Rozdział 13

743 81 6
                                    


WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!

Musiałam wymyślić jakiś plan, bo zaraz się zorientują, że już nie biegnę. A co gorsza, kim jestem.

Chwyciłam za rękę lekko zdezorientowaną, moim ''wylewem krwi'', Hestię. Szepnęłam zaklęcie na niewidzialność, a więzy przeniknęły przez moje ciało. To samo stało się z przyjaciółką.

Niebieska ciecz ''wsiąknęła'' w moją skórę, a forma się zmieniła. Teraz wyglądałam jak... Jak nie wiem kto. Po prostu miałam blond loki do pasa z czerwonym pasemkiem spiętym w kitka i biały, przylegający do ciała kostium. Miałam skrzydła, ale teraz były całe białe.

Upadły anioł obok, również się zmienił. Miała ona szary kostium i blond proste włosy sięgające jej do kostek. Jej czarne i puste oczy, teraz piękne, niebieskie.

Razem pobiegłyśmy do czarnego sklepiku z artykułami krawieckimi. To nie tak, że jest tu, jak w trakcie wojny. Tu jest po prostu utrzymany stariświecki styl.

Przeniknęłyśmy przez szklane drzwi i wtedy, mogłyśmy już rozmawiać.

- Co się z nami stało? - zapytałam, a spadła ze mnie cała niewidzialność.

- Chyba oczyściłaś mnie! - pis uradowana. Przekrzywiłam głowę,domagając się wyjaśnień. Westchnęła. - Upadłe Anioły są w pewnym sensie zanieczyszczone grzechem. Grzechem, bo chciały zabrać moc od innych. Coś w stylu kradzieży. - zmarszczyła brwi i zamyśliła się na chwilę. - Od ciebie chcą tego oczyszczenia, ale robią to w niewłaściwy sposób. Posuwają się do jeszcze większej zdrady... Czekaj, jak ty to zrobiłaś?! - zerwała się na równe nogi czym nieco mnie przestraszyła, a jeszcze bardziej sprzedawczynię.

- Ja... Miałam po prostu za dużo magii... w sobie... - odpowiedziałam niepewnie, nie rozumiejąc o co może jej chodzić. Hestia szybko spojrzała na rynek, na którym przed chwilą rozgrywała się ta krwawa scena. Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl o tym.

Dziewczyna chwyciła mnie za ramię i pociągnęła ku wyjściu. Otworzyłam szerzej oczy, gdy zobaczyłam, że wszyscy w promieniu kilku KILOMETRÓW są Aniołami. Nie Upadłymi, tylko Boskimi. W ogóle cała sceneria się zmieniła. Zamiast szarości i czerni, jest biel i błękit. Nawet koń, który chwilę temu nas ciągnął był brązowym PEGAZEM. Woźnicy nie było. Na jego miejscu siedział młody chłopak w złotej szacie.

Razem z Hestią odcięłam rumaka od powozu i wspiełam się na jego grzbiet. Przylgnęłyśmy do niego, a po chwili on wzniósł się ponad "chmury". No dobra, tutaj nie ma "chmur ".

- Gdzie lecimy? - zapytałam w pewnym momencie.

- Musimy trafić do zamku. Skoro oczyściłaś tyle osób, to może dasz radę też z królestwem? - odrzekła.

- Raczej nie. - wydyszałam - Jestem bardzo zmęczo... - opadłam bezwładnie na szyję pegaza. Poczułam nagle, że jestem senna i otępiona. Ostatnie co pamiętam, to przeraźliwy krzyk przyjaciółki...

(w mediach macie niebo, po którym leciały dziewczyny)

***

WAŻNA NOTKA!

Zauważyłam, że coraz mniej osób to czyta. Nie wiem, czy jest sens kontynuowania tego opowiadania, skoro wam się nie podoba.

A TAK POZA TYM TO TRZYMAJCIE ZA MNIE KCIUKI, BO MAM WIELKĄ WENE!

CharXxCz

Inna DziewczynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz