Rozdział 1. Livia

9K 279 26
                                    

Obracam w dłoni trzeci kieliszek wina, nasłuchując, czy w oddali nie brzęczy szkło. Zdaję sobie sprawę, że nie powinnam sięgać po ani jeden łyk więcej, ale nic nie poradzę na to, że podano dziś wyjątkowo dobry trunek. Zdecydowanie kosztował więcej niż dwanaście dolarów, które zwyczajowo wydawałam na butelkę.

Nie spodziewałam się jednak niczego innego po wernisażu jednego z najlepszych artystów młodego pokolenia. A przynajmniej tak nazywają Alexa Weavera we wszystkich gazetach i programach kulturalnych. Natalie, moja najlepsza przyjaciółka, która dostała zaproszenie na dzisiejszy wieczór, woli jednak określić go mianem faceta tak przystojnego, że rzeźba Dawida może się schować.

Dochodzą do mnie ciche dźwięki instrumentalnej muzyki, charakterystyczny brzdęk szkła towarzyszący każdemu wznoszonemu toastowi i coraz donośniejszy rumor, powoli podsycany procentami. Ktoś niedaleko mnie cieszy się na widok dawno niewidzianej znajomej, ktoś inny od kilku minut próbuje nieskutecznie pożegnać się, wciąż zatrzymywany coraz to wymyślniejszymi argumentami.

Dokładnie w tym samym momencie, gdy wyciągam rękę w bok, by wyczuć stolik koktajlowy, czuję za plecami nagły ruch, a następnie niespodziewany dotyk na łopatkach. Zdaje się, że ktoś mnie przeprosił, choć słowa uciekają mi w całym gąszczu dźwięków.

Cholera jasna.

Przeciągam ostrożnie palcami po materiale mojej sukienki, próbując wyczuć ile spadło na nią kropel alkoholu.

– Proszę. – Męski, dźwięczny głos rozbrzmiewa mi nad głową.

Rzadko kiedy wyłapuję u mężczyzn tak słyszalną nutkę subtelności, ale tym razem nie mam z tym najmniejszego problemu.

– Przepraszam... – urywam, biorąc głębszy oddech.

Nienawidzę takich sytuacji. Zawsze następuje po nich pewna niezręczność, a ja sama nie wiem, czy powinnam się oddalić, czy może liczyć na to, że uda mi się z kimś porozmawiać dłużej niż parę sekund.

– Chusteczki. Wyglądasz, jakbyś ich potrzebowała.

– Och, tak. Tak, dziękuję.

Wyciągam rękę w jego stronę, po cichu modląc się, by okazał się jednym z tych wysokich brunetów, mierzących przynajmniej metr dziewięćdziesiąt, o których można przeczytać w romansach. Za żadne skarby świata nie chcę powtórzyć sytuacji sprzed dwóch miesięcy, kiedy przypadkowo uderzyłam w nos faceta podnoszącego z ziemi mój szalik. Skąd mogłam wiedzieć, że miał nieco więcej niż metr pięćdziesiąt? Naprawdę o takich rzeczach powinno się informować, zanim okaże się komuś pomoc.

Szczególnie jeśli ten ktoś nie widział od dwudziestu czterech lat.

Chwytam w garść kilka chusteczek i dociskam je tam, gdzie czuję, że materiał sukienki przykleił mi się do ciała.

– Jak Ci się podoba?

– Słucham?

– Obraz. Stoisz przed nim od dobrych piętnastu minut.

– Obserwujesz mnie, zamiast wystawy? – Prycham. – Cóż, nie najlepiej świadczy to o jej autorze.

Otacza mnie krótki, urwany śmiech. Wydaje mi się, że dochodzi z mniejszej odległości niż jeszcze przed chwilą.

– A co o autorze świadczy fakt, że zamiast polewać wino najbardziej upierdliwemu krytykowi, woli rozmawiać z obcą kobietą, która ma ogromną, czerwoną plamę na sukience?

Na zawsze, Young | WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz