- Alex! - krzycząc Wilbur wbiegając do pokoju chłopaka i stając przy jego łóżku. - ALEX WSTAWAJ! - zaczął nim ruszać, by ten się przebudził. Alex natychmiast otworzył oczy i chwycił za jedną rękę wyższego.
- KURWA ZAMKNIJ SIĘ - krzyknął na niego, ale z twarzy Wilbura nie znikał uśmiech. - No i co ty się tak szczerzysz jak głupi do sera? - zapytał puszczając nadgarstek bruneta i kładzac głowę na poduszce.
- ALEX-
Alex natychmiast przystawił swoją dłoń do buzi Williama.
- Nie krzycz - powiedział.
Wilbur kiwnął głową i chwycił dłoń Quackity'ego, który blokowała jego mowę.
- Alex, wiesz jaki jest dzień? - zapytał splatając swoje palce z czarnowłosym.
- Czwartek?
- A co jest w czwartek? Bal! - zawołał zrywając się z miejsca zmuszając przy tym Quackity'ego, by wstał z łóżka.
Trzymał jego ręką swoją lewą, a drugą chwycił za talię. Zaczął nucić muzykę pod nosem i ruszać się w jej rytm.
Alex lekko zdezorientowany patrzył na niego jak na idiotę próbując nadążyć nad krokami.
To już dzisiaj?
- Głupek z ciebie - zaśmiał się cicho pod nosem, a na twarzy Wilbura pojawiły się rumieńce. Quackity otworzył szeroko oczy zauważając to. - Ty się rumienisz!
- Nie kurwa wcale - stwierdził stając w miejscu. Spojrzał na niższego. - Przy tobie się zawsze rumienię.
- Przestań.
- Nie - uśmiechnął się puszczając go. - Musisz poćwiczyć kroki - dodał zmieniając temat.
- Nad niczym nie będę ćwiczyć, bo nie będę tańczyć - stwierdził Quackity kładząc ręce na pierś.
- No weźźź - jęknął niezadowolony. - Ale ze mną zatańczysz? - dodał.
- Nie.
- Alex, no proszę!
- Nie!
***
Quackity wstał z kanapy już ubrany w wcześniej przygotowane ubrania. Zobaczył jak Wilbur wchodzi w również garniturze. Na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Wyprostował się i oparł o stół przed sobą wpatrując się w bruneta.
- Źle wyglądam czy coś? - zapytał okularnik spoglądając mu w oczy, a Quackity natychmiast odwrócił wzrok.
- Nie - odpowiedział, a na twarzy Williama pojawił się uśmiech. - A czy powiedziałem coś? - dodał i położył plecy na oparciu kanapy.
- Nie.
- No właśnie - powiedział wstając z kanapy i spojrzał ja zegar. - Zaraz powinniśmy wychodzić - stwierdził i minął Williama, by założyć buty. - Wilbur, chodź!
- Idę, lecę, pędzę! Nawet płynę! - zawołał za nim Wilbur śmiejąc się pod nosem.
- Zabawne, nie widzę jakbyś leciał czy płynął - parsknął Quackity wstając z ziemi i wziął torbę chowając do niej najpotrzebniejsze rzeczy. - Na teren ratusza nie można brać broni, więc będziesz musiał je schować. Tak samo jak ja... ale nie zmienia to faktu, że musimy! - mówił ciszej niż wcześniej.
CZYTASZ
Just a partner | Quackbur (CZĘŚĆ I)
FanficNa polskim wattpadzie jest mało książek poświęconych temu tematowi; a jeśli są to po prostu słabe lub są mocne 18+ , więc postanowiłem, że napiszę sam książkę, którą chciałbym przeczytać. Nie pozwalam na kopiowanie, proszę mieć dystans, shipuję ic...