CHAPTER 5

28 1 0
                                    

UWAGA! PONIŻSZY ROZDZIAŁ MOŻE PRZEZ CIEBIE ZOSTAĆ ODEBRANY ZA ZBYT OHYDNY! JEŚLI NIE LUBISZ TAKICH RZECZY TO Z DOBREGO SERCA RADZĘ GO POMINĄĆ!

12 czerwca 2023

Kiedy Luke został związany, owczarek niemiecki natychmiast przyłożył mu szmatkę nasączoną chloroformem do nosa. Nie trzeba było długo czekać, aby ofiara straciła przytomność. Wilk zamknął oczy a napięte mięśnie szybko się rozluźniły.
- No, gratulacje panowie – zaczął James. – Poszło wam szybciej, niż się spodziewałem.
- Tak, tak... Tylko nie zapomnij typie o odpowiedniej sumie za to, że go porwaliśmy – powiedział dalmatyńczyk.
- Jasne, jak tylko go sprzedamy to dostaniecie swoją część. A teraz do samochodu, bo jeszcze nas ktoś zauważy.
Rosłe zwierzaki szybko wykonały rozkaz, kładąc nieprzytomnego Luke'a do bagażnika. Owczarek niemiecki z hukiem zamknął drzwi i zatarł łapy.
- To co sefuńciu? Możemy z nim zrobić to, o czym mówiliśmy?
- Ma zajebistą dupę, nic tylko ją zwiedzać – zaśmiał się niedźwiedź.
- Dobra panowie, róbcie to tyle razy ile chcecie, byle go nie zabić.
Wszyscy zaczęli się śmiać.

A wtedy usłyszeli dźwięk włączanego silnika, co było tym dziwniejsze, że nikogo nie było za kółkiem. Samochód wystrzelił i pojechał daleko, osiągając olbrzymią prędkość w bardzo krótkim czasie.
- Co się odpierdala? – krzyknął lis. Wtedy wszystko się wyjaśniło.
Z nieba spadł błękitny płomień, który przez chwilę płonął na ziemi, a następnie urósł do ponad dwóch metrów i przybrał kształt smoka.
- Co jest kurwa?! – lis kontynuował krzyki.
- Dowiem się co tu się u diabła odwala, czy mam to zrobić inaczej? – zapytał Konrád.
Wszyscy milczeli, a przez sekundę czuli fale ciepła otaczające ich mózgi.
- Wy jebane skurwysyny... Wy jebani gwałciciele i pedofile... Mojego wilczka chcieliście sprzedać do burdelu?
Milczeli.
- Dobra koledzy, macie dwie opcje do wyboru – rzekł Konrád. – Zabiorę Luke'a do siebie, a wy pójdziecie gdzie chcecie i będziemy udawać, że nic się nie wydarzyło. Albo... - smok wysunął gałązkę zdobioną srebrem z rękawa. – Zginiecie.
- Oj, kolego... - powiedział niedźwiedź. – Chyba nie wiesz, z kim zadzierasz... - wszyscy, poza Jamesem, wyciągnęli pistolety maszynowe Uzi. – Więc teraz ja ci coś zaproponuję. Albo ty sobie pójdziesz daleko stąd, albo zginiesz.
- Na co czekacie! Zabić go! – rozkazał James, a potem dało się słyszeć donośny krzyk pistoletów maszynowych.

Kule nie dosięgły Konráda. Utworzyły jedynie stalowy mur na jakiś metr przed smokiem. Potem spadły na ziemię, ukazując wściekłego Konráda.
- Czyli śmierć... Teraz zobaczycie, na co stać wściekłego Węgra – pstryknął palcami lewej ręki i wokół niego i delikwentów pojawił się krąg błękitnego ognia.
Na początek przeteleportował się za dalmatyńczyka. Uderzył go w okolice lędźwiową, a skóra psa oddzieliła się od mięśni, a mięśnie od kości, zostawiając tylko kościotrupa z wylanymi wnętrznościami. Potem jego różdżkę opuściła jadowicie zielona smuga, która roztrzaskała czaszkę psa na części i jego mózg się wylał.
- I jak się podoba pierwszy? – śmiał się.
Owczarek niemiecki wystrzelił w niego kolejną serię z Uzi, jednak ponownie ani jedna kula go nie dosięgła. Smok wykonał obrót i pazurami prawej łapy rozerwał ubrania owczarka. Potem wyciągnął jelito cienkie z jamy brzusznej mężczyzny, co nie obeszło się bez jego krzyków, wylania treści pokarmowej i dźwięku wymiotów jego towarzyszy. Po wyciagnięciu jelita, Konrád szybko związał je, uczepił pobliskiego drzewa, a owczarka powiesił na jego własnych wnętrznościach. Jeszcze przez chwilę walczył o życie, jednak po chwili wszystko ustało. Trudno jednoznacznie stwierdzić co było prawdziwą przyczyną śmierci owczarka – powieszenie na własnym jelicie, czy może hektolitry krwi wypływające z jamy brzusznej.
Niedźwiedź, z pokrytym wymiocinami garniturem, postanowił zaatakować smoka swoimi potężnymi łapami. Konrád tylko na to czekał. Zanim niedźwiedź się zbliżył, Konrád przyłożył lewą łapę do swojego pyska, po czym zionął ogniem. Ogień szybko przybrał postać potężnego feniksa. Niedźwiedź przeraził się i próbował uciekać, ale feniks nie pozwolił mu na to – czym prędzej otoczyło swymi skrzydłami i spalił swoją ofiarę. Po kilku sekundach feniksa już nie było, za to na ziemi leżało spalone ciało, jątrzące niesamowitym smrodem.
Kolejny był lis, który myślał o ucieczce, jednak Konrád mu na to nie pozwolił. Przeteleportował się blisko niego, odwrócił go o sto osiemdziesiąt stopni i wyciągnął z niego kręgosłup. Wyrostki kręgów okazały się zabójczym narzędziem, którymi smok oddzielił głowę lisa od jego piersi.
Ostatnim był orzeł. Ten już chciał się wzbić w powietrze, jednak Konrád zamienił jego pióra na skrzydłach w ołów, przez co nie miał jak się poruszyć.
- Błagam! Litości! – skomlał.
- Tamta dziewczynka też błagała o litość... - odpowiedział smok ze wściekłością w oczach. Różdżkę opuściła czarna masa, która nie dość, że pozbyła się skóry i mięśni orła, to jeszcze zamieniła kolor jego kości na najczarniejszą czerń.

James leżał na ziemi we własnych wymiocinach i wypluwając przy tym resztki tego, co miał jeszcze w żołądku.
- Więc? Jak się teraz czujesz skurwysynu? – zapytał Konrád.
- Z... Zostaw mnie... Błagam! Zrobię wszystko, tylko mnie nie zabijaj! – schował głowę pod rękami, szykując się na cios. Nagle uniósł się w powietrze i był na wysokości piersi smoka. Nie miał żadnej kontroli nad swoimi kończynami.
- Coś bardzo podobnego chciałeś zrobić Luke'owi, więc nie wiem o co ci chodzi, że jestem okrutny! A teraz wybieramy się na Węgry!
Teraz James zdał sobie sprawę z tego, że nawet nie zauważył, kiedy samochód wrócił na swoje miejsce. Konrád otworzył drzwi i spojrzał na Luke'a. Ruszył lewą łapą i wszystkie liny natychmiast się rozwiązały. Wziął wilka na ręce i pocałował go w głowę.
- Już wszystko dobrze, kochanie... Jestem przy tobie...
Ogień, który do tej pory okrążał szosę, zbliżył się i spalił wszystkie ciała, które pozostawił po sobie Konrád. Nie został po nich nawet proch.
Smok chwycił jeszcze Jamesa i przeteleportował wszystkich do swojego zamku.


Wilk i SmokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz