-Jedziemy po Mateo?-Zapytał Zane.-W sensie to nie do końca pytanie bo musimy po niego jechać nawet jak nie chcesz.
-Wychodzi dzisiaj?
-Tak a reszta twoich kochanych braci sobie pojechała pracować.
-Dobra daj mi się ubrać chociaż.
-Masz dziesięć minut.
Poszłam się ubrać. Założyłam na siebie szerokie szare dżinsy, zwykła czarna długą koszulkę a na to zarzuciłam czarną bluzę z wielkim okiem na środku. Wzięłam tabletkę na ból głowy bo nie czułam się dzisiaj najlepiej. Związałam włosy w luźnego koczka i zeszłam z powrotem na dół.
-Możemy jechać.-Zakomunikowałam.
-Idź do auta.
Zgodnie z poleceniem mojego brata udałam się w kierunku pojazdu. Coś było nie tak. Zane nigdy się tak nie zachowywał. Coś z Mateo, z ojcem, z ciocią której swoją drogą długo nie widziałam a może z dwójką mojego najstarszego rodzeństwa. Wyczuwałam tylko że coś się komuś stało. Jego spojrzenie mówiło mi to wszystko. Coś było nie tak. Bardzo nie tak.
-Co się stało?-Zapytałam kiedy przyszedł do auta.
-Nie mogę ci powiedzieć.-Usłyszałam a gdy na niego spojrzałam ujrzałam w jego oczach łzy.
-Zane co się dzieje?
-Adrian i Noah nie żyją.
-Co?!-Czułam że w moich oczach pojawiły się łzy.-Jak to czemu?
-Adriana postrzelono a Noah popełnił samobójstwo.-Wyszeptał tak jakby te słowa sprawiały mu większy ból niż cokolwiek.
-To nie możliwe.-Płakałam jak idiotka.
Bolało. Tak cholernie bolało. Nigdy nie odczuwałam takiego bólu. Nigdy jeszcze aż tak nie płakałam. Nigdy nie miałam takiego ataku paniki...
***
Siedziałam w swoim pokoju obok Neil'a. Już od dwóch godzin leżał ze mną przytulając mnie płaczącą co jakiś czas paląc ze mną i pijąc. Wino było rozlane po podłodze. Wyglądało jak krew. A może to ja byłam już za bardzo nieprzytomna. Mateo i Zane gdzieś pojechali, pytali się czy nie chce z nimi. Nie chciałam. Zostałam tu bo wiedziałam że będę z osobą która da mi tyle alkoholu ile będę potrzebować i wypije go ze mną, która wypali ze mną tyle papierosów ile będę potrzebować. Jakby trzeba było pojechał by pewnie teraz nawet po jakieś narkotyki. Ale w sumie nigdy nie trzeba. Picie, palenie, ćpanie, jaranie to wszystko to nasz wybór. Wcale nie musimy tego robić. Nie jesteśmy gorsi jak tego nie robimy. Powiedziałabym że jesteśmy nawet lepsi bo nie niszczymy sobie zdrowia. Mi jest wstyd ze pije i pale, szczególnie w takim wieku. Gdy patrze na te trzynastolatki które zaczynaja palić jest mi przykro. Na prawdę niszczą sobie życie nawet nie wiedzą jak bardzo. Ja sobie je zniszczyłam.
-Podaj butelkę.-Otarłam kolejną łze i wzięłam łyk wina.
Nie było to dobre wino. Nie było żadnym z wyższej półki. Było to takie typowe wino z marketu które kupujesz gdy chcesz się czegoś napić bez przepłacanie.
-Została końcówka.-Skomentował.-Pójść po kolejną albo coś innego.
-Otwórz tą szufladę.-Wskazałam palcem na moje biurko.-Powinno tam coś być.
-Masz własny barek i nic nie powiedziałaś?
-Napewno ci kiedyś mówiłam.-Mój głos był dosyć dziwny, taki jak po płaczu ale do tego jeszcze taki jak po upicie się.-Jest coś?
-Coś pigwowego ale nie mam pojęcia co to.
-O to jest w miarę dobre.-Powiedziałam nie patrząc na niego.-Ojciec to przywiózł kiedyś z jakiegoś wyjazdu jak był w Europie.
CZYTASZ
Will be fine
RandomDEDYKACJA Dla tych którzy wspierali każdego a oni musieli radzić sobie sami i dla tych którzy nie mieli kogo wspierać. Szesnastoletnia Susan od małego wychowuje się w bogatej rodzinie.Pieniędzy nie brakowało jej praktycznie nigdy.Jej matka umarła gd...