Lawrence podjął decyzję, która wiele dla niego znaczyła. Przygotował wszystko tak, jak tego zapragnął. Był przekonany, że Pandorze spodoba się taki wypad na miasto, a w szczególności jedna atrakcja, którą dla niej przygotował. Liczył na to, że ten dzień będzie należał do jednych z najlepszych w jego życiu. Coraz częściej przyłapywał się na tym, że zachowywał się jak zakochany nastolatek. No cóż, zakochany był i to cholernie. Pandora stała się jego wszystkim. Całym światem. Osobą numer jeden, dla której zrobiłby to, czego tylko zapragnęłaby.
Tego dnia się nad nim zlitowała i nie szykowała się nie wiadomo, jak długo. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej niekonieczne. Ponieważ stres rósł z minuty na minutę. Nie przygotował żadnej przemowy. Wolał działać spontanicznie, jak to miał w zwyczaju.
Podwinął rękawy czarnej koszuli, a na nos założył okulary przeciwsłoneczne. Do auta wsiadła Pandora, która założyła koronkowy, czarny top na ramiączka i w tym kolorze spodnie z wysokim stanem. Włosy związała w wysokiego kucyka, zostawiając dwa pasma z przodu.
– Gotowa? – zapytał, gdy już poprawiła się na fotelu i oparła głowę o zagłówek fotela.
Pokiwała głową.
– Jak najbardziej.
Lawrence uśmiechnął się szeroko. Po chwili włożył kluczyki do stacyjki i odpalił silnik.
W czasie drogi nasunął mu się pewien temat.
– Czyli jesteś przekonana, że w tym sejfie nic nie znajdziemy?
Minął tydzień od feralnego dnia, gdy Pandora została prawie przyłapana przez Vossa, ale koniec końców upiekło im się i nikt z nich już do tego nie wracał. Layla też wydawała się być nieświadoma. No chyba, że tak umiejętnie udawała. Co też zaczął brać pod uwagę.
– Lawrence, wałkowaliśmy ten temat już kilka razy. On nie jest aż tak głupi. Doskonale o tym wiesz.
Mężczyzna zacisnął mocno palce na kierownicy. I to go właśnie martwiło. Co jeżeli Voss trzymał asa w rękawie? W tym duecie robił za optymistę, ale zdarzało się, że nachodziły go niezbyt przyjemne myśli.
– Wiem i to jest niepokojącego – powiedział szczerze, a Pandora mu przytaknęła. – Nie mamy gwarancji, że nasz plan się powiedzie.
Pandora warknęła pod nosem.
– Do cholery, Farrington. Nie rób sobie ze mnie jaj. Cykasz się? Ty się cykasz? – zapytała zbulwersowana. – Człowieku, my jesteśmy razem niezniszczalni. Pewnie zabrzmiało to żałośnie, ale jeśli nie wbijemy sobie tego do łba, to faktycznie gówno z tego wyjdzie.
Zerknął na nią z zadowoleniem, który starał się ukryć.
– No, no – zagwizdał. – Nie spodziewałem się od ciebie takiej przemowy, pani Farrington.
– Nie zmieniaj tematu – rozkazała. – Nie możemy tak długo zwlekać. Sam przyznaj, że traktowaliśmy to jak prawdziwy urlop. Czas się wziąć do roboty. Dzisiaj to ostatni dzień, gdy robimy sobie wolne. A od jutra węszymy ile tylko się da. Za kilka dni próbujemy dostać się do tej przeklętej piwnicy i zgarnąć ten cały „skarb" Charlesa – powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu.
– Widzę, że wszystko zaplanowałaś bez mojej zgody – dogryzł jej.
Pandora obróciła głowę w jego kierunku. Wyczuł to spojrzenie, którym gdyby tylko mogła to zabiłaby go już dawno. To również w niej kochał. To w jaki sposób się na niego denerwowała i irytowała. Dla niego to był piękny widok, a dla niej raczej udręka i chęć błagania o litość. Ale no mówi się trudno i idzie się dalej, prawda?
CZYTASZ
Cursed Game
Romance❝Carum est, quod rarum est.❞ Las Vegas to miasto gdzie pomiędzy zwykłymi ludźmi czają się Złoczyńcy, którzy z natury kochają grzeszyć. Przedstawienie czas zacząć.