~Rozdział 2~

22 3 0
                                    

- O nie... - mruknęła biało-bura przywódczyni. - Czy przeniosłaś go do swojego legowiska? - 

- Oczywiście - odparła jej siostra - Narazie Szarek, Milka, Krzywcia i Lawendka są zdrowi.

- Dobrze - miauknęła przywódczyni, starając się ukryć niepewność. Zostały jej tylko dwa życia i bardzo się tym martwiła. Tą samą emocję było widać na twarzach innych członków klanu. Każdy z nich nieszczęśliwe odszedł do swoich obowiązków. Oby zielony i biały kaszel nie rozprzestrzeniły się w tym roku tak jak parę parędzięsiat księżyców temu. Zabrał prawie wszystkie kocięta, dziewiąte życie przywódcy i wielu wojowników, uczniów oraz karmicielek.

- Mamo, co się stało z Lwiątkiem? - zapytała nierozumiejąca jeszcze aż tyle przybrana córka Brunatnej Pełni.
  Ciemna karmicielka popatrzyła na nią smutnym wzrokiem. Starczy kłamstw. 

- Lawendko, zielony kaszel to ciężka choroba - zawiesiła głos, łzy napłynęły jej do oczu. - Jego śmierć jest bardzo prawdopodobna, wszystko w łapach klanu gwiazdy... 
Kotce o lawendowych oczach również napłynęły jej do oczu. Lwiątku, nie... - pomyślała z bezsilnością. Wbiegła do żłobka i otarła się o głowę Krzywci. 

- Biedny Lwiątek - zawyła ciemniejsza koteczka. - Gdy zostanę medyczką, nie pozwolę by koty umierały na zielony kaszel. 
Wtedy podeszły do nich dzieci Oszronionego Strumyka.

- Raczej ci się to nie uda - syknęła Milka. Lawendka nie miała chęci ani sił jej się odgryźć. Po prostu dalej chlipała, wtulona w swoją siostrę. Wtedy podeszła do nich Rudy Nos.

- Oj, czy wy zawsze musicie sobie dogryzać? - zapytała retorycznie. - Szarku, Milko, nie dokuczajcie waszym koleżankom. Szczególnie teraz, gdy są przygnębione ciężką chorobą brata. 
    Niedługo potem siostry zasnęły, wtulone w swoją matkę. 

                                                                                    ***

Nakrapiana samotniczka obserwowała bawiące się ze sobą kocięta. Zauważyła jak siłują się ze sobą Kwiat, Bursztyn i Wicher. Ten ostatni, wyblakło czarny kociak przypomniał jej o ojcu tych kociąt - dzielnym Jaśminie, poległym kocie, który oddał życie ratując ich wszystkich przed masywnymi psami... Ciekawe czy Północ tak samo bawiłaby się teraz beztrosko z rodzeństwem.
Wtedy do jaskini wszedł ponadprzeciętnie duży kocur. 

- Witaj Klonowa! - zawołał z szyderczym uśmiechem - Cóż ja tu widzę? Nie ma z tobą Jaśmina? Naprawdę, był bardzo wierny jak sądziłaś!

- Jaśmin nie żyje, zginął mężnie nas chroniąc - kotka spoza klanów broniła swego partnera - Po co ty przyszedłeś?! I tak spadaj! 

- No nie wiem, Klonowa... No nie wiem. Chyba nie chciałabyś stracić swoich trzech kociąt? Przydadzą się naszej grupie. Chyba, że zmieniłaś zdanie i grzecznie do nas dołączysz? - wymiauczał, wciąż bardzo uszczypliwo. Matce kociaków zjeżyła się sierść. One same przybliżyły się do niej. 

- Nigdy nie dołączę do tej bandy chciwych pchlarzy, Blady! - warknęła, otulając ogonem swoje kocięta. 

- Ohh? A więc tak? - twarz masywnego kocura zmieniła wyraz na sztuczne, szydercze zdziwienie. - A więc pamiętaj, że nie możesz się tu czuć bezpiecznie. Masz 5 dni. Jeśli do nas nie dołączysz oślepimy cię, przegnamy... Albo lepiej, zabijemy! - syknął. - A twoje maluchy się nam przydadzą.
   Mała Kwiat patrzyła zaciekawiona na ciemnego kota. Jego groza w jej oczach była taka, taka... Imponująca. Samotnik wybiegł z nory. 

- Mamo, czy on nas tobie zabierze? - zapytał wyblakło czarny kocurek.

- Nie, nie pozwolę na to - obiecała go jego mama.
Tymczasem jego złoto-brązowa siostra głęboko dumała: ,,On był taki imponujący! Ale też groźny... Czemu mama do niego nie dołączy? Pewnie mają dobre schronienie i ktoś by dla nas polował, mama nie musiałaby nas zostawiać, by złapać jakąś żylastą mysz! Do tego oni atakują klanowców! Na pewno jest w nich coś złego, jeśli mamusia woli zostać samotniczką."

Zaginiona Przywódczyni [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz