THE BLUE OF MY TRUST

158 10 4
                                    

„Uważaj komu ufasz.
Nawet diabeł był kiedyś aniołem.”


Dracon powoli oddalał swoją twarz od tej Harry'ego. Patrzył prosto w jego szmaragdowe oczy, które patrzyły na jego oddalające się od niego wargi.

— Za dwadzieścia minut śniadanie — odezwał się Malfoy, spoglądając to na usta, to na oczy chłopca. — Zobaczymy czy dalej wymiotujesz.

Blondyn wstał i wyszedł, pozostawiając Harry'ego w samotności. Tak w zasadzie nie musiał się przygotowywać — wczoraj po balu znalazł w swoim pokoju czyste ubrania, która miał ubrać po balu, przebierając się z niewygodnej szaty. Ciuchy na jutro zostaną na niego ubrane po kąpieli.

Po prostu usiadł na łóżku i zdecydował poczekać na śniadanie, aż po czasie przyszedł po niego skrzat, którego Malfoy jakoś nazywał, ale nadal nie wiedział jak.

Na jego widok wstał i kiedy skrzat ruszył przed siebie, Harry wstał i poszedł za nim.

Prowadził go przez już znany mu korytarz, i jak się okazało, do tej samej sali, w której wczoraj odbywał się bal.

Wkrótce mógł usiąść przy długim stole, na przeciwko Malfoy'a, na którego talerzu znalazło się już jedzenie. Z resztą na tym należącym do Harry'ego, jedzenie również było, tyle, że w małych ilościach, ograniczające się do jednego tosta, na którym leżał liść sałaty, kilka kawałków bekonu, szczelnie przykrywające warzywo, a na bekonie znalazło się ugotowane jajko pokrojone w plasterki.

Harry złapał w ręce tosta i zaczął jeść, próbując udawać, że nie przejmuje się uważnym wzrokiem mężczyzny z naprzeciwka, który zrezygnował z siedzenia na swoim honorowym miejscu, zajmując miejsce, na którym zazwyczaj siedzieli doradcy.

— Jeśli będziesz głodny, powiedz — mruknął blondyn, zaczynając dopiero jeść, to co miał na talerzu.

Harry skinął głową, dalej żując kanapkę. Czuł się dziwnie, jednak nie przez jedzenie. To jego pan sprawił, że czuł się tak, a nie inaczej. Swój wzrok cały czas trzymał na nim, co było przerażające, jednocześnie ciekawe.

— Wrócę wieczorem, do tego czasu Hiacynt się tobą zajmie — poinformował go wstając i po prostu wychodząc.

†††

Harry nie nadawałby się do mieszkania w pałacu i byciu damą dworu. Głównie ze względu na to, że nie był kobietą, a następnym argumentem było to, że nie mógłby cały dzień leżeć i nic nie robić.

Właściwie nie mógł być damą z jeszcze jednego powodu — był ubierany przez skrzaty i nie wiedział nigdy na jaki strój trafi, albo na jaką okazję jest ubierany.

To było również dzisiaj. Skrzaty założyły na niego jedynie długą koszulę, sięgającą mu prawie do kolan, a jak potem się okazało, na rozkaz Dracona.

Równym zaskoczeniem było dla niego to, jak padło pewne pytanie z ust Hiacynta do innego skrzata.

— Jak pan kazał go ustawić?

Harry zrozumiał pytanie dopiero wtedy, kiedy magią został usadowiony na kanapie, a jego nogi się rozszerzyły, pokazując wszystko, co pod nią miał.

Przestali walczyć z nim dopiero wtedy, gdy zjawił się Dracon. Obserwował ich chwilę, po czym nakazał skrzatom opuścić komnaty, tym samym siadając na kanapie obok Harry'ego, który nieco zmieszany zakrył wszystko widoczne koszulą.

— Dlaczego się opierałeś? — zapytał prosto z mostu. — Chyba jasno dałem Ci do zrozumienia, że Hiacynt się tobą zajmie.

— Nie chcę, żeby ten głupi skrzat kiedykolwiek mi w czymś pomagał. Sam doskonale dam sobie radę — odparł wściekle.

SHADES OF OUR FEELINGS; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz