-gdy jednak coś go zatrzymało.... Nie była to jego wola... A wola właściciela długiego kija z zaostrzonym końcem namoczonym w nieznanej cieczy
Leżałam tak chwilę bez ruchu kiedy stworzenie zaszarżowało w miejsce z kąd padł kolejny rzut przypominającym włócznie - narzędziem. Chwila moment, kilka świstów. Słychać było sapnięcia, parsknięcia, zgrzyty I wiele więcej. Miałam problemy z poruszaniem jednak na oślep doczłapałam się do drzewa pod którym następnie skuliłam się.
Wyglądałam jak mała kulka mieszanki strachu jak i szczęścia. Coś mnie uratowało. Nie wiem co to ale jestem mu wdzięczna.
-Kim jesteś?! - usłyszałam nieznany mi głos. Czy to był... CZŁOWIEK?! jestem uratowana?! - Co tu robisz?
Spojrzałam się na mojego wybawcę. Chwila... Wybawców?
-Próbuje przeżyć... Heh - nie wiedziałam co się dzieje, mój entuzjazm z każdą sekundą wypływał ze mnie razem z łzami które nawet nie wiem z kąd się wzięły
-Tak jak my wszyscy. - jego ton brzmiał chłodno. Tak jakby nie chciał tu być... Co ja mówię? Nikt nie chciał by być w miejscu gdzie wszystko próbuje cie zabić!
-Jestem... Jestem... -nie wiedziałam co powiedzieć. W mojej głowie była tylko pustka. Tak długo nie miałam kontaktu z ludźmi że nie pamiętam swojego imienia? To nie możliwe. Muszę je znać.
-jesteś?...- niecierpliwił się. Dajcie mi wszyscy spokój do cholery! Ja... Potrzebuje tylko trochę czasu by!... Odpocząć...
-jeste... -nie zdążyłam dokończyć. Zemdlałam. Znowu.
Time skip
Niewiadoma ilość czasu późniejPov: narrator
W tym momencie -bezimienna- była nieprzytomna. Jej bezwładne ciało zostało związane gdyby okazała się wrogiem. Położona była na zadzie zwierzęcia którym kierował jej "wybawiciel". Za nim jechała grupa złożona z 6 osób łącznie z nim. Brunetką - ubraną w grube futro, ciemnoskórą, blondynką o kręconych włosach odzianą w już cieńsze futro, szatyna o zielonych oczach ubranego w skórę najprawdopodobniej raptora. Reszta trzymała się u boku. Wszyscy maszerowali na cztero-kopytnych stworzeniach w ciszy. Nikt nie odważył się czegoś powiedzieć. Przywódca podniósł rękę i równo z opuszczeniem jej wszyscy ruszyli biegiem przez las
W oddali było widać wyjście z lasu. Od jakiegoś czasu było coraz zimniej, teraz wiadomo dlaczego. Zbliżali się do gór. Minęło kilka dni drogi, jednak bezimienna ciągle się nie obudziła. Pewnie spowodowane to było obrażeniami i długim brakiem snu. Opatrzona była dość... Prowizorycznie.
Miała ściągnięte ubranie w które została opatulona. Jej głowa obwiązana była liśćmi przywiązanymi do siebie. Tors obłożony był czystą skórą by zatamować krwawienie. Do jej ręki jak i pleców został również przyczepiony miękki kij. Za zadanie miał tymczasowo usztywnić owe miejsca przez złamania (a w wypadku kręgosłupa by nie narazić go na więcej obrażeń).
Blondynka o zielonych oczach obudziła się, nie wiedziała co się dzieje
-uh... C-co się dzieje?... - dziewczyna chciała złapać się za głowę jednak zdała sobie sprawę z faktu iż ma związane ręce - co do huja?!
-uspokój się. - usłyszała znajomy głos - wszystko jest w porządku
-w porządku?! Jestem związana, wszystko mnie boli i porywa mnie nieznany człowiek razem z bandą meneli spod biedry!
-...co to biedra? - -bezimienna- ucichła na moment. Jak to możliwe że nie wiedział co to biedronka? Menel spod biedry? Nigdy tego nie słyszał? - i co ten cały menel?
-czekaj... CO?
-gówno. Nie krzycz bo zwabisz drapieżniki
-uh - zakłopotała się - może byś mnie rozwiązał?
-sory ale nie. Najpierw muszę porozmawiać z wodzem. - zwolnił trochę by nie ryzykować upadkiem niskiej istoty
-kim jest wasz wódz?
-dowiesz się w swoim czasie.
-jak masz na imię? - blondynka wierciła się jednak gdy zrozumiała że może spaść zaprzestała czynność
-zapytałem o to pierwszy. Kilka dni temu - obrócił się by na nią spojrzeć. Ujrzał małą wkurwioną istotę z wyrysowanym na twarzy „nie zbliżaj się, gryzę"
-eh... Chwilka. - jej wzrok stał się bardziej pusty niż wcześniej. Po prostu przestała skupiać go na danej rzeczy by móc zagłębić się w swoim umyśle - chyba... Diana
-W takim razie, Diano. Witaj na wyspie z twoich koszmarów - spojrzał na nią, uśmiechnął się szyderczo i ruszył szybciej przemierzając bezkresną zimę
Diana nie ruszała się zabardzo. Pomagało jej to utrzymać ciepło pod cienkimi ubraniami. Skupiała się na otoczeniu. Głównie widziała w oddali megalocerosy - ogromne jelenie, direwolfy na nie polujące - 3 razy większe wilki od naszych wilków, mamuty - włochate słonie i wielkie ptaki szybujące po niebie zjadające ciała zwierząt znanych Argentawisami
Wszystkie były takie piękne, fascynujące. Nowe! Ale zarazem i strasznie niebezpieczne
-zaraz będziemy - powiedziała dziewczyna podjeżdżając obok zielono okiej - będę się tobą opiekować przez najbliższy czas - uśmiechnęła się ciepło
Diana patrzyła się na nią. Nie mogła uwierzyć swoim oczom. Osoba która przed nią stała wyglądała jak istny anioł. Oglądała ją tak chwilę gdy ta znowu się odezwała
-wszystko ok? Nie odpowiadasz od 5 minut... - wyglądała na zmartwioną
-huh? TAK! WSZYSTKO OK! - speszyła się Diana - cieszę się - uśmiechnęła się lekko
-jak masz na imię?
-Diana. A ty? - w oczach Diany przewijało się wiele emocji. Smutek, agonia, złość, ale i ekscytacja. Cieszyła się, że poznała kogoś kto może ją zrozumie
-Ja? Jestem Rayla. Miło poznać! - zmrużyła oczy po czym przyspieszyła i pojechała na przód
Diana siedziała chwilę. Zastanawiała się co właśnie się stało. Przecież... To niemożliwe żeby zakochała się w kimś od pierwszego spojrzenia! I to w dziewczynie! Prawda?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hewooo! Kolejny rozdział za nami 🙆 papa!
Licznik słów ~ 839 ~
CZYTASZ
~Przyszłość zamienia się w przeszłość~
Fantasiawyobraź sobie że nagle cofasz się w czasie o ponad 100 milionów lat... no właśnie... wyobraź. Diana Smith, 16 letnia dziewczyna nie musiała sobie tego wyobrażać. Podczas pozornie normalnego dnia nagle zemdlała, wydawało jej się, że obudzi się w gabi...