Rozdział 68

633 52 2
                                    

POV Bellamy

W moich objęciach trzymałem miłość mojego życia. Niby ją trzymam, a jednak czuje jakby wymykała mi się z moich rąk. Tracę ją i nie mogę zrobić nic, aby ją tu zatrzymać. Uchodzi z niej życie, a ja nie mogę tego powstrzymać. Nie rozumiałem, dlaczego ze wszystkich ludzi na świecie to musiała być akurat ona.

- Tori... – Odezwałem się cicho, gdy dziewczyna patrzyła w jeden punkt pustym wzrokiem.

Nie uzyskałem jednak odpowiedzi. Dziewczyna nawet nie spojrzała w moją stronę. Zamiast tego z uśmiechem na ustach zamknęła oczy. Wiedziałem, co to oznacza i przerażało mnie to coraz bardziej. Widziałem, że wciąż oddychała, jednak robiła to zdecydowanie za wolno.

W końcu podniosłem załamany wzrok w kierunku Abby. Nie możemy pozwolić na to, by zginęła w taki sposób. Uratowała ich wszystkich, tak właściwe to nas wszystkich. Jej nagrodą nie może być śmierć.

- Zrób coś... – Wyszeptałem błagalnie. - No zrób coś do cholery! Nie możesz pozwolić jej umrzeć, rozumiesz? Nie możesz.

- Ja... – Zaczęła widocznie nie chcąc powiedzieć tego, co właśnie myśli.

- Mamo. – Dołączyła do mnie Clarke patrząc załamana to na nieprzytomną dziewczynę to na kobietę. – Musimy coś zrobić. – Wykrztusiła przez łzy.

- Już za późno. – Pokręciła głową. – Ona...

- Błagam. – Przerwałem jej zrozpaczony. – Ona wciąż oddycha, a ty już raz ją uratowałaś. Przecież wtedy miała o wiele poważniejsze rany niż ma teraz. Miecz nie przeszedł na wylot, a to znaczy, że nie uszkodził wszystkich narządów.

- Bellamy ja też chce, by ona żyła, jednak sytuacja, o której mówisz miała miejsce, gdy byliśmy w naszym obozie. – Odparła zrezygnowana. – Tam mamy wszystkie potrzebne rzeczy, którymi byłabym jej w stanie pomóc. Tu nie mamy zupełnie nic. Nawet sterylnych warunków. Musielibyśmy się dostać do obozu, a ona nie przeżyje tej drogi. Powinniśmy jej dać godnie odejść.

- Nie. – Nie zgodziłem się na to. – Ona nie może umrzeć.

- Mamy tu sale szpitalną. – Wtrąciła Indra. – Może nie taką, jak wy, ale to zawsze coś.

- Potrzebuje z obozu aparatury, która podtrzyma później prace jej serca. Będziemy musieli wprowadzić ją w stan śpiączki po zabiegu i dopiero później stopniowo wybudzać. – Dodała patrząc na nas uważnie. – Inaczej dojdzie do...

- Pojadę. – Przerwałem jej nie chcąc, by kończyła. Od razu chciałem wstać na równe nogi.

- Nie. – Octavia położyła rękę na moim ramieniu, bym się nie ruszał. – Pojadę ja. Ty masz zostać przy niej.

- O...

- Ona cię teraz potrzebuję braciszku. – Przerwała mi. – To ty musisz przy niej być. Poza tym ja jeżdżę o wiele szybciej.

- Ktoś musi jechać z tobą.

- Ja pojadę. – Zaoferował się Jasper. – Wiem, co sobie myślisz. – Spojrzał na mnie. – Ale tu chodzi o Tori. Ona jest jedną z ostatnich osób, którym dałbym umrzeć.

- Czas nas goni. – Pośpieszyła ich Abby. – Jeśli ma się udać, musimy zaczynać.

Musi się udać. Po prostu musi.

 Po prostu musi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Broken Souls // Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz