4

12 2 1
                                    

- Więc może nam Pani powie w jakiej kolejności zmienia kolor eliksir Wiggenowy w trakcie warzenia? 

Patrzyłam na profesora Slughorna, który od dziesięciu minut przepytywał mnie przed całą klasą z eliksirów i zaczęłam sobie przypominać cały proces tworzenia wspomnianego wywaru. Krążyła plotka, że w Ilvermorny nie uczono nas takim samym poziomie co w Hogwarcie a profesor Slughorn chyba chciał udowodnić, że nie ma lepszego w tym fachu jak on.

- Hmm... - Zmarszczyłam brwi i korzystając z okazji, że Slughorn odwrócił się do klasy wywróciłam oczyma. Zadał chyba najgłupsze pytanie jakie mógł, te kolory można było wymieniać do wieczora. - Czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, turkusowy, indygo, różowy, czerwony, żółty - zaciągnęłam duży haust powietrza i odnalazłam w tłumie rozbawioną twarz Dafne. Patrzyła na mnie z uśmiechem i współczuciem naraz. - fioletowy, czerwony, pomarańczowy, żółty, pomarańczowy, turkusowy, różowy i zielony.

- Bardzo dobrze! - Nauczyciel klasnął w dłonie i zanotował coś sobie na pergaminie. - A proszę powiedzieć co należy dodać jako ostatnie?

- Wodę miodową.

- Świetnie! Ostatnie pytanie. Podaj proszę cztery przykładowe składniki wywaru żywej śmierci.

Przełknęłam ślinę i przestąpiłam z nogi na nogę.

- Piołun, korzeń waleriany i zioło zawierające tujon. 

- Na prawdę wspaniale! Należy się Pannie Wybitny.

- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się i korzystając z okazji, że nauczyciel zajął się wpisywaniem oceny wróciłam na swoje miejsce w ławce. - Myślałam, że już mnie nie puści. - Szepnęłam do Dafne, która wciąż chichotała pod nosem. 

- A ja miałam nadzieję, że odpowiesz na jeszcze kilka pytań. Kujony prawie zabiły cię wzrokiem jak nie popełniłaś żadnego błędu.

Zerknęłam w kierunku Hermiony, która z ściągniętymi brwiami notowała coś na pergaminie i zaczęłam się zastanawiać czy na prawdę zezłościła ją moja wiedza czy to również była część gry. Profesor kontynuował tłumaczenie nowego działu a mi zebrało się na sen. Byłam zmęczona, wkroczyliśmy w sam środek drugiego semestru i mieliśmy mnóstwo nowego materiału do nauki. Większość tygodnia spędziłam w bibliotece na uczeniu się nowych zaklęć i pisaniu wypracowań na zielarstwo. Profesor McGonagall goniła nas do książek od transmutacji nie słuchając próśb, by choć trochę nam ulżyć. Jak gdyby tego nie było zbyt wiele, to poprzedniej nocy mieliśmy zajęcia z Astronomii i do łóżka wróciłam zdecydowanie zbyt późno. Pracy było więcej niż wolnego czasu.

Po skończonej lekcji ruszyliśmy tłumem w kierunku sali od Historii Magii, które były ostatnimi zajęciami tego dnia. Idąc korytarzem poczułam jak ktoś szczypie mnie w ramię i wydałam z siebie głośny syk. Odwróciłam się i praktycznie od razu zauważyłam wyszczerzonego Zabiniego.

- Ała, Blaise! - Uderzyłam go w ramię książką od Historii Magii i zaczęłam rozmasowywać obolałe miejsce. - Przez ciebie będę mieć siniaka.

- Daj spokój. Nic ci się nie stanie. - Uśmiechnął się do mnie i Dafne po czym dorównał nam kroku. Po chwili obserwowania naszych pytających twarzy wcisnął się pomiędzy naszą dwójkę i objął nas ramionami. - Co słychać?

Parsknęłam śmiechem i zakryłam twarz dłonią.

- Wszyscy się na nas patrzą, idioto. 

- Tak jakby na co dzień nie patrzyli. - Zacisnął dłonie na moim i Dafne ramieniu po czym wypuścił z siebie powietrze. Szedł uśmiechnięty i bardzo pozytywnie nastawiony do życia, aż zaczęłam się na niego podejrzliwie patrzeć. Ostatnimi dniami wyzywał wszystkich i wszystko co stanęło mu na drodze, prawdopodobnie z winy przemęczenia. - Macie plany na sobotę?

EREASE MEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz