Chapter 9

169 14 172
                                    

- Alex! - krzycząc Wilbur wbiegając do pokoju chłopaka i stając przy jego łóżku. - ALEX WSTAWAJ! - zaczął nim ruszać, by ten się przebudził. Alex natychmiast otworzył oczy i chwycił za jedną rękę wyższego.

- KURWA ZAMKNIJ SIĘ - krzyknął na niego, ale z twarzy Wilbura nie znikał uśmiech. - No i co ty się tak szczerzysz jak głupi do sera? - zapytał puszczając nadgarstek bruneta i kładzac głowę na poduszce.

- ALEX-

Alex natychmiast przystawił swoją dłoń do buzi Williama.

- Nie krzycz - powiedział.

Wilbur kiwnął głową i chwycił dłoń Quackity'ego, który blokowała jego mowę.

- Alex, wiesz jaki jest dzień? - zapytał splatając swoje palce z czarnowłosym.

- Czwartek?

- A co jest w czwartek? Bal! - zawołał zrywając się z miejsca zmuszając przy tym Quackity'ego, by wstał z łóżka.

Trzymał jego ręką swoją lewą, a drugą chwycił za talię. Zaczął nucić muzykę pod nosem i ruszać się w jej rytm.

Alex lekko zdezorientowany patrzył na niego jak na idiotę próbując nadążyć nad krokami.

To już dzisiaj?

- Głupek z ciebie - zaśmiał się cicho pod nosem, a na twarzy Wilbura pojawiły się rumieńce. Quackity otworzył szeroko oczy zauważając to. - Ty się rumienisz!

- Nie kurwa wcale - stwierdził stając w miejscu. Spojrzał na niższego. - Przy tobie się zawsze rumienię.

- Przestań.

- Nie - uśmiechnął się puszczając go. - Musisz poćwiczyć kroki - dodał zmieniając temat.

- Nad niczym nie będę ćwiczyć, bo nie będę tańczyć - stwierdził Quackity kładząc ręce na pierś.

- No weźźź - jęknął niezadowolony. - Ale ze mną zatańczysz? - dodał.

- Nie.

- Alex, no proszę!

- Nie!

***

Quackity wstał z kanapy już ubrany w wcześniej przygotowane ubrania. Zobaczył jak Wilbur wchodzi w również garniturze. Na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Wyprostował się i oparł o stół przed sobą wpatrując się w bruneta.

- Źle wyglądam czy coś? - zapytał okularnik spoglądając mu w oczy, a Quackity natychmiast odwrócił wzrok.

- Nie - odpowiedział, a na twarzy Williama pojawił się uśmiech. - A czy powiedziałem coś? - dodał i położył plecy na oparciu kanapy.

- Nie.

- No właśnie - powiedział wstając z kanapy i spojrzał ja zegar. - Zaraz powinniśmy wychodzić - stwierdził i minął Williama, by założyć buty. - Wilbur, chodź!

- Idę, lecę, pędzę! Nawet płynę! - zawołał za nim Wilbur śmiejąc się pod nosem.

- Zabawne, nie widzę jakbyś leciał czy płynął - parsknął Quackity wstając z ziemi i wziął torbę chowając do niej najpotrzebniejsze rzeczy. - Na teren ratusza nie można brać broni, więc będziesz musiał je schować. Tak samo jak ja... ale nie zmienia to faktu, że musimy! - mówił ciszej niż wcześniej.

Just a partner | Quackbur (CZĘŚĆ I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz