Rozdział 12: To nie tak, jak myślisz.

258 19 28
                                    

(Relacje między postaciami w tym rodziale, jak i w całym ff nie prawdziwe. Żadne z podanych wydarzeń nie miało miejsca.)

   To wszystko działo się szybko, zbyt szybko. Czas wydawał się przyspieszyć. Każda minuta zdawała się być tylko sekundą. Jedyne co widziałam to zaciśnięte do bólu pięści, które przez siłę powoli były białe jak śnieg u obu mężczyzn. Ich oczy były przepełnione furią. Dobrze widziałam tą agresje, jak zarazem i żal.

   Wiedziałam, że to ja byłam powodem tego wszystkiego. Jak mogłam dopuścić do czegoś takiego? Mój oddech był szybki, nie umiałam się upsokoić widząc Jisunga i Chrisa w takim stanie, w końcu byli przyjaciółmi. Walczyli o mnie, chociaż do żadnego z nich nic nie czułam....chyba.

  Moje nogi bolały bardziej niż wcześniej, były całe pokryte siniakami. Może wypadek samochodowy nie był aż tak drastyczny, ale po przejściu kilku kroków po mieszkaniu czułam się, jakbym w każdym momencie miała odlecieć.

   Siedziałam na kanapie, bezsilnie wpatrując się w obu z chłopaków. Co chwila próbowałam ustać na swoich obolałych nogach, ale moje łydki odmawiały posłuszeństwa. Czasami krzyczałam do nich, ale to wcale nie pomagało. Chan był wściekły jak nigdy. Dlaczego, skoro tyle czasu minęło, a on dalej ma mnie gdzieś?

  Nagle zebrałam w sobie siły, krzyknęłam w ich stronę jak nigdy wcześniej, nawet nie wiedziałam, że tak umiem:
—Przestaniecie w końcu?! Mam was obu serdecznie dosyć!—

  Widziałam ich zdziwienie na twarzy. Nagle, jak gdyby nigdy nic się nie stało blodnyn pomógł wstać wiewiórowi, który pośpiesznie udał się do wyjścia, chcąc przy tym uniknąć kolejnych przykrych wydarzeń. Najwidoczniej wiedział, do czego był zdolny jego szef.  Po chwili zniknął w ciszy za drzwiami pokoju hotelowego.

   Wiedziałam jednak, że to wcale tak szybko się nie skończy, a przynajmniej nie dla mnie. Czekała mnie dość długa rozmowa. Chan patrzył na mnie swoim zimnym wzrokiem, był bardziej przeszywający niż wcześniej. Tak się na mnie "gapił", że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, a sama poczułam chłód schodzący przez cały mój kręgosłup.

—Co to miało być?— Zapytał równie złym jak i obojętnym głosem.

—To on mnie pocałował, nie ja go.— Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, co prawda wcale nie chciałam przerywać pocałunku, ale tak właśnie było.

  Blodnyn jednak dalej był wściekły, nie wydawało się by jego emocje miały się w końcu opanować. Stał nade mną powoli zirytowany tym wszystkim.

—Serio? I myślisz, że ci uwierzę?— Po chwili namysłu odezwał się, by przerwać tą niezręczną cisze.

—Skoro tak. Dlaczego się nie rozwiedziemy? W końcu jestem taką okropną żoną...— Zaczęłam z nutą ironii w głosie, podkreślając słowo "okropną."

  Widziałam jak twarz Chana blednie, a on wpatruje się we mnie swoimi chłodnymi oczami. Nie wiedział, co powiedzieć.

—...Słucham?— Nagle odezwał się.

—Słyszałeś co powiedziałam, skoro jestem taka okropna, chociaż to ty sam się mną w żaden sposób nie interesujesz a wręcz przeciwnie, to dlaczego w ogóle jesteśmy małżeństwem?— Odezwałam się, złość w moim głosie nabierała coraz większego charakteru.

—Przypominam Ci, że ten związek jest jedynie for- — Zaczął Chris, ale ja weszłam mu w zdanie.

—Tak wiem, formalnością! Wiec dlaczego tak się przejmujesz, hm?! Jakoś ty spotykałeś się z Nari za moimi plecami, nawet mi nic nie powiedziałeś!— Nawrzeszczałam na niego.

  Widziałam to zdziwienie w jego oczach, dokładnie mówiące "czy ona mi się właśnie postawiła?" Wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem, jak gdybym nie mogła mieć swojego własnego zdania. Prychnął jedynie pod nosem w moją stronę i udał się do sypialni.

—Dobranoc, Y/n.— Powiedział oschle za drzwiami, które potem zamknął.

  Momentalnie poczułam jak uderza we mnie bezsilność. Złapałam za poduszkę kanapy, która była obok mnie i zatopiłam w niej twarz. Poczułam jak moje ciało zalewa gorąc, a potem, jak po moich policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy żalu, jak i dalszego gniewu na Chrisa. Czułam się jak dziecko. Nic nie wydawało się takie same, jak kiedyś. Przypomniały mi się czasy, kiedy Jimin nie wplątał mnie w tą jego popapraną mafie. Nie umiałam sobie czegokolwiek ułożyć w głowie.

  Siedziałam tak myśląc nad tym wszystkim. Dochodziła północ ale ja wcale nie byłam zmęczona. Nagle usłyszałam powiadomienie z mojego telefonu. Pośpiesznie wytarłam łzy rękoma i sięgnęłam po telefon. Spojrzałam w jego jasny ekran lekko przymrużając przy tym oczy by być w stanie przeczytać powiadomienie:

Od: Wiewiór 🐿

Nowa wiadomość. Dziś, 12:20 pm.
"Y/n bardzo Cię przepraszam za to, co się dziś stało. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Powinienem był uszanować to, że masz Chana, mimo tego, że wiem jak cię traktuje. Czułem się źle z myślą, że ktoś taki jak on ma ciebie i nawet nie dostrzega w tobie tego, co ja. Wszystko z nim to wyjaśnie obiecuje. Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała daj znać, wiesz, że możesz zawsze na mnie liczyć."

  Przeczytałam wiadomość i delikatnie się uśmiechnęłam. Przeprosił mnie, do tego zaoferował pomoc. Jisung zawsze wiedział, jak poprawić mi humor. Nawet w takiej sytuacji jak ta, w którą sam był wmieszany wiedział jak namalować na mojej twarzy szeroki uśmiech.

  Po chwili poczułam się zmęczona. Było już bardzo późno. Odłożyłam jedynie telefon spowrotem na stolik i przykryłam się kocem. Moje powieki były coraz cięższe, aż w końcu zamknęłam oczy i odpłynęłam do krainy snów.

Ranek, Chan pov:

  Obudziłem się wcześnie, ubrałem w letnią koszulę i parę luźnych jeansów. Wyszykowałem się w łazience i wyszedłem do salonu.

  Zobaczyłem Y/n, która dalej spała. Nagle moje ciało zalało poczucie winy. Ale dlaczego? To ona mnie zdradziła z moim przyjacielem! To ona powinna czuć się winna za to wszystko!

   Odwróciłem od niej wzrok, skupiając sina robieniu sobie śniadania. Dziś mieliśmy wracać spowrotem do naszej siedziby. Włożyłem dwa kawałki chelba tostowego do opiekacza po czym niechlujnie posmarowałem je masłem i zjadłem. Może nie było to kreatywne śniadanie, ale lepiej jest zjeść coś, niż w ogóle.

  Westchnąłem po zjedzonym śniadaniu i posprzątałem kuchnie. Gdyby nie to, że Y/n spała sam kazałbym jej to zrobić. W końcu wcześniej byla zdolna by podejść do Jisunga i go pocałować.

Widziałem, że jest już spakowana. Wróciłem do sypialni pokoju i złapałem za swoje walizki. Schowałem wszystkie ubrania i rzeczy z łazienki. Gdy już to wszystko zrobiłem sięgnąłem po wszystkie bagaże, jak i te, które należały do Y/n i odłożyłem je przy wyjściu z pokoju.

Y/n dalej spała w najlepsze. Powoli mnie to irytowało. Ja musiałem charować, a ona co? Będzie sobie tak leżeć, bo czemu by nie? Szybko do niej podszedłem i szturchnąłem dłonią w ramie.

—Wsatwaj, wracamy.— Powiedziałem, po czym udałem się do wyjścia, czekając na nią.

_____________________________________________

Słowa: 1107

Cześć Myszki,

Tak jak obiecałam, tak dotrzymałam słowa i proszę! Nowy rozdział! Niestety, słabo się czuje więc ten jest trochę nie dopracowany, ale nie chciałam was od tak zostawiać, nie dotrzymując obietnicy.

Mam nadzieje, że pomimo tego i tak spodobał wam się ten rozdział.

Do zobaczenia w kolejnym!

Diabeł Tkwi W Szczegółach Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz