ROZDZIAŁ 2

1.8K 64 89
                                    

Samotność dotyka tych, którzy na to nie zasługują. Zdarza się również, że jest karą dla tych, którzy zadali ból najbliższym. Pandora należała do... No właśnie, sama nie wiedziała. Mimo tego, że nie miała już dwunastu lat, tylko ponad dwadzieścia, nie potrafiła odpowiedzieć sama sobie na to pytanie. Jej życie polegało na ucieczce, choć się do tego nie przyznawała. Była jak wolny ptak. Jej skrzydła rosły w siłę wraz z sukcesami, które osiągała.

Nikt nie powiedział, że ludzie zawsze wybierają stronę prawa. Niektórzy po prostu nie mieli wyboru i musieli zgrzeszyć. Nie uważała samej siebie za kogoś naprawdę złego. Nie okradała ludzi, którzy ledwo co, mieli na swoje wydatki. Okradała tych, gdzie doskonale wiedziała, że nie zrobi im to wielkiej różnicy. Czasami w żartach Charles nazywał ją damską wersją Robin Hooda, ale w rzeczywistości bardzo się od siebie różnili. On kradł, by oddawać biednym. Ona kradła, aby zyskać coś dla siebie, bądź dla Charlesa, a w zamian dostawała pieniądze, dzięki którym żyła tak, jak chciała.

Nie była idealna, a na pewno nie święta. Najprawdopodobniej nawet by nie dostała już rozgrzeszenia.

Pandora Shelton kochała dopuszczać się grzechów. Nie żałowała ani jednego razu, gdy zrobiła coś nielegalnego. Po raz kolejny miała przekroczyć granicę, która prowadziła nigdzie indziej, jak do bram samego piekła, jeżeli w ogóle ono istnieje.

W piątkowy wieczór wybrała się do kościoła. Och, ironio. Nie należała do osób najbardziej wierzących. Nie chodziła na msze, nie wyspowiadała się, nie modliła się codziennie. Ale tym razem coś ją po prostu przyciągnęło do tego miejsca. Weszła do środka. Jak zwykle w kościele było zimno, a w powietrzu unosił się zapach kadzidła. Chciała pobyć sama, ale przeliczyła się. Zauważyła młodego chłopaka, który klęczał i najprawdopodobniej się modlił. Kiedy ruszyła w jego kierunku, jej kroki rozniosły się echem. Obcasy odbijały się od posadzki. Nawet ten dźwięk nie rozproszył szatyna.

Usiadła na ławce. Wlepiła w niego swe spojrzenie. Chłopak drgnął w pewnym momencie i obrócił głowę w jej kierunku. Pierwsze, co dostrzegła w zielonych tęczówkach to ból. Jego oczy były zaszklone, a twarz blada jak ściana. Nie odezwali się do siebie ani jednym słowem. Po prostu patrzyli na siebie. Kobiecie wydawało się, jakby znała ten rodzaj bólu. W jakiś głupi sposób go rozumiała, choć nic o nim nie wiedziała i nawet nie zamierzała wypytywać. Niby po co?

Ludzie nie zawsze potrzebują rozmowy, przyjaciela, który robi za terapeutę. Takie osoby potrzebują świadomości, że nie są sami. Że nie zostali sami z tymi wszystkimi problemami i czarnymi scenariuszami w głowie.

Szczęście to uczucie, które nie może trwać wiecznie. Jest ono nagrodą za wytrwałość, za podjęcie się walki. Pojawia się po to, byśmy na chwilę odpoczęli od zmartwień. Bo prędzej czy później w naszym życiu znowu zacznie się ten niemiły okres, gdy będziemy chcieli się poddać, kiedy nic nam nie będzie wychodziło. Ludzkie życie to w pewnym rodzaju najważniejsza lekcja, z której nie można uciec. Nie można wybrać się na wagary, ponieważ i tak nas ona dopadnie. A potem przez próbę ucieczki, sprawdzian okazuję się być jeszcze trudniejszy, bo nie jesteśmy przygotowani na kolejny cios wymierzony w naszą stronę.

Spuściła wzrok na dłonie. Bawiła się pierścionkiem z czarnym oczkiem. Przegryzła wewnętrzną część policzka, gdy do jej uszu dotarł cichy, zduszony szloch.

Gdyby ktoś w tamtej chwili zapytał ją, dlaczego dalej siedziała obok nieznajomego, nie potrafiłaby odpowiedzieć. Nie zamieniła z nim ani jednego słowa. Siedziała, patrząc na buty lub na podłogę. Nie pocieszała go, nie zapytała co się wydarzyło w jego życiu.

– To strasznie boli. – Do jej uszu dotarł zachrypnięty głos chłopaka. Mówił w taki sposób, jakby miał zaciśnięte gardło. – Tak bardzo za nią tęsknię. Miała mnie nie zostawiać samego. Obiecała, że zawsze będzie. Przegrała walkę z pierdolonym rakiem – szepnął bezsilnie. – Gdy patrzę w lustro mam ochotę wymiotować. Zawsze słyszałem, że jestem podobny do mamy. Zawsze mi mówiono, że wiele po niej odziedziczyłem. A teraz jej nie ma. Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Zostałem sam. Była dla mnie jak przyjaciółka. Pozostały mi tylko wspomnienia i pamiątki po niej. Nic więcej. Już nigdy nie usłyszę jej głosu. Już nigdy więcej nie usłyszę, jak nazywa mnie głupkiem, gdy próbowałem ją rozbawić. – Pociągnął nosem.

Cursed Game Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz