ROZDZIAŁ 8

965 35 50
                                    

Noc od zawsze była dla niej koszmarem, a z drugiej strony wybawieniem. Jednocześnie nawiedzała ją przeszłość i myśli, jak mogłaby inaczej żyć, gdyby podjęła inną decyzję. W jaki sposób odnajdywała ukojenie? Nie przebywała z ludźmi. Odczuwała spokój, wiedząc, że nie musi z nikim rozmawiać. Niedorzeczne jednak było to, że czasami łaknęła rozmów i bliskości drugiej osoby. Nienawidziła w sobie tego, że choć próbowała być silna, to zdarzało jej się nadal okazać słabość. Wiedziała, że to ludzki odruch, ale uważała, że nie zasługuje na czułość.

Wydawało jej się, że pogodziła się z dawnym życiem. Wydawało jej się, że tamten etap miała już za sobą, ale za każdym razem, gdy czuła dumę, wszystko powracało ze zdwojoną siłą. Stało się tak w dniu, gdy Lawrence zaproponował, żeby poszli na miasto i trochę się wyluzowali. Alkohol, który płynął wtedy jej żyłach sprawił, że odkryła rąbek tajemnicy przed mężczyzną, który nie mógł się dowiedzieć niczego o Pandorze. O poranku chciała na niego nawrzeszczeć, zapytać czemu się nad nią zlitował, czemu został. Ale czy to miałoby jakikolwiek sens? I tak nie wykazała się zbyt dużą inteligencją, naskakując na niego.

Nie zasnęła. Mimo, że godzinę kręciła się na łóżku, szukała odpowiedniej pozycji, to tak czy siak, sen nie chciał nadejść. Dlatego też zdecydowała się zrobić to, co robiła najlepiej. Wróciła do pracy. Minął kolejny tydzień. Przez ten czas spotkała się z Laylą trzy razy. Nie za dużo od niej wyciągnęła. Ale każdą ich rozmowę nagrywała. Zamierzała jeszcze raz przeanalizować słowa wypowiedziane przez córkę Vossa.

Poszła do salonu, trzymając w prawej ręce czarny notes i telefon, a w lewej szary, miły w dotyku koc. Zapaliła światło i usiadła na kanapie po turecku. Ze stolika kawowego wzięła długopis. Przykryła się, odblokowała komórkę i nacisnęła na ikonkę dyktafonu. Włączyła pierwsze nagranie, które trwało ponad czterdzieści minut. Położyła telefon obok siebie, otworzyła notes i zapisała pochyłym pismem datę spotkania i okoliczności. Przetarła dłonią twarz. Westchnęła ciężko, gdy usłyszała słodki głos Layli.

Przebywanie przy niej nadal sprawiało jej trudność. Twierdziła, że Lawrence o niebo lepiej odnalazłby się w tej roli. Na dodatek młoda Voss od momentu, gdy natknęła się na nich, gdy wychodzili od jubilera, bez przerwy pytała o jej męża, którym oczywiście nie był. Nie wiedziała jak to jest kochać. Niby udawanie miała we krwi, ale miłość ją przerastała. Uważała, że to takie uczucie, którego nie da się udawać. Charles pokładał w niej zbyt duże nadzieje. Farrington cholernie się od niej różnił. Bez przerwy żartował, nie wspominając o tym jaką posiadał umiejętność rozśmieszania innych. Dlatego od zawsze wolała działać sama. Była samotną jednostką pośród ludzi, którzy mogli pochwalić się szczęśliwą rodziną i majątkiem. Pandora Shelton mimo tego, że znalazła swoje miejsce, nie czuła się jak w domu. Przestała już szukać.

Zapisywała kolejne informacje, które wychwyciła z rozmowy z Laylą. Córka Vossa wypowiadała się na temat rodziny pochlebnie, lecz ze sporą niepewnością. Jakby gubiła się we własnych słowach. Niby jej rodzice byli tacy kochani, a z drugiej strony nie dawali jej tyle atencji, ile od nich oczekiwała. Zdecydowanie coś tutaj się nie zgadzało. Robiła wrażenie zmanipulowanej albo żyła w bańce szczęścia, starając się nie dostrzegać wad rodziców, a w szczególności ojca. Wcale to Pandorę nie zdziwiło. Jej teoria dotyczące tego, że Layla nawet nie miała zapewnionej ochrony stawała się coraz bardziej rzeczywista. Aiden Voss wykazywał się jeszcze większą głupotą niż podejrzewała na początku. Jednak nie narzekała, to tylko świadczyło o tym, że razem z Lawrence'em bardzo szybko się z tym uwiną, a potem będą mogli się rozejść. A tego chciała najbardziej. Obawiała się, że z czasem ten mężczyzna postawi sobie za zadanie zburzenie muru, który budowała wokół siebie od wielu lat.

Cursed Game Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz