CHAPTER 8

20 1 0
                                    

16 czerwca 2023

Luke wstał i ziewnął, prostując przy tym swój kręgosłup, który wydał z siebie charakterystyczne chrup. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest sam w pokoju. Zdziwiło go to, bo zwykle to Konrád budził wilka, kiedy tylko wstał. A teraz smoka nie było przy nim. Zastanawiał się, co się wydarzyło, jednak zdołał usłyszeć cichy gwizd gdzieś na niższych piętrach zamku.
Wyciągnął ze skrzyni żółty podkoszulek i dżinsowe spodenki, a następnie zszedł po schodach, aby dowiedzieć się, kto tak gwiżdże.
Oczywiście był to Konrád, który tworzył coś w kuchni. Towarzyszył temu cudowny zapach pieczonego ciasta, a na dodatek w powietrzu krążyły też wonie migdałów, orzechów i czekolady.
- Och, już wstałeś? – powiedział smok. – Myślałem, że przyniosę ci śniadanie do łóżka.
- Czyli dlatego mnie nie budziłeś? – zaśmiał się Luke. – Musisz jednak wiedzieć, że nie lubię jedzenia w łóżku, więc i tak żądałbym śniadania w jadalni. Dzień dobry kochanie – cmoknął smoka w policzek. – Co właściwie pichcisz?
- Pamiętasz o czym mówiłem podczas naszego spotkania, wtedy w parku?
- Hmm... Mówiłeś coś chyba o jakichś kołaczach.
- Bingo! – to mówiąc otworzył drzwiczki piecyka i wyciągnął walcowate drewienko, na którym osadzone było przyrumienione ciasto drożdżowe. – Oto kurtosz, nasz węgierski kołacz!
Konrád ściągnął ciasto z drewienka i położył na talerzyku.
- Z czym sobie życzysz? – zapytał.
- A co mam do wyboru?
- Na wierzchu mogę go posypać cukrem, migdałami, orzechami... Wiele do wyboru. Natomiast środek mogę wysmarować kremem czekoladowym bądź domowej roboty konfiturą z owoców leśnych.
- To niech będzie cukier i ta konfitura.
Smok przystąpił do ozdobienia kurtosza wymienionymi składnikami. Po chwili Luke dostał do łap talerzyk z pokrytym cukrem kołaczem, który dodatkowo pachniał świeżo zebranymi owocami.
- A gdzie jest Csaba? – zapytał wilk.
- Śpi – odpowiedział Konrád. – Miał koszmar w nocy, z tamtego dnia, kiedy Péter zamordował jego rodziców.
- Nie myślałeś o usunięciu mu pamięci?
- To i tak by nic nie dało. Eššu Tahsistu nie działa na wszystkie wspomnienia. Te najgorsze, które są źródłem naszego cierpienia, zostaną w mózgu, choćbym wyczyścił resztę pamięci.
- A nie ma jakiegoś zaklęcia, które mogłoby to zrobić?
- Jest, ale nie należy tylko machnąć różdżką, a przeprowadzić cały rytuał. Znam sposób jego przeprowadzenia, ale i tak tego nie zrobię.
- Czemu?
- Bo ten egipski rytuał opiera się na otwarciu czaszki zwierzęcia, któremu chcemy wyczyścić pamięć. Nie byłbym w stanie zrobić czegoś takiego Csabie.
- Masz rację, więc nie ciągnijmy tego tematu dalej.
W międzyczasie Konrád wyciągnął z piecyka jeszcze trzy kurtosze i wskazał Luke'owi stół.
- Smacznego kochanie.
- Smacznego złotko.
Pyszność tego ciasta całkowicie zadziwiła wilka. Delikatne ciasto współgrało z konfiturą, która dodawała kwaskowatości, a oprócz tego słodkości dodawał także cukier. Czy Konrád naprawdę jest złotą rączką we wszystkich sprawach?
Luke wziął jeszcze jednego kurtosza, tym razem środek wysmarował kremem czekoladowym. Był słodki jak cholera, jednak nie przeszkadzało to w jedzeniu.
- Chcesz jeszcze? – zapytał smok.
- Och, nie. Najadłem się, dziękuję – powiedział szczerze. Prawdą jest, że kołacze te są bardzo sycące.
Akurat do jadalni przyszedł też Csaba z lekko zapłakanymi oczętami. Konrád natychmiast wziął go na kolana i zaczął tulić.
- Już dobrze synku, wszystko jest dobrze... - pocałował go w główkę.
Luke patrzył jak smoki są blisko siebie i jak dobrze Konrád musi rozumieć swojego małego synka. Wilk usiadł koło nich i również zaczął tulić Csabę.
- Jesteśmy tu z tobą – powiedział. – Wszystko będzie dobrze – to mówiąc pocałował głowę chłopca.
- Wiecie co? – zaczął Konrád. – Nie możemy cały dzień tu przesiedzieć. Chodźmy na dziedziniec pograć w piłkę. Ubierz się Csaba, nie będziesz przecież gonił w piżamie – zaśmiał się i połaskotał synka, który też zaczął chichotać.
Csaba poszedł do swojego pokoju, a Luke i Konrád zostali sami.
- Konrád...
- Tak skarbie?
- Odkąd wyjawiłeś mi istnienie świata magii, jedna rzecz chodzi mi po głowie. Musiałeś usunąć Jamesowi pamięć, aby ten nie mówił nikomu o czarodziejach. Czy ja mam prawo wiedzieć o tym waszym świecie?
- Oczywiście, że tak, kochanie – uśmiechnął się smok. – Międzynarodowy Traktat o Tajności Świata Czarodziejów uznaje jedynie, że większość nie może o nas wiedzieć, bo to mogłoby doprowadzić do wojny między naszymi światami. Jednak jeśli czarodziej zakocha się w niemagu, to niemag ma niezbywalne prawo do wiedzy o naszym świecie, pod warunkiem, że nie będzie tego nikomu mówił.
- Chcesz powiedzieć, że związki czarodziej-niemag są możliwe?
- Ależ tak! Wielu moich znajomych z Akademii Dunajskiej poślubiło niemagów. I to jest całkowicie normalne.
- Ale dlaczego boicie się wojny? Przecież jest już dwudziesty pierwszy wiek i wiele młodych zwierzaków uwielbia magię! Przecież tak bardzo kochamy świat wykreowany przez J. K. Rowling!
- Niestety takie jest prawo. Strach przed niemagami wziął się z okrucieństw, których dopuszczali się na rzekomych czarownicach, kiedy trwały polowania. Chociaż przez tysiące lat żyliśmy obok siebie, to jednak w tamtych czasach nasze relacje nie mogły istnieć. Do dziś ten strach istnieje i przez fakt, że Arcyczarodziejem jest straszny konserwatysta w tej kwestii, to nieprędko się to zmieni.
- Ale jak? Chcesz powiedzieć, że czarodzieje żyli wcześniej razem z niemagami?
- Oczywiście! Razem z niemagami tworzyliśmy rewolucję neolityczną, potem osiedliliśmy się w Mezopotamii, w Egipcie, w Persji, w dolinie Indusu i w Chinach, rozpoczynając erę wielkich cywilizacji. Razem z wami wynaleźliśmy pismo, razem z wami budowaliśmy imperia, których dziś na mapie nie ma. My swoimi czarami budowaliśmy zigguraty, my budowaliśmy piramidy, my budowaliśmy Wiszące Ogrody Semiramidy, my budowaliśmy Wielki Mur Chiński na zlecenie chińskich cesarzy. Nie zabrakło nas też przy tworzeniu cywilizacji greckiej i rzymskiej. Z resztą Romulus był czarodziejem, więc no. Wzniósł Rzym przy pomocy magii. Oprócz tego Karol Wielki korzystał z naszych usług, tak samo cesarze Świętego Cesarstwa, królowie Włoch, Francji, Anglii i tak dalej. To nam udało się wybronić Konstantynopol w 718 roku przed czarami arabskimi. Czyngis-chan praktycznie cały czas miał przy sobie czarodziejów.
- Aż tyle macie osiągnięć? Czyli cała historia jest zmyślona?
- Tak. Kiedy w 1499 roku podpisaliśmy Traktat, konieczne było napisanie całej historii od nowa, żeby niemagowie nic nie podejrzewali. Zostawiliśmy niewielkie wzmianki o tym, że starożytne ludy wierzyły w magię, jednak usunęliśmy wszystko o prawdziwych czarodziejach.
- A co z przywódcami państw? Wiedzą o was?
- To muszą wiedzieć. Traktat nakazał nam posiadać relacje z niemagicznymi rządami, abyśmy mogli w każdej chwili powiadomić waszych przywódców o zagrożeniu w świecie magii.
- Po ci im ta wiedza?
- Niestety konflikty magiczne i niemagiczne często karmią się sobą nawzajem. Wojna u niemagów w wielu przypadkach oznaczała też wojnę u nas. Tak samo na odwrót. Podczas drugiej wojny światowej Niemcy próbowali nas zaangażować w konflikt, ale notorycznie odmawialiśmy, co niemieckiego ministra kosztowało życie. Tak samo było z Sowietami i Amerykanami, ale również się sprzeciwialiśmy, więc Amerykanie wymyślili bombę jądrową, aby rozwiązać problem braku potężnej siły w ich szeregach.
- Dobra, dowiedziałem się rzeczy, o których nie wiem, czy powinienem wiedzieć, dlatego chodźmy w końcu pograć w piłkę.
Cała trójka wyszła na dziedziniec, na którym Konrád postawił magicznie bramkę i namalował linie pola karnego. Zaczęli się razem bawić.

Koło godziny trzeciej mrok ogarnął zamek Konráda. Potężne chmury zaczęły pojawiać się znikąd, co zaprzepaściło szanse na dalszą zabawę i wspólne zjedzenie obiadu na dworze w promieniach słońca.
Smok natychmiast zabrał swoje ukochane osoby do zamku.
- Zostańcie tu i się nie ruszajcie – następnie sam wyszedł na dziedziniec.
- Konrád, o co ci chodzi? – zapytał Luke, jednak smok już nie słuchał. – Csaba, idź do swojego pokoju. Zaraz tam przyjdę – pogłaskał głowę smoczka.
Następnie wyjrzał przez okno na dziedziniec, aby obserwować to, co się wydarzy. Chmury stały się jeszcze ciemniejsze i po chwili zaczął padać deszcz.
Konrád stał samotnie w deszczu, pośrodku dziedzińca. Luke zrozumiał, że na kogoś czeka.

Konrád już od rana czuł, że będzie miał znajomego gościa. Gościa, z którym najchętniej by się nie spotykał. Wiedział, że Péter pewnego dnia w końcu go odwiedzi. Być może po to, aby spróbować przekonać dawnego przyjaciela do Shawa. Może po to, aby zemścić się za przegrany pojedynek. Może po to, aby finalnie pozbyć się smoka z tego świata.
Smok spojrzał w niebo, z którego zaczęły spadać duże krople deszczu. Zdjął swój płaszcz i przeżegnał się.
Usłyszał grzmot. Otworzył oczy i zobaczył, że jego dawny znajomy stał tuż przed nim.
Péter miał co najmniej metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Miał gęste, białe futro, czerwone oczy i stojące uszy. Na sobie miał czarną szatę z symbolem Shawa, czyli lwia czaszka przebita od strony żuchwy różdżką.
- Witaj, Péter. Dawno cię nie widziałem – zaczął Konrád.
- Mój stary, dobry przyjaciel spodziewał się mego przybycia?
- Dalej nie potrafisz kontrolować swoich myśli. Czułem od samego rana, że zamierzasz mnie odwiedzić. Mów od razu, po co tu jesteś. Nie chcę męczyć Csaby twoim widokiem.
- Shaw wysłał mnie, abym cię zmusił do dołączenia do nas – powiedział bez ogródek kuvasz.
- Więc możesz stąd od razu spadać. Przysięgałem wierność miłości i sprawiedliwości, nie będę klękał przed tym cholernym lwem. Dobrze o tym wiesz...
- Konrád, skoro stoisz po stronie miłości i sprawiedliwości, to powinieneś być z nami... Shaw nie chce zła i przestań się oszukiwać, że jest inaczej. To on chce miłości i sprawiedliwości. Chce, żebyśmy w końcu wyszli z kanałów, żebyśmy coś znaczyli, jak za czasów Hammurabiego, Ashurbanipala, Nabuchodonozora, Dariusza, Ramzesa, Salomona...
- Nie zmuszaj się do wymieniania imion wszystkich dawnych królów, którzy gwarantowali nam prawo do bycia sobą. Znam naszą historię chyba lepiej od ciebie.
- Więc skoro znasz historię, to czemu stoisz po stronie Konfederacji Czarodziejów, a nie po stronie Przymierza?
- Bo zależy mi na byciu dobrym. Nie stanę po stronie czarnej magii jak ty.
- Och, nie staniesz? Konrád, wszyscy dobrze wiemy, że interesowałeś się mrocznymi praktykami, nie oszukuj mnie. Z resztą to ty mnie nauczyłeś klątwy śmierci, jeszcze za czasów naszej edukacji.
- Być może, jednak te praktyki zacząłem na szóstym roku i w tym samym roku skończyłem. Czarna magia nie jest dla mnie, mój drogi.
- A co zrobiłeś ostatnio?
- Kierowałem się miłością i dobrze o tym wiesz. I wiesz też, że zasługiwali na taki koniec.
- Dosyć! – krzyknął kuvasz, a jego różdżkę opuściła fala ciśnienia, która popchnęła Konráda do tyłu. – Konrád, czy ty nie rozumiesz, że już przegrałeś? Twoja miłość nie istnieje. Tylko przy Williamie czeka nas dobry żywot.
- Władza nie jest środkiem to celu. Władza to CEL cytując twojego pana. On chce rządzić, aby rządzić. Mieć pod swoją komendą dziewięć miliardów istnień. A potem wymordować tych, którzy będą mu niepotrzebni...
- Ašāšu! – ryknął Péter, na co jego różdżkę opuściła ciemnoczerwona błyskawica, która dosięgła Konráda. Smok zaczął zwijać się z bólu, jednak nie zareagował krzykiem i błaganiem o litość. – POWIEDZ TO.
- Nie masz co na to liczyć... - mówił smok przerywając przy tym często.
Kuvasz zaczął przybliżać się do Konráda, aby zadawać mu jeszcze więcej bólu. Smok mimo to dalej nie krzyczał.
- Ty cholerny smoku... - rzekł Péter na chwilę zaprzestając torturować Konráda. – Czy ty nie rozumiesz, że czeka cię śmierć, jeśli do nas nie dołączysz? Czy naprawdę chcesz zginąć?
- Ja zginąć? – zaśmiał się Konrád. – Nie tym razem.
Wtedy smok wyciągnął z rękawa różdżkę i wycelował nią w kuvasza. Obydwoje rzucili zaklęcia – różdżkę Konráda opuściła biała smuga, a Pétera – czarna jak noc. Spotkały się, tworząc olbrzymią kulę złotej energii, z której co chwili uciekały magiczne błyskawice, niszcząc posadzkę dziedzińca zamku.
Konrád zaczął wyczuwać zwątpienie w duszy swojego dawnego przyjaciela. Czuł, że kuvasz jest słaby duchem i nie będzie w stanie walczyć przez długi czas.
- Najpierw ty, a potem ten zasrany Csaba! – krzyczał Péter.
To wystarczyło, aby smok wszedł w stan furii.
- Nikt nie będzie groził mojemu synowi! – krzyknął Konrád. Skierował swoją różdżkę w lewą stronę, przez co złota kula uderzyła o ścianę zamku, całkowicie ją niszcząc. To dało mu chwilę, aby przejąć inicjatywę w tym pojedynku.
Natychmiast zaczął rzucać kolejne zaklęcia, w wyniku których jego różdżkę opuszczały fioletowe i czerwone błyskawice. Konrád teraz zdał sobie sprawę z własnej siły, ponieważ kuvasz zaczął rzucać już wyłącznie zaklęcia obronne, aby otoczyć się barierą, która go uchroni.
Péter spróbował jeszcze raz zaatakować dawnego przyjaciela, plując w jego stronę zielonym ogniem. Konrád jednak natychmiast wyczarował dużych rozmiarów błękitną tarczę, którą się osłonił.
- To na nic mój drogi – mówił Konrád. Popatrzył w stronę okna, w którym stał Luke. – Uciekaj! – krzyknął.
Péter przeteleportował się do środka zamku, a smok za nim. Dalej rzucali w siebie najróżniejsze zaklęcia, ich różdżki co chwilę stawały się jednością.
Luke natychmiast schował się w kuchni i wyciągnął z szafki patelnię, aby mieć zdolność do jakiejkolwiek samoobrony. Patrzył jedynie na różnobarwne światła, które pojawiały się co chwilę.
Kuvasz dalej przegrywał, jednak nie zamierzał się poddać. Skrzyżował swoje łapy, przy których pojawiła się błękitno-czarna kula, którą opuszczała czarna materia.
Konrád ponownie przyzwał potężną tarczę, za którą się ukrył. Zaklęcie było jednak tak potężne, że musiał kucnąć, aby nie pozwolić psu na przewrócenie go.
- Jesteś tylko głupcem. Głupcem, który myśli, że coś osiągnie stojąc po stronie rzekomego dobra! Nie ma dobra i zła, Konrád, jest tylko władza!
Wtem Péter padł na ziemię, a różdżka wypadła mu z łapy.
Luke walnął go patelnią.

- Wybacz mi mój drogi, ale dziś nie pozwolę ci uciec. Umrzesz tu i teraz – mówił Konrád. Czuł w sercu wielki ból, że patrzy na śmierć własnego przyjaciela, jednak rozumiał, że jest to konieczne.
Cios Luke'a wykonany patelnią okazał się nad wyraz potężny. Z czaszki kuvasza zaczęła ciec krew, która barwiła podłogę. Péter był całkowicie sparaliżowany, jedynie głową wykonywał jakiekolwiek ruchy. Patrzył się to na Konráda, to na Luke'a, mrucząc coś pod nosem.
- Mów, gdzie jest Shaw – powiedział Konrád.
- Nie powiem!
- W takim razie nie dajesz mi wyboru. Luke – spojrzał na swojego chłopaka. – W kuchni w środkowej szafce na dole jest ukryta mała buteleczka z jadowicie zielonym płynem. Daj mi ją proszę.
- A tylko spróbuj mi podać to cholerstwo!
Luke nie słuchał już gadania Pétera, jedynie udał się do kuchni. Przeszukał szafkę i faktycznie znalazł w niej rzeczoną buteleczkę, z etykietą, na której to napisane było Az igazság elixírje. Wrócił po chwili do Konráda i Pétera. Smok wziął buteleczkę od wilka, odkręcił ją – czemu towarzyszyła mocna woń ziół – i wlał kilka kropel do pyska kuvasza.
- Ponawiam pytanie. Gdzie jest Shaw?
- Nie... N... - Péter wzbraniał się, ale uległ w końcu eliksirowi. – W... Ch... Chinach...
- Gdzie dokładnie?
- P... Penglai.
- Shandong czy to drugie Penglai?
- Drugie... Szuka tam tego samego, czego szukał Qin Shi Huang...
- Eliksiru życia?
- D... Dokładnie.
- Żąda nieśmiertelności?
- On ma rządzić wiecznie... Znalazł to... Zamierza po raz pierwszy wypić podczas szabatu... Zwołuje swych wyznawców, aby tam przybyli za trzy dni.
- Wieczna młodość i wieczna władza... Mogłem się po nim tego spodziewać.
- Konrád, zaklinam cię... Nie powstrzymuj go... On nie jest zły. Chce tylko naszej wolności.
- Ale droga do wolności nie wiedzie przez okrucieństwo, terroryzm, nekromancję i resztę dziedzin czarnej magii.
- Konrád... - kuvasz wziął jeszcze głęboki wdech, jednak nie powiedział nic więcej. Nie żył.
Smok zamknął mu oczy i zaczął głęboko oddychać. Luke zauważył, że po policzkach spływają mu łzy.
- Tak będzie lepiej – położył łapę na ramieniu Konráda. – Widzisz, wygląda jakby spał.
- To mimo wszystko był mój dobry przyjaciel. Żal, że dał się skusić czarnej magii. Mieliśmy stworzyć lepszy świat, a on podjął najgorszy możliwy wybór...
Wilk przytulił się do smoka.

Zaledwie godzinę później Konrád zorganizował ceremonię pogrzebową dla swojego starego przyjaciela. Najpierw zszył ranę na głowie, aby krew już nie leciała. Zdjął z niego szatę wyznawcy Shawa, a na jej miejsce dał biały garnitur z czarną muchą. Potem zmierzył wymiary ciała i magicznie zbudował dębową trumnę.
Odeszli trochę daleko od zamku, zostawiając Csabę samego. Smok zdecydował się na tradycyjne wykopanie grobu. Wziął łopatę i zaczął kopać, aż grób był gotowy. Odmówili szybko modlitwę i Konrád opuścił trumnę, aby przyjaciel mógł odpoczywać w spokoju. Następnie znów wziął łopatę do ręki zasypał naprędce zorganizowany grobowiec.
Kiedy wracali do zamku, Luke rozpoczął rozmowę.
- Po co ci wiedza o tym, gdzie znajduje się Shaw?
- Trzeba go wreszcie pokonać. Tu i teraz.
- Chcesz ruszać sam do Chin?
- Tak. Ruszenie większą grupą Inkwizytorów będzie zbyt podejrzane. Muszę to załatwić samodzielnie.
- Zwariowałeś?! Przecież cię tam zabiją! W sekundę! Péter powiedział, że Shaw zwołuje wszystkich swoich wyznawców!
- Śmierć to niewielka cena za zakończenie wojny światowej.
Luke natychmiast wtulił się w Konráda i zaczął płakać.
- Nie chcesz mnie? Jak możesz mówić, że chcesz umrzeć?!
- Kotku... Nie chcę umrzeć. Ale muszę brać pod uwagę wszystkie możliwe opcje. Jest taka sama szansa, że zabiję Shawa, jak szansa na to, że to on zabije mnie.
- Boże, Konrád...
- Nie płacz Luke... Jeśli zginę, będę z tobą cały czas tutaj – to mówiąc przyłożył łapę do serca wilka. – Będziesz cały czas czuł moją obecność. Zostawię cię cieleśnie, ale nasze miłość rozkwitnie duchowo. Będę czekał na ciebie w niebie...
Wilk zaczął płakać jeszcze bardziej, na co Konrád zareagował jeszcze mocniejszym tuleniem.
- Idź... - łkał Luke. – Ale masz tu wrócić, jasne?!
- Wrócę dla ciebie i dla Csaby. Kocham waszą dwójkę i zrobię wszystko, żebyśmy się spotkali za kilka dni. Wierzysz w to?
- Wierzę w to.
- Ale musisz mi coś obiecać Luke... Jeśli jednak nie wrócę, to musisz mi obiecać, że zaopiekujesz się Csabą. Przekażę wam w ewentualnym testamencie zamek i wszystkie moje pieniądze.
- Zaopiekuję się...
Dotarli pod mury zamku i pocałowali się.

Kilka godzin później Konrád był gotowy do podróży. Był ubrany w czarną szatę, którą zabrał swojemu świętej pamięci przyjacielowi, niewiele ją modyfikując, aby na niego pasowała.
Luke i Csaba siedzieli przy kominku wtuleni w siebie i płakali rzęsistymi łzami. Nie mogli się pogodzić z myślą, że smok może do nich nie wrócić. Konrád przyklęknął przy nich.
- Luke, Csaba... Wiedzcie, że was kocham całym moim sercem i zrobię co w mojej mocy, aby tu wrócić. Pamiętaj o danej mi obietnicy, wilczku.
- Będę pamiętał...
- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to do zobaczenia. Jeśli nie... To żegnajcie. Zobaczymy się w zaświatach – pogłaskał głowy obu zwierzaków i odszedł.
Luke i Csaba zostali sami.
- Panie Luke, uda mu się? – zapytał smoczek.
- Jedyne, co możemy zrobić, to wierzyć, że tak.
- Straciłem moich biologicznych rodziców, nie chcę tracić też Konráda... - zapłakał.
- I nie stracisz. Konrád wróci do nas i będziemy żyć razem, zobaczysz.
- A jeśli nie?
- Nie myśl tak nawet. Ten smok jest najodważniejszym zwierzęciem, jakiego znam. Łatwo się nie da...
- Boję się, panie Luke...
- Chodź, położymy się...
Jak powiedzieli tak zrobili i położyli się na kanapie. Ogień w kominku radośnie trzaskał, ale nie napawał wilka i smoczka optymizmem.
Csaba zaczął ponownie płakać.
- Nie chcę go tracić, nie chcę...
- Bez obaw, mój... synku... Wszystko będzie dobrze – Luke pocałował główkę Csaby. – Znasz język polski?
- Niektóre wyrażenia znam.
- A ja znam całą kołysankę. Usłyszałem ją raz, gdy byłem w Chicago, od pewnej polskiej kobiety. Poszukałem jej w internecie i nauczyłem się jej na pamięć. Uspokajała mnie, kiedy sam miałem problemy z zaśnięciem. Zaśpiewać ci?
- Poproszę – fuknął noskiem smoczek.

W górze tyle gwiazd
W dole tyle miast
Gwiazdy miastu dają znać
Że dzieci muszą spać...

Ach śpij kochanie
Jeśli gwiazdkę z nieba chcesz, dostaniesz
Czego pragniesz, daj mi znać
Ja ci wszystko mogę dać
Więc dlaczego nie chcesz spać?

Ach śpij, bo nocą
Kiedy gwiazdy się na niebie złocą
Wszystkie dzieci, nawet złe
Pogrążone są we śnie
A ty jeden tylko nie

A-a-a, a-a-a,
Były sobie kotki dwa
A-a-a, a-a-a
Szarobure, szarobure obydwa

Ach śpij, bo właśnie
Księżyc ziewa i już zaraz zaśnie
A gdy rano przyjdzie świt
Księżycowi będzie wstyd
Że on zasnął a nie ty

Nie trzeba było długo czekać, aż młody smok zaczął delikatnie chrapać. Luke myślał o tym, żeby go pocałować, jednak zrezygnował z tego pomysłu, aby go nie budzić.
Zasmucony również postanowił zasnąć, modląc się w duszy o to, aby Konrád wrócił.


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 18, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wilk i SmokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz