1

14 2 0
                                    

Z nieschodzącym z twarzy uśmiechem przechodziłam przez korytarz Hogwartu udając, że nie widzę ciekawskich spojrzeń na mojej twarzy. Dumnie zadzierałam głowę do góry a ułożone rano włosy z każdym krokiem skocznie opadały mi na ramiona. Przygotowany przez Tonks strój na pierwszy dzień trochę mnie zaskoczył ale kiedy zaczęłam się zbliżać do lochów to wydawał się być coraz bardziej adekwatny. Po jaką cholerę ślizgoni to sobie robili? Dlaczego zamiast wygodnego dresiku czy jeansów i koszulki nosili garnitury i eleganckie kiecki? 

Miałam na sobie buty na delikatnym obcasie, opinającą się subtelnie na ciele czarną sukienkę do kolan i piękną, niebotycznie drogą biżuterię. Mieliśmy w domu pieniądze ale zdecydowanie nie było ich na tyle dużo bym mogła sobie wcześniej pozwolić na błyskotki tego typu. Tonks przywiozła mi kosz łańcuszków, pierścieni i bransoletek, które trzymano w sejfie w Ministerstwie a miała do nich dostęp tylko dlatego, że była aurorem. I musiałam przyznać, że była na tyle fajna, że odkąd ją poznałam sama też chciałam nim zostać. 

Na szczęście na plecach miałam również szatę Slytherinu, która choć trochę okrywała odsłonięte nogi. Idąc korytarzem pełnym dzieci i nauczycieli czułabym się niekomfortowo świecąc gołą skórą.

- Przepraszam? - Uniosłam do góry znacząco brwi a dwóch chłopców i jedna dziewczyna z Slytherinu zeskoczyła z schodków, które zajmowali prawie na całej szerokości. 

Choć cisnęło mi się na usta podziękowanie, to wiedziałam, że mi nie wypada. Nie kiedy miałam być zimną, wyrachowaną Judith, która szczerze zaczynała mi się podobać coraz bardziej. W Ilvermorny nie byłam popularna. Miałam swoje grono przyjaciół i nie potrzebowałam większej ilości znajomych. Tu od wejścia wiedziałam, że będzie inaczej. I chyba dlatego odrobinę mi się to spodobało. Bo kto nie chciałby choć raz w życiu być w centrum uwagi?

Od kiedy pojawiłam się na dworcu to mnóstwo osób nie spuszczało ze mnie wzroku włączając w to te konkretne osoby, na których mi zależało. Pansy Parkinson nawet kilkukrotnie koło mnie przechodziła jakby czekając aż ją zaczepię ale poczęstowałam ją zmierzeniem wzrokiem i pytająco wyczekującym wyrazem twarzy.

Speszyła się. I o to dokładnie chodziło.

W dormitorium zrobiło się troszkę gorzej. Dziewczyny już się znały, ja byłam nowa. Starając się jak tylko mogłam podeszłam do jedynego wolnego łóżka, pod którym stała moja (a raczej kompletnie nie moja, bo zbyt ordynarna i droga) walizka i spojrzałam na ich sceptycznie nastawione twarze.

Na Merlina, musiałam to dobre rozegrać. Zapewne to one rozniosą plotkę o moim przyjeździe reszcie domu, a dalej rozejdzie się to po całej szkole. Oczyma wyobraźni patrzyłam na Ginny i Rona, do których dociera ta informacja i żałowałam jak cholera, że musiałam udawać, że ich nie znam. Ba, miałam ich na początku nawet nie zauważać!

- Cześć. - Zaczęłam siadając elegancko na kufrze z swoimi ubraniami lustrując jednocześnie twarze wszystkich dziewcząt. Rozpoznałam między innymi Dafne Greengrass. Wiedziałam, że ma młodszą siostrę, Astorię. - Jestem Judith Travers. Profesor Snape nie przekazał wam przed świętami, że przeniosłam się do Hogwartu?

Dafne przerzuciła przez ramię blond włosy i mrużąc delikatnie oczy postawiła w moim kierunku pierwszy krok. Nie ruszyłam się ani o minimetr a pewny siebie uśmieszek nie schodził mi z twarzy. Na Merlina, byłam w tym dobra.

- Nic nie mówił. Ani on, ani nikt inny. Nawet prefekci. - Przechyliła lekko głowę na bok i dotknęła ręką stelaża baldachimu, z którego opadały na dół ciemnozielone kurtyny. - Czemu się tu przeniosłaś?

Wydałam z siebie ciche parsknięcie i podniosłam się z miejsca. Spojrzałam jej prosto w oczy a ona w przeciwieństwie do swoich koleżanek nie uciekała wzrokiem. Z tej odległości mogłam zobaczyć jak wyglądała w rzeczywistości i faktycznie należała do ładnych dziewczyn. Włosy miała cudowne, byłam pewna, że należały do jej największych atutów. 

EREASE MEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz