[1] Dream

3.8K 190 15
                                    

-Nash gdzie do cholery jesteś?

-W kuchni. -Przebiegłam z salonu do pomieszczenia, gdzie stał on. Uśmiechnięty, piękny, idealny, zresztą jak zawsze. Dopił swoją ulubioną kawę latte i złożył mi na ustach pocałunek zanim przeszedł przez drzwi. -Spóźnimy się skarbie. -Powiedział rozbawiony. Przymrużyłam oczy, ale przyjęłam od niego kurtkę, którą zarzucił mi na ramiona.

-To nie ja zawsze się spóźniam.. -Mruknęłam w jego kierunku.

-Ale też nigdy nie jesteś gotowa przede mną.

-Jestem kobietą! -Wsiadłam na miejsce pasażera i pozwoliłam chłopakowi ruszyć z podjazdu.

-To wcale nie jest argument!

-Dla mnie jest. -Szepnęłam i zaczęłam chichotać.

Chłopak przyśpieszył i chwilę później pędziliśmy w stronę bloku mojego taty. Nalegał na spotkanie, więc postanowiłam razem z Nash'em zabrać go na kolacje, żeby w końcu mógł z nim dłużej porozmawiać.

-Zwolnij, bo się rozbijemy.

-Jestem mistrzem kierownicy. -Chłopak wzruszył ramionami i spojrzał się w moje oczy. -Daj buziaka. -Zrobił z ust dziubek i przybliżył się do mojej twarzy.

-Patrz na jezdnie. -Zaśmiałam się, nadal nie obdarzając go całusem. -Nash jezdnia! -Powiedziałam przerażona. -Nash!

Chłopak machinalnie zahamował, gdy zauważył samochód w zbyt bliskiej odległości od nas. Miał napięte ręce, kiedy starał się go wyminąć. Głośny dźwięk zaalarmował o uderzeniu w pojazd przed nami i w tym samym momencie poduszki powietrzne uderzyły mnie z obu stron. Kawałki szkła szybowały jakby w zwolnionym tempie i zobaczyłam puste spojrzenie mojego chłopaka. Próbowałam podnieść rękę, żeby potrząsnąć nim, ale coś usilnie zatrzymywało mój odruch. Spojrzałam w dół i mogłam zobaczyć krew. Dużo krwi..

Nie mogłam poruszać palcami, więc zaczęłam panicznie oddychać.

-Nash, Nash.. -Łkałam oparta o białą powierzchnie. -Słyszysz mnie. -Przełknęłam głośno ślinę.

Podniosłam głowę do góry, ale jedyne, co zobaczyłam zza poduszki powietrznej to dym, coraz szybciej wypełniający cały samochód.
Drugą ręką siłowałam się z pasami swoimi i Nash'a.

-Pomocy! -Wrzasnęłam panicznie i po wyswobodzeniu się z pasów bezpieczeństwa, sprawdziłam puls mojego chłopaka.

Na moich opuszkach pojawiło się rytmiczne uderzanie. Kamień spadł mi z serca, bo chociaż byliśmy w tak tragicznej sytuacji to był cień szansy, że wyjdziemy z tego bez szwanku.

-Skarbie. -Dźwięk straży pożarnej i pogotowia był jak wybawienie. Spazmatycznie kaszląc jeszcze raz zawołałam o pomoc. Zanim moja głowa opadła przez dym, który dostał się do moich płuc, usłyszałam ciche:
-Żyją.

Gdzie ja jestem?
Otworzyłam szeroko oczy, aby zobaczyć przed sobą pochylonych lekarzy.
Jeden z nich stał z notesem w ręce i sprawnie spisywał wszystkie wyniki z maszyny wydającej przeraźliwy dźwięk.

Byłam w szpitalu..

Otworzyłam usta, aby wydobyć siebie, jakikolwiek dźwięk, ale głos, który wyszedł z moich ust, wcale nie przypominał mojego własnego.

Pomocnik lekarza podał mi plastikowy kubek, po brzegi wypełniony wodą. Z wdzięcznością pokiwałam głową i upiłam spory łyk zanim zadałam najważniejsze pytanie.

-Co z Nash'em? -Mężczyźni spojrzeli po sobie i potem znowu na mnie.

-Stan stabilny. -Zaczęłam się śmiać, prawdopodobnie ze szczęścia. Ten idiota mógł nas zabić i obiecuję, że gdy wyjdziemy ze szpitala rozerwę go na strzępy.

Go far || Nash GrierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz