Quackity obudził się dzisiejszego dnia trochę później niż zazwyczaj; o dziesiątej. Co się dziwić, wrócił z Wilburem do domu o drugiej w nocy, a zasnął jakieś czterdzieści minut dłużej.
Wstał z łóżka leniwym krokiem, a na myśl od razu przyszły mu wydarzenia z przed paru godzin.
On niczego nie pamięta? Spanikował przez chwilę. W sumie to dobrze.
Założył klapki i otworzył drzwi od pokoju. W salonie nie spotkał Wilbura, więc pomyślał, że za pewnie jest w kuchni, łazience lub na papierosa wyszedł.
Nieprzewidywalny jest ten człowiek. Nie wiadomo nawet gdzie może być. Okaże się jeszcze, że spał pod moim łóżkiem. Zaśmiał się na swoje własne myśli i usłyszał kroki.
Do salonu wszedł Wilbur, ale już nie w garniturze, w którym Quackity myślał, że zasnął, a w żółtym swetrze, czarnych spodniach i białymi skarpetkami, a w ręce trzymał kubek z kawą.
- Śpiącą królewna wreszcie się przebudziła - uśmiechnął się, a na czarnowłosy się zarumienił. - Zrobiłem ci kawę, usiądź, zaraz przyniosę.
I wyszedł. Quackity stał wryty. Jak on stoi na nogach? Wypił więcej ode mnie, a ja wstałem w pół żywy! Ten facet jest niemożliwy...
Wilbur wrócił z drugim kubkiem, a zobaczywszy młodszego, który stał -- odstawił kubki na stół i podszedł do chłopaka.
- Mówiłem ci byś usiadł - powiedział chwytając jedną ręką talię czarnowłosego, a drugą rękę wziął pod jego głowę i uniósł.
- WILBUR! DO JASNEJ CHOLERY CO TY WYPRAWIASZ?! - wrzasnął na niego cały czerwony Quackity, na co brunet się zaśmiał i przyłożył palec do jego ust.
- Cii.. - syknął, a czarnowłosy patrzył na niego zdezorientowany. - Odpocznij, pewnie głowa cię boli - mówił kładząc Quackity'ego jak dziecko do snu - chcesz leki? - Wyprostował się.
- Wilbur, do cholery, nie boli mnie głowa - powiedział podnosząc się do siadu. - Myślę, że kawa wystarczy.
- W porządku, jak coś to mów - Wilbur podał mu kubek kawy i sam usiadł z drugim obok niego.
Quackity zdezorientowany patrzył z niepokojem na spokojnie pijącego sobie kawę bruneta.
- Chyba ci jeszcze coś zostało po alkoholu - oznajmił, a okularnik spojrzał na niego odkładając kubek na stół.
- Pfff, Q, nie rozśmieszaj mnie - prychnął Wilbur innym tonem niż wcześniej.
Ale natychmiastowa zmiana nastroju. Pomyślał Quackity śmiejąc się pod nosem.
- Brałeś leki? - zapytał czarnowłosy spoglądając w oczy Wilbura sprawdzając czy ma czerwone.
- Brałem, nie martw się o mnie - odpowiedział uśmiechając się lekko.
- Tak na sto procent wszystko w porządku? - dopytywał, a Wilbur zbliżył się do niego prawie stykając się nosami, przez co Quackity'emu zrobiło się gorąco, a na policzkach miał widoczne rumieńce.
- Myślisz, że miałbym kłamać? - zapytał go chwytając kołnierz koszuli nocnej Alexa, co spowodowało, że obydwoje byli siebie bliżej.
Quackity czuł na sobie oddech Wilbura. Był pewien, że się rumienił, co było celem bruneta.
Usłyszeli pukanie do drzwi. William nie spuszczał wzroku od Quackity'ego, ale zwolnił uścisk koszuli. Czarnowłosy chłopak upewnił się, że może odejść od Wilbura.
- Pójdę otworzyć - szepnął i wstał z kanapy czując na sobie wzrok okularnika. Czując, że wciąż ma czerwone policzki, otworzył drzwi, a na samego gościa, uśmiechnął się. - Cześć, Slime.
Quackity mimo tego, że bardzo się cieszył, że przyjaciel go odwiedził i nawet uratował go z dosyc niekomfortowej sytuacji, zesztywniał. Bał się, że Slime coś zauważy i będzie się go dopytywać co się stało i na 100% wypowie przy tym imię okularnika.
- Cześć, Quack - uśmiechnął się rudowłosy, a chwilę potem na jego twarzy pojawiło się zamieszanie. - Wszystko w porządku? Jesteś cały czerwony.
Kurwa.
- T-tak, Slime - przytaknął czując obecność za sobą.
- Och, cześć i Wilbur! - zawołał Slime, a Quackity'emu na te słowa zrobiło się gorąco.
- ... Hej... Slimecicle... - westchnął Wilbur.
- Jschllat powiedział, żebyście przyszli dzisiejszej nocy na spotkanie SOP. - Położył rękę na ramieniu czarnowłosego, który otrząsnął się z transu. - Dobra robota, chłopaki.
- Taa, dzięki - mruknął teraz dopiero uświadamiając sobie co się dzieje.
No tak, zabiłem Andena.
Slime czując to jak Wilbur się na niego gapi, speszył się i powiedział:
- No dobra, nie przeszkadzam wam - mruknął znacząco do Quackity'ego, który jeszcze bardziej się wkurzył. - Pa!Czarnowłosy patrzył w odchodzącego rudowłosego przyjaciela bez mrugania. Dopiero po tym jak William trzasnął drzwiami przed jego nosem -- otrząsnął się z myśli i spojrzał na wyższego bruneta.
- Coś nie tak, Will? - zapytał chcąc odejść, lecz przeszkadzał mu w tym właśnie Wilbur.
- Nie, wcale - odpowiedział drwiąco zaciskając palce na ramieniu Quackity'ego.
- Au, Wilbur..
- Czy on o czymś wie o czym ja powinienem? - zapytał.
Quackity przełknął ślinę.
- N-nie..?- Na pewno, Alex? - zbliżył się ku jego ucha (chyba nie muszę mówić, że Alex się zarumienił-).
Czarnowłosy spojrzał na niego, po czym spuścił wzrok na swoje stopy. W jego głowie pojawił się pewien pomysł. Jego stopa była tak blisko syopy Wilbura, że mógł spokojnie na nią nadepnąć.
Spojrzał ponownie na okularnika, który wydawał się nie zamierzać nigdzie ruszyć. Znów spojrzał na podłoże i podniósł nogę przyciskając ją do palcy u nogi Wilbura, który zawył z bólu robiąc przy tym miejsce na przejście dla niższego.
Zadowolony z siebie Quackity poszedł do salonu siadając na kanapie z kubkiem kawy, którą sobie popijał.
Wilbur nie będzie mógł, prawdopodobnie, chodzić przez pięć dni.
~~~~~~~~~~~
Rozdział, w którym może nie dużo się wydarzyło, ale jednak coś...
No coś tak... no...
Przygotujcie się na następne rozdziały! Robi się grubo...
841 słów
~Dr3amer
CZYTASZ
Just a partner | Quackbur (CZĘŚĆ I)
FanfictionNa polskim wattpadzie jest mało książek poświęconych temu tematowi; a jeśli są to po prostu słabe lub są mocne 18+ , więc postanowiłem, że napiszę sam książkę, którą chciałbym przeczytać. Nie pozwalam na kopiowanie, proszę mieć dystans, shipuję ic...