił Konrád. Raz jeszcze pocałował wilka. – Adoptowałem go. Wszystko wytłumaczę ci jutro po śniadaniu.
- Kochanie, ale ja chcę wiedzieć już teraz.
- Luke, dalej jesteś lekko pod wpływem chloroformu i masz problemy z percepcją. Wyleż to do końca i poznasz historię moją i Csaby.
Wilk ponownie jedynie zaczął całować swojego chłopaka. Poczuł na swoim udzie, że i smok nie jest święty jeśli chodzi o to, co ukryte pod bielizną.
- Przepraszam... Ale to pierwszy raz, kiedy mam kogoś tak blisko siebie... - apologizował smok. – Nie wiedziałem, że tak zareaguje...
- Nie masz za co przepraszać, skarbie... Możliwość czucia jego ciepła na moim udzie bardzo przyjemna.
Smok zaczął się śmiać.
- Wiesz, że jesteś uroczy? – zapytał, dotykając palcem noska wilka. – Jednak naprawdę już wypada iść spać.
Luke wtulił się w Konráda jeszcze bardziej.
- Tak więc dobranoc kochanie – powiedział.
- Dobranoc. Makm'hana – szepnął smok i ogień w kominku zgasł.

14 czerwca 2023

Luke poczuł, jak futro na jego policzku jest delikatnie gładzone, a po chwili ktoś daje mu całusa w głowę. Otworzył oczy i zobaczył przed sobą pysk Konráda.
- Dzień dobry śpiochu! – smok raz jeszcze pocałował go w głowę. – Jak się spało?
Wilk przetarł oczy nie wierząc temu, co właśnie widzi. Czyli to wszystko nie był sen?
- Dzień dobry kochanie... - ziewnął. – Bardzo dobrze, choć chciałbym jeszcze...
- Nie ma! – krzyknął smok z nutą żartu w głosie. Szybkim ruchem zdjął kołdrę. Nie czekając wiele wstał z łóżka i rozprostował kości i skrzydła. Luke, niechętnie, również wstał. Wolałby mimo wszystko spędzić cały dzień w łóżku.
Teraz wilk zdał sobie z czegoś sprawę.
- Uh... Ale ja przecież nie mam przy sobie żadnych ubrań... Nie będę przecież cały czas chodził po twoim zamku w piżamie!
- Nie przejmuj się – to mówiąc smok pstryknął palcami i otworzył jedną ze skrzyń, w której znajdowały się... Domowe ubrania Luke'a!
-A... Ale jak?
- Kiedy spałeś pod wpływem chloroformu, ja wziąłem ze sobą te trzy skrzynie i przeteleportowałem się do twojego mieszkania. Wziąłem z niego praktycznie wszystko, co się dało. Nawet ten obraz Picasso – wskazał na rzeczony obraz.
- Czyli magia też mi się nie śniła?
- Nie.
- I wiesz co ci powiem?
- Słucham, mi możesz powiedzieć wszystko.
- Bardzo się cieszę, że to wszystko to nie jest jeden wielki sen – pocałował smoka, a ten szybko oddał całusa.
Konrád ubrał się w koszulę w kratę i krótkie spodenki, a Luke założył niebieski podkoszulek z astronautą i białe spodenki.
- Gotowy na śniadanie? – zapytał smok.
- A co pan serwuje?
- Co sobie pan tylko zażyczy – Konrád ukłonił się teatralnie. Luke zaśmiał się.
Razem zeszli do jadalni, gdzie czekał już Csaba. Młody smok natychmiast przytulił się do swego przybranego taty. Wszyscy usiedli przy niewielkim stole. Konrád klasnął łapami dwa razy i pojawiły się na nim najróżniejsze rzeczy – tosty, przepięknie wyglądające chleby, masło, galaretki, naleśniki, domowej roboty pasztety, cudownie pachnące wędliny i sery! A do tego aromatyczne kawy, herbaty, gorące czekolady i jakiś jasnozielony sok. Być może to sok z zielonego banana.
- Smacznego kochani – powiedział Konrád i wszyscy zaczęli się zajadać.
Luke jeszcze nigdy nie jadł czegoś tak pysznego. Praktycznie wszystkie rzeczy na stole były tak delikatne, że rozpływały mu się w pysku. Tościki były przecudowne, a chleb z dodatkiem masła i wędliny (być może schabu, ale całkowitej pewności nie miał) były przepyszne. Spróbował jeszcze naleśnika z polewą czekoladową przyozdobionego świeżymi malinami, którego pyszność ciężko opisać słowami.
Wziął szklankę zielonego soku i zaczął go pić. Na początku był lekko gorzkawy, ale później zostawił na języku słodycz połączoną z lekką kwaskowatością. Odłożył pustą szklankę i zapytał:
- Co to właściwie było?
- Sok z mandragory! – odpowiedział radośnie Csaba. – Mój ulubiony!
- Moment, ale czy mandragora przypadkiem nie krzyczała...?
- W Harrym Potterze może krzyczała, ale nasza mandragora nie ma takich zdolności – wyjaśnił Konrád. – Co prawda liście tej rośliny uwalniają do powietrza substancję, która myli zmysły i faktycznie można usłyszeć krzyk.
- A to jest trujące? - zapytał Luke.
- Dopiero po spożyciu dużych ilości mogą się pojawić dolegliwości żołądkowe, ale nie jest to znak, że się umiera – uśmiechnął się smok.
Zwierzaki skończyły jeść śniadanie, co Csaba skwitował beknięciem.
- Csaba, co ja ci mówiłem o zachowaniu przy stole?
- Przepraszam, tato...
- No, nic się nie stało. Idź na chwilę na dziedziniec się pobawić.
Czarny smok wziął ze sobą misia i wyszedł na dwór.
- Mówiłeś, że dzisiaj mi powiesz, dlaczego adoptowałeś Csabę – zaczął Luke. Konrád wziął głęboki wdech.
- Jego rodzice zostali zabici przez mojego starego przyjaciela... Bo widzisz, Luke, obecnie w świecie czarodziejów trwa wojna rozpoczęta przez Williama Shawa. To najpotężniejszy czarnoksiężnik od około dwustu lat. Za swój cel obrał obalenie rządów niemagów nad światem, aby to czarodzieje stali się władcami całej Ziemi. Oczywiście nie obejdzie się to bez zwierzęcobójstwa, czego Shaw nie ukrywa.
- Hitler?
- Hitler, ale magiczny. Wypaczony umysł tego lwa nie zna żadnej litości. Jego motto życiowe brzmi Kto nie jest z nami, ten przeciw nam. Posiada niestety niesamowity dar przekonywania, przez co jego wyznawców nie ubywa, mimo zdelegalizowania jego Przymierza i aresztowań tych, którzy przy nim stoją. Niektórzy mówią, że Shaw opanował legilimencję do perfekcji, przez co jest w stanie penetrować umysł wielu zwierząt na raz, by mieć możliwość przekonania ich do swoich tez. Z resztą wmawia przy tym wszystkim, że są oni wybrańcami, bo usłyszeli jego głos. Dzięki temu jego armia rośnie w siłę i nie widać końca tej wojny światowej.
- Światowej?
- Niestety tak. Shaw ma swoja agenturę na całym świecie, przez co wszystkie Ministerstwa Magii muszą z nią walczyć. Z resztą na stołkach ministrów trzech państw siedzą jego marionetki, co poskutkowało na przykład zerwaniem relacji między Międzynarodowym Komitetem Magii a Ministerstwami Niemiec, Turcji i Rosji.
- Naprawdę marionetki Shawa rządzą tak potężnymi państwami?
- Tak. Co gorsza naszej walce z Shawem nie pomaga trwająca obecnie wojna na Ukrainie. Shaw z wielką ochotą pokazuje zdjęcia z Ukrainy jako przykład upadku cywilizacji niemagicznej. Całe niemagiczne społeczeństwo wrzuca do jednego worka i mówi Patrzcie! To czeka i nas, jeśli nie powstaniemy! Najgorsze jest to, że powtarza tę samą bujdę od jakichś trzydziestu lat, a mimo to czarodzieje wciąż mu wierzą. Kiedy zaczynał zbierać grono pierwszych wyznawców w latach dziewięćdziesiątych, to pokazywał relacje z Bośni i Hercegowiny oraz z Rwandy. Potem były jeszcze wojny czeczeńskie i masa innych konfliktów. A kiedy doszło do zamachu na World Trade Center to oficjalnie rozpoczęła się Wielka Wojna Czarodziejów... To tak pokrótce opisany nasz obecny konflikt.
- I ty się zajmujesz czym dokładnie? Bo mówiłeś, że chwytaniem przestępców.
- Jestem Inkwizytorem Światła – powiedział Konrád bez ogródek. – Moim zadaniem jest właśnie znaleźć, zinfiltrować i zniszczyć komórki wyznawców Shawa. Potem ich aresztujemy bądź wysyłamy na dożywocie do najgorszego miejsca na Ziemi, czyli Fängelseköttbullar, więzienia położonego na północy Szwecji. Istnieje od czasów nordyckich.
- I co im tam robicie?
- Nic.
- To czemu mówisz, że to najgorsze miejsce?
- Bo torturą dla nich nie jest przemoc fizyczna czy psychiczna. Dla nich torturą jest odosobnienie i świadomość, że Shaw nigdy nie przybędzie ich odbić. Siedzą w szczelnie zamkniętych celach, zaklętych czarami dzięki czemu nie słyszą nic z zewnątrz, nikt nie słyszy ich, a dodatkowo ściany takiej celi zachowują się tak, jakby były zrobione z gumy. Po jakimś roku większość wariuje i żądają śmierci, bo nie widzą sensu życia bez Shawa.
- I mordujecie ich?
- Niestety tak... Kiedy więzień sam stwierdza, że chce umrzeć, wysyłamy go do milowego, czerwonego korytarza, na końcu którego znajduje się pomieszczenie, gdzie ich zabijamy. Na obronę powiem, że więźniowie nie czują, kiedy są zabijani. Znajdują się pod wpływem silnych czarów, które ich uspokajają i pomagają w przywitaniu śmierci niczym przyjaciółki.
- A ty byłeś raz przy egzekucji?
- Ani razu. Wszystko, co ci właśnie powiedziałem, wiem jedynie z podręczników Inkwizycji.
- Mówią o tym oficjalnie?
- Tylko ministrowie, Inkwizytorzy i ich uczniowe posiadają tę wiedzę.
- Czyli do Everton przybyłeś z powodu jakiegoś wyznawcy Shawa?
- Dokładnie – przytaknął. – Nazywał się George Henricson i przy pomocy czarnej magii próbował przekonywać amerykańskich czarodziejów do Shawa. Popełnił samobójstwo gdy podjęliśmy się próby jego aresztowania. Wierzył że w ten sposób wypełni wolę swojego pana.
- Więc Shaw jest tym przyjacielem, który zabił rodziców Csaby?
- Nie. Tym przyjacielem był Péter Lakatos. Jest kuvaszem, rasą psa o nie do końca znanym pochodzeniu. Poznałem go w Akademii Dunajskiej, węgierskiej szkole magii. Byliśmy członkami tego samego domu i zaprzyjaźniliśmy się. Mieliśmy wielkie ambicje. Aby stworzyć nowy świat, gdzie nie będzie już bólu i cierpienia. Chcieliśmy w sposób demokratyczny przejąć władzę nad światem czarodziejów, aby zerwać postanowienia Międzynarodowego Traktatu o Tajności Świata Czarodziejów z 1499 roku. Mieliśmy ujawnić społeczność czarodziejską, aby w końcu przestać żyć jak szczury w kanałach. Jedyne czego żądaliśmy to stworzenia świata, gdzie czarodzieje i niemagowie żyją ze sobą w harmonii...
- I jak rozumiem Péter stał się wyznawcą Shawa?
- Dokładnie. Nawet nie wiem kiedy doszło do jego kontaktu z czarną magią. Zaczęliśmy się kłócić i doszło do pojedynku, z którego udało mi się wyjść zwycięsko, ale... Nie potrafiłem odebrać mu życia. Mimo wszystko był moim przyjacielem. Powinienem był go też wydać Inkwizycji, ale też nie byłem w stanie tego zrobić... Kazałem się mu wynosić. Niestety wrócił dwa lata temu i zamordował Ármina i Viktórię, rodziców Csaby a moich przyjaciół. Kiedy przyszedłem do ich zniszczonego domu znalazłem tylko ich martwe, skrwawione ciała i płaczącego Csabę. Nie mogłem zostawić go samego ani oddać do domu dziecka. Więc go adoptowałem – Konrád łyknął sok z mandragory. – Przyzwyczaił się do mnie tak bardzo, że już faktycznie mówi do mnie per tato – uśmiechnął się.
- Jest naprawdę uroczy – stwierdził Luke.
Konrád wstał i podszedł do wilka.
- Ale nie tak uroczy jak ty... - to mówiąc podwinął Luke'owi podkoszulek i pocałował go w brzuch.
Wilk ponownie poczuł jak krew w jego ciele zaczyna buzować, serce przyspiesza do niewiarygodnego pulsu. Dobrze, że siedział, bo czuł, jakby zaraz miał spaść. Nic go już nie obchodziło poza pyskiem smoka, który całuje go w brzuch. Luke pogłaskał Konráda po głowie i dał mu buziaka.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mnie uratowałeś... - teraz Luke wyraźnie zesmutniał. – Dalej nie daję wiary w to, co chciał mi zrobić James. Ciekawe gdzie teraz jest.
- Tutaj – odpowiedział szybko Konrád.
- Jak to tutaj?
- Oprócz ciebie przeteleportowałem tu także Jamesa. Kiedy spałeś zamknąłem go w lochu. Cały czas żąda wypuszczenia i takie tam...
- Chcę go zobaczyć!
Konrád chwycił wilka za łapę i pociągnął za sobą. Smok po kolei otwierał drzwi i razem schodzili po schodach, aby w końcu znaleźć się w podziemiach zamku. Luke poczuł wilgoć i to, że kamienie budujące posadzkę są pokryte mchem.
- Ktoś tu bardzo dawno nie sprzątał – skomentował.
- Nie było potrzeby. James jest pierwszym gościem lochów od ponad dwustu lat.
W końcu stanęli przed jedną celą, w której siedział jeleń. Był ubrany tak samo jak wtedy, gdy próbował porwać Luke'a. Siedział przywiązany pasami do drewnianego krzesła, a jego ręce znajdowały się za jego plecami.
- LUKE! UCIEKAJ! – krzyczał. – TO PSYCHOPATA!
- Oho, zaczyna się – Konrád przekręcił oczami.
- JAK MOŻSZ W OGÓLE KOŁO NIEGO STAĆ? NIE POWIEDZIAŁ CI, CO ZROBIŁ?
- Nie, jeszcze mu nie mówiłem – skwitował smok.
- TO ZWYROL, ZASRANY ZWYROL! OBYŚ SZCZEZNĄŁ W PIEKLE! – dalej nie mógł nic mówić, ponieważ Konrád machnął różdżką i zakneblował pysk jeleniowi. Potem do niego podszedł i przyklęknął przy drżącym Jamesie.
- Tak, to co zrobiłem było nad wyraz okrutne i sam brzydzę się tym, co zaszło tamtej nocy. Jednak ci, których poprosiłeś o porwanie Luke'a sami byli zwyrolami i psychopatami. Gwałciciele, mordercy i pedofile... Poza tym zabawne, że życzysz mi piekła. Niewykluczone, że tam pójdę, ale najpewniej się tam spotkamy – uśmiechnął się. – Ja mordując tamte zwierzęta kierowałem się miłością do Luke'a i nienawiścią do wszystkiego co złe. Ty natomiast zdradziłeś tak piękne uczucie jak przyjaźń i kierowałeś się żądzą zysku. Chciałeś sprzedać własnego przyjaciela. Jak myślisz, któremu z nas Bóg prędzej odpuści grzechy?
- Co zamierzasz z nim zrobić? – zapytał Luke. Konrád podszedł do wilka.
- To, czego zapragniesz. Jeśli chcesz – to mówiąc wyciągnął różdżkę. – Mogę go zabić tu i teraz. Mogę go torturować tak bardzo, że straci zmysły i stanie się jedynie pustą skorupą bez uczuć. Mogę rzucić jego duszę na pożarcie Ghawagom, żeby już nigdy nie zaznał spokoju.
- A możesz go uwolnić?
- Jeśli takie jest twoje życzenie, to oczywiście. Usunę mu jednak część pamięci, nie może wiedzieć o świecie czarodziejów.
- Usuń mu też wspomnienia o mnie i wszystkim tym, co się wydarzyło.
- Oczywiście skarbie.
- Ale najpierw... - Luke podszedł do jelenia i wymierzył mu cztery ciosy w pysk. – Będzie miał jakąś nauczkę.
Konrád zbliżył się do Jamesa i przyłożył mu różdżkę do skroni.
- Eššu Tahsistu – wypowiedział zaklęcie i powoli oddalał różdżkę od skroni. Luke zauważył, że między różdżką a ciałem jelenia znajduje się lekko czerwona struga czegoś, co przypominało wodę. Domyślał się, że to są wspomnienia Jamesa.
Kiedy Konrád skończył, James zamknął oczy i zasnął.
- Teraz będzie spał jakąś godzinę – powiedział smok, po czym szepnął coś pod nosem i struga wyparowała. Machnął łapą i wszystkie pasy rozpięły się, a jeleń spadł na posadzkę. Konrád wziął go na ręce i gdzieś zniknął, aby za chwilę wrócić. – Zostawiłem go w lesie.
- Więc... Powiesz mi, co zrobiłeś? – zapytał wilk.
Smok wziął głęboki wdech i równie głęboki wydech.
- Chodź może do łóżka, tam ci opowiem.
Kochankowie wrócili do sypialni. Konrád położył się i łapą wskazał wolne miejsce Luke'owi, który również się położył.
- W pełni zrozumiem, jeśli za to, co zrobiłem, nie będziesz chciał już nawet na mnie patrzeć. Nie musisz mówić żadnego słowa rozumiem ani nic. Jeśli zaczniesz się mnie bać i się mną brzydzić, po prostu to powiedz, a ja przeteleportuję cię do twojego mieszkania...
- Kochanie... - zaczął Luke. – Uratowałeś mnie, więc nie mam powodu, żeby coś takiego pomyśleć – to mówiąc pocałował smoka.
- Zabiłem ich... W bardzo okrutny sposób.
- W jaki?
- Pamiętasz gatunki, które próbowały cię porwać?
- Dalmatyńczyk, niedźwiedź, lis, owczarek niemiecki i orzeł.
- Dalmatyńczykowi oddzieliłem skórę od mięśni i mięśnie od kości. Owczarkowi niemieckiemu wyciągnąłem jelito i go na nim powiesiłem. Niedźwiedzia spaliłem używając zaklęcia Irae Phoenixia. Lisowi oddzieliłem głowę od ciała, a orła potraktowałem zaklęciem Tenebrae Maxima. To wszystko.
- Boże Wszechmogący... Dlaczego zrobiłeś coś takiego? – Luke poczuł, jak żołądek odmawia posłuszeństwa.
- Po pierwsze dlatego, że chcieli cię porwać i odebrać wszelką godność. A po drugie dlatego, że to oni byli gwałcicielami, mordercami i pedofilami. Dalmatyńczyk siedział już w wieku siedemnastu lat, bo zgwałcił, a następnie przymusił do samobójstwa swoją znajomą ze szkoły, byle tylko nie urodziła dziecka. Owczarek niemiecki miał na koncie cztery kobiety i jednego mężczyznę, który ledwo skończył osiemnaście lat. Niedźwiedź zamordował szesnaście zwierząt, jedno ze szczególnym okrucieństwem. Lis odpowiadał za dziesięć gwałtów. A na koniec został orzeł, który był pedofilem. Zgwałcił dwanaście szczeniaków, trzy kociaki i jedną sarenkę. Tę ostatnią zabił, kiedy próbowała uciekać... Zrobił to w niej jeszcze trzy razy, a ciało wrzucił potem do rzeki. Byli zwyrolami, więc zabiłem ich jak zwyroli...
- Jezu...
- To jednak nie wszystko... Miałem ci tego nie mówić, ale masz prawo wiedzieć, co planowali ci zrobić...
- Mów.
- Kiedy James pokazał im twoje zdjęcia, od razu spodobałeś się owczarkowi. Zaproponował, żeby poużywać cię, zanim trafisz na czarny rynek. Taka ładna dupa, co się ma marnować? cytując go. Niedźwiedź powiedział natomiast, żeby dochodzić w tobie tyle razy, aż wytryśnie z ciebie fontanna spermy...
Luke natychmiast się rozpłakał i wtulił się w Konráda. Smok poczuł, jak na jego piersi zaczyna tworzyć się morze łez.
- Już dobrze kochanie, już dobrze... - mówiąc to głaskał wilczka po główce i delikatnie ją całował. – Jesteś ze mną i nic ci nie grozi...
- Jak mogli... Jak mogli chcieć mi coś takiego zrobić...
- Świat jest pełen złych zwierząt Luke... Dlatego ja obrałem sobie za cel walkę z nimi...
- Kochanie?
- Tak?
- Dziękuję za wszystko... - pocałował smoka ponownie. Całowali się namiętnie przez dobrą minutę. Luke był przerażony tym, czego właśnie się dowiedział, ale z drugiej strony czuł się bezpiecznie w ramionach Konráda. Jedyne, co go teraz obchodziło, to możliwość czucia jego ciepła i smaku jego śliny.
Smok złapał wilka i położył go na sobie. Wtulili się i zasnęli, choć nie było jeszcze południa.

Obudzili się popołudniem, a dokładnie mówiąc obudził ich Csaba, który chrapał koło nich. Konrád uśmiechnął się.
- Chciałbyś być jego drugim ojcem? – zapytał.
- Tak. Całe życie chcę spędzić u waszego boku... - odpowiedział wilk.
Ponownie się pocałowali.

Wilk i SmokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz